Author | |
Genre | fantasy / SF |
Form | prose |
Date added | 2024-01-04 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 321 |

Brygidzie przypadł dyżur w niedzielę. Musiała pogodzić weekendowe dyżury z zajęciami w szkole. W efekcie nigdy nie miała wolnych sobót, niedziel i świąt. W południe, nieco wcześniej niż w dzień powszedni, przywiozła wózkiem do pokoju nr 39 obiad w termosach. Pan Samuel, jak zwykle siedział przy stoliku i grał w jakąś grę zręcznościową na tablecie. Na widok Brygidy uśmiechnął się, kiwnął głową i zebrał się do wyjścia na jadalnię. Przy łóżku pana Gracjana siedziały dwie kobiety, najpewniej córka i prawie dorosła wnuczka. Żona trzymała Gracjana za rękę, wnuczka siedziała na krześle i rozglądała się znudzona po sali. Rękę trzymała w przewieszonej przez ramię torebce. Prawdopodobnie najchętniej zajęłaby się schowanym tam smartfonem.
– Odpoczywaj, odpoczywaj, Gracjanku – szeptała starsza z kobiet. Z panem Gracjanem od wielu lat nie było kontaktu.
Do pana Eustachego też przyszedł gość. Sądząc z wyglądu prawnuk, o którym opowiadała Stefa. Na nakastliku leżała torba z owocami, dwa jabłka, śliwki i banan.
– Mama bywa u ciebie?
– Czyja mama?
– Moja mama, Zyta, partnerka twojego wnuka.
– Nie pamiętam. A kim ty jesteś? Pani Brygida – ucieszył się.
– Erazm, twój prawnuk – Erazm Junior już był zniecierpliwiony i odetchnął z wyraźną ulgą, kiedy spostrzegł Brygidę.
– Dzień dobry. – Uśmiechnął się niepewnie. – Dziadku, to pani teraz cię nakarmi, zjesz sobie obiadek, co jest dzisiaj na obiad?
– Zupa szczawiowa, kaszka z pulpetami sojowymi, sałatka, kompot porzeczkowy – odpowiedziała, zaglądając do naczyń.
– No, to ty sobie zjesz, a ja pójdę już. Jeszcze wpadnę do dyrektorki coś załatwić.
– Proszę pani, to ja nakarmię Gracjanka – zwróciła się do Brygidy żona chorego.
– Umie pani? – zapytała Brygida.
– Tak, co tydzień to robię, pani tu nowa?
Brygida podała kobiecie pojemnik z zupą i plastikową łyżkę.
– Dobrze jest pana posadzić i podłożyć ręczniczek pod brodę.
– Tak! Wiem, wiem.
Córka pana Gracjana westchnęła tylko zniecierpliwiona.
– Pani Brygida to takie nasze słoneczko tutaj – powiedział pan Eustachy.
Kiedy w poniedziałek rano Brygida weszła do szatni, jedna z obecnych tam opiekunek powitała ją gromkim:
– Dziewczyny, witamy miss Oddziału Opieki dla Seniorów.
Odpowiedział jej gromki śmiech i brawa, a z szatni męskiej obok wychyliły się przez drzwi głowy dwóch opiekunów.
– O co chodzi? – Brygida nie rozumiała. Śmieją się z niej? Podłożyła się z czymś? Ale nie, spojrzenia były raczej życzliwe.
– Nie bój, Samuel się wczoraj rozgadał przy obiedzie, jak nie on – wyjaśniła jej Karina. – I ogłosił wszystkim, że Eustachy zapamiętał, jak masz na imię. To może być początek ciekawego romansu.
Brygida się zaczerwieniła.
– W nagrodę jutro rano kąpiesz Eustachego, przed badaniami.
– Brygida, wykąpiesz Eustachego, Witold ci pomoże. Potem zaprowadzisz go do ambulatorium – komenderowała we wtorek rano Karina pełniąca funkcję starszej na piętrze. – Po badaniach przeniesiesz go do jedenastki na pierwszym piętrze, gdzie dostanie śniadanie. Potem opiekujesz się nim i załatwiasz badania na zewnątrz, które zaleci lekarz. Będziesz się opiekować Eustachym, jak długo będzie trzeba. W tym czasie obsługujesz jeszcze pokoje 39 i 38. 37 weźmie na ten czas kto inny.
Funkcja Kariny była raczej zwyczajowa i wynikała z tego, że mogła pochwalić się najdłuższym stażem opiekunki na piętrze. I nikt z personelu trzeciego piętra tej pozycji nie kwestionował tym bardziej, że nie wiązało się to z żadnymi dodatkowymi pieniędzmi. Wynikające z tej funkcji obowiązki ograniczały się do przydziału dodatkowych czynności w sytuacjach odbiegających od rutyny, jak właśnie teraz lub organizacji pracy w przypadku nieobecności kogoś z personelu.
Witold, mężczyzna w sile wieku o umysłowości dziesięciolatka, był pomocnikiem do wszystkiego na oddziale.
– Panie Eustachy, pan nasiusia do tego pojemniczka – prosiła Brygida, utrzymując podopiecznego w postawie stojącej, podczas gdy Witold podstawiał pojemnik.
– Czego sobie pani Brygida życzy – odpowiedział Eustachy.
Udało się. Potem rozebrali pana Eustachego i posadzili na taborecie pod prysznicem.
– Hoho! Czego to się doczekałem na stare lata, dziewczyna mnie rozbiera. A ty to kto? Pchasz się na trzeciego? Gdybym ja był młodszy, to też bym panią Brygidę rozebrał. Chciałbym tak zobaczyć te cycuszki.
– To nieładnie, pensjonariuszu – odezwał się Witold oburzony słowami Eustachego.
– Uznam to za komplement.
– A pani Brygida to wolna, mężatka?
Dobre pytanie, pomyślała Brygida. Dwadzieścia lat i żadnego chłopa w otoczeniu.
– Wolna, ale proszę na nic nie liczyć – odpowiedziała.
– Ale jakby się parę guziczków w chałaciku rozpięło. Pani Brygida zawsze taka pozapinana, ale widać, że figurka cacuszko, byłoby co oglądać…Auuu.
Brygida skierowała mu prysznic na twarz.
– Pan przestanie, bo puszcze zimny prysznic! – ostrzegła go żartobliwie.
Z ubranym i czyściutkim panem Eustachym na wózku inwalidzkim Brygida skierowała się do ambulatorium. Tam pobrano mu krew. Krótka wizyta u lekarza.
– Jak się pan czuje?
Pan Eustachy popatrzył na Brygidę.
– Głośno trzeba – Jak się pan czuje, panie Eustachy? – powtórzyła głośno.
– Nogi mam takie słabe, panie doktorze, i ręce mi latają, kręgosłup mnie boli i nie mogę chodzić. Stanąć nawet nie mogę. Czy można na to coś pomóc?
Lekarz osłuchał pacjenta.
– Oddychać, nie oddychać… Duszności pan miewa?
– Oj tak, tak.
– Zawroty głowy.
– Nie pamiętam.
– Pan Eustachy właściwie cały czas leży – pozwoliła sobie się wtrącić.
Lekarz pokiwał głową.
– Panie doktorze, bo ja nie wiem czy już mówiłem ale nogi mam takie słabe, że wstać ani chodzić nie mogę. Dałoby się coś z tym zrobić, bo żyć się już nie chce.
– Mówił pan już.
ratings: perfect / excellent
Twoje opowiadanie przypomina mi jedną z moich ulubionych lektur: "Małe eksperymenty ze szczęściem. Sekretny dziennik Hendrika Groena, lat 83 i 1/4".