Go to commentsLiwia - Rozdział ósmy
Text 8 of 8 from volume: Liwia
Author
Genreromance
Formprose
Date added2025-11-06
Linguistic correctness
- no ratings -
Text quality
- no ratings -
Views31

Kilka godzin później Liwia zawzięcie odliczała do końca porannej zmiany w klinice. Rozmowa z Robertem dobiła i tak już jej wyjątkowo podłe samopoczucie. Nie była pewna, jak zareagować na insynuacje dotyczące zbyt zażyłych relacji z jednym z pacjentów. Udawała zdumioną i zupełnie nieświadomą, choć doskonale wiedziała, że jest źródłem jego lubieżnych fantazji. Sytuacja wymknęła się spod kontroli. Musiała działać.  

Weszła do sali Jakuba wczesnym wieczorem. Nie miała już go na swojej zmianie, ale wykorzystała moment, gdy dyżur przejął nowy pielęgniarz – masywny, cichy Adam. Jej twarz była blada, a oczy pełne zdeterminowania. 

– Musimy skończyć – wyszeptała, stojąc przy jego łóżku, trzymając w rękach plik losowo wybranych dokumentów, by stworzyć pozory. 

Jakub, który czytał akurat jakiś opasły tom, odłożył książkę, a na jego twarzy pojawił się irytujący uśmieszek. 

– Przyszłaś mnie przeprosić za to, że mnie unikasz, Liwiu?  

– To nie jest gra, Kuba – ucięła ostro. – Koniec zabawy. 

Jej ton sprawił, że jego uśmiech zniknął. 

– Słucham? Co się stało? 

– Dyrektor Kamiński – powiedziała cicho, ale stanowczo. – Widział nas. A właściwie widział twoje cudowne podrywy po południu. Wie, że coś jest na rzeczy. Przeniósł opiekę nad tobą na Adama. Doskonale wiesz, co to oznacza. 

Jakub opuścił wzrok, złość zastąpiła mu pewność siebie. 

– I dlatego odpuszczasz? Myślałem, że jesteś inna – powiedział z żalem w głosie. – No, cóż… będę się powstrzymywał w ciągu dnia, ale nocą całkiem dobrze się ukrywamy, nie martw się. 

Wrócił jego asertywny ton. Wstał, próbując objąć ją w pasie. Kobieta odskoczyła jak oparzona.  

– Nie, Jakub – Była nieugięta. – Nie będę ryzykować swojej kariery dla twoich... przygód. Zostałam przyłapana na nieprofesjonalnym zachowaniu. Skończyliśmy. 

Wyszła równie szybko, jak się pojawiła, zostawiając Jakuba zdezorientowanego i wściekłego. Jego ego, które tak pieczołowicie odbudowywała, pękło z hukiem. 




Liwia daremnie usiłowała przekonać samą siebie, że toksyczny związek został przecięty, a przyszłość z mężem czekała na uporządkowanie. Jednakże, niczym natrętny refren, jej myśli wciąż krążyły wokół Jakuba. Domniemana niewierność Sebastiana okazała się jedynie wygodnym pretekstem – miękkim lądowaniem dla jej sumienia, które wciąż domagało się usprawiedliwienia winy. Próbowała uwierzyć, że romans się skończył, ale prawda była taka, że pragnęła tego `wymuskanego gogusia` – jego butnej pewności, jego desperacji, tego, jak jego choroba potęgowała jego namiętność. To było niezdrowe, było destrukcyjne, ale właśnie tego chciało jej ciało. 

Nie wytrzymała. Kilka minut po drugiej nad ranem wymknęła się z domu i ruszyła z powrotem do ośrodka. Znała teren jak własną kieszeń, dlatego nie miała problemu aby wejść od tyłu i przedostać się na oddział korytarzami,  których nie obejmował monitoring.  

Otworzyła cicho drzwi sali Jakuba. Śpiący chłopak wybudził się gwałtownie. Na jego twarzy pojawiło się zaskoczenie, a potem uśmiech, pełen wyższości. 

– Wiedziałem, że nie potrafisz się oprzeć – mruknął, zaplatając ręce na karku. 

Liwia nie odpowiedziała. Nie musiała. Jej racjonalna część mózgu przegrała. Ruszyła przed siebie. Rzuciła się na niego, przewracając go na poduszki. Jej usta odnalazły jego w ataku gwałtownej, pozbawionej hamulców namiętności. To było surowe, zdesperowane i chaotyczne. Była to miłość do zniszczenia, a Jakub odpowiadał na nią z taką samą, wygłodniałą siłą. 

Po wszystkim, pokój znów pogrążył się w ciszy, przerywanej tylko ich niespokojnymi oddechami. Liwia leżała na boku, przytulona do jego piersi, czując się jednocześnie najbardziej winna i żywa w swoim życiu. 

Kuba leżał bez ruchu, ale w końcu ostrożnie odsunął ją tak, by móc na nią patrzeć. Jego spojrzenie nie było już zuchwałe, a surowe i poważne. 

– Zmieniłaś zdanie, czy to był pożegnalny seks? 

Kobieta nie odpowiedziała od razu.  

– Musimy trochę przystopować. Ludzie zaczynają węszyć.  

– Nie musimy robić tego tutaj, mogę się wymykać. – W panice poderwał się z miejsca, czując, że nie podoba mu się wydźwięk tej rozmowy.   

Liwia pokręciła głową. 

– Za duże ryzyko. Po prostu odpuśćmy na jakiś czas. 

Wysunęła się z jego objęć, a chłodny szelest materiału zakłócił spokój, który panował w tym pokoju. Jakub z pasją obserwował, jak koronka bielizny zakrywa newralgiczne punkty. Ostatni skrawek nagiej skóry zniknął pod szwem dopasowanego biustonosza, a moment później jej zgrabna sylwetka ukryła się pod ciężarem luźnej odzieży. Jakub chłonął ten przemijający widok, z gorzkim przekonaniem, że to ona w tej chwili odzyskuje pełnię kontroli nad swoim życiem i jego pożądaniem. 

Wiedział, co to oznacza. 

– A więc to pożegnanie. 



Jego krótko przystrzyżone, blond włosy były ułożone z niezwykłą starannością, jakby właśnie opuścił salon fryzjerski, a pociągła twarz biła arogancką pewnością siebie. Atletyczna sylwetka, spoczywała w codziennym, ale drogim zestawie: ciemne, dobrze dopasowane jeansy i granatowa koszulka z dekoltem w serek, która podkreślała jego dobrze zbudowane ramiona.  Czysta linia szczęki i wyniosłe, jasne spojrzenie sprawiały, że wydawał się niezniszczalny, całkowicie niepasujący do miejsca pełnego ludzkich dramatów. Jakub poczuł palący żal, obserwując tę wymuskaną fasadę, zniekształcającą się w irytującym, zadziornym uśmiechu, który posłał recepcjonistce na przywitanie. To był mężczyzna, który miał wszystko – a teraz przyszedł odebrać swoją żonę. I tego właśnie Jakub nie mógł mu darować. 

Sebastian był ucieleśnieniem świata, który Kuba miał w pogardzie: świata sukcesu, perfekcjonizmu i pozornej nieskazitelności.  

Obserwował go, siedząc na krześle po drugiej stronie korytarza. Wpatrywał się  w niego z obsesyjnym zapałem, natrętnie skanując każdy gest i skinienie. Patrzył jak macha jej na powitanie, a następnie obejmuje w pasie, emanując przy tym swoją luzacką postawą i charyzmatycznym spojrzeniem. Z wyczuciem przesunął  silną dłonią wzdłuż jej kręgosłupa, zsuwając ją do momentu, w którym napotkał krągłości. Kobieta zawiesiła się na jego szyi i to był moment, w którym ich spojrzenia się spotkały. Świdrowała Jakuba równie zacięcie jak on jej męża, a jej szarobłękitne tęczówki  mówiły jawnie: „Ani się, kurwa waż”. 



  Contents of volume
Comments (0)
ratings: linguistic correctness / text quality
no comments yet
© 2010-2016 by Creative Media