| Author | |
| Genre | romance |
| Form | prose |
| Date added | 2025-11-09 |
| Linguistic correctness | - no ratings - |
| Text quality | - no ratings - |
| Views | 38 |

W restauracji panował gwar, będący tłem dla pośpiesznych rozmów i stukotu sztućców. Sebastian próbował się skupić na rozmowie z pełnomocniczką, ale słowa kobiety gubiły się w zakamarkach jego umysłu, który bez reszty pochłonęły rozmyślania o żonie. Nie pisała, nie dzwoniła, kto wie, może właśnie teraz świetnie się bez niego bawiła, oddając się lubieżnym uciechom z kochankiem.
Potrzebował informacji. Czegokolwiek, co mogłoby go doprowadzić do autora lirycznej twórczości, którą otrzymał. Wiedział, kto może znać odpowiedzi. Z niechęcią zgodził się sam ze sobą, że ta osoba jest obecnie najlepszym i najbardziej wiarygodnym źródłem informacji.
– Wczoraj dzwoniłam do urzędu. Lada moment będziemy mieć pozwolenie na budowę, wtedy bę…
– Przepraszam cię na moment – wtrącił, nieśmiało wyciągając z kieszeni telefon. – PINB dzwoni, to bardzo ważny telefon, rano mieliśmy kontrolę.
Sebastian spojrzał przepraszająco na młodą kobietę, która tylko uśmiechnęła się ze zrozumieniem.
Nie czekając na jej odpowiedź, szybko opuścił restaurację. Wsiadł do swojego samochodu, a jego dłoń, nerwowo wybrała numer do teściowej – Marii. Ich relacje były raczej chłodne i formalne, co tylko potęgowało jego napięcie.
Odebrała po drugim sygnale, głosem beznamiętnym i spokojnym.
– Tak, Sebastian?
Mężczyzna w telegraficznym skrócie opowiedział kobiecie o ich ostatnich problemach w małżeństwie, z oczywistych względów pomijając temat domniemanej zdrady i tajemniczego listu. Mówił rzeczowo, ale w jego tonie czaiła się niekontrolowana wściekłość.
– Myślę, że może to znowu się dzieje. Może powinna wznowić leczenie? Marysiu, proszę cię o szczerość – głos mu zadrżał. – Kiedy zamieszkała u ciebie trzy lata temu, to faktycznie było zwykłe załamanie nerwowe? Czy to nie było coś innego? Coś, o czym Liwia nigdy nie chciała mi powiedzieć?
Nastąpiła długa, ciężka cisza. Sebastian czuł, jak jego serce uderza w agresywnym tempie o żebra.
– Sebastian, to nie są tematy...
– Proszę cię! – przerwał jej bezwzględnie. – Mam w domu tykającą bombę, a ty bronisz jej tajemnic? Chcę wiedzieć, co się wtedy wydarzyło. Poznać dokładny powód. Podaj chociaż nazwisko lekarza, który wtedy ją prowadził albo nazwę poradni.
Po chwili zawahania kobieta odpowiedziała.
– Chodziła na prywatną terapię do tego znajomego wykładowcy – mówiła, zastanawiając się nad nazwiskiem. – Ka…Kamiński…
– Kamiński? – powtórzył Sebastian. W jego głosie pojawiła się drapieżna werwa, a oczy zapłonęły lodowatą determinacją. – Aleksander Kamiński?
– Tak, dokładnie tak się nazywał.
– Dziękuję. Bardzo mi pomogłaś – Sebastian szybko wrócił do chłodnego, opanowanego tonu. – Nie wspominaj na razie Liwce o naszej rozmowie, dobrze?
– Nie powiem jej – odparła Maria, a w jej tonie słychać było matczyną troskę i lęk. – Ale proszę, informuj mnie na bieżąco.
– Jasne, do usłyszenia.
Sebastian rozłączył się, czując szokującą mieszankę triumfu i przerażenia. Trzymał telefon zaciśnięty w pięści, a w jego umyśle łączyła się fatalna i spójna układanka: Liwia, Kamiński i klinika. Wiedział już jaki będzie jego następny krok.
Pokój Jakuba tonął w półmroku. Chłopak siedział na ziemi, oparty plecami o ścianę, wpatrując się w ekran wyciszonego telewizora. Ból złamanych żeber był niczym w porównaniu z emocjonalnym ciężarem, który go przygniatał. Jutro Maja skończyłaby dwadzieścia jeden lat.
W jego głowie kotłowały się bolesne wspomnienia: blask jej zielonych oczu, jej śmiech, przyrzeczenie, że zawsze będą razem. To wszystko znikło, a Jakub, pogrążony w żałobie, czuł się kompletnie zniszczony. Potrzebował spokoju i wytchnienia, zamiast adrenaliny, którą oferowała mu rozpustna pielęgniarka.
Dźwięk cicho otwieranych drzwi wyrwał go z transu. O wilku mowa - pojawiła się Liwia. Wyglądała na zmęczoną, ale jej oczy, mimo to, płonęły. Była ubrana w codzienny strój, a to oznaczało, że nie miała tego dnia dyżuru. Jej ruchy, gdy zamykała za sobą drzwi, były płynne i drapieżne.
– Czemu nie śpisz, gówniarzu? – szepnęła. Podeszła bliżej jego skulonej sylwetki, przykucając.
Jakub skrzywił się. Czuł się upokorzony użyciem tego określenia w takim momencie.
– Mówiłem, żebyś mnie tak nie nazywała – burknął z dezaprobatą. – Jutro… Maja miałaby urodziny. Skończyłaby dwadzieścia jeden lat.
W odpowiedzi, Liwia położyła dłoń na jego policzku, ale nie był to gest pocieszenia. Jej dotyk był chłodny, mechaniczny i dominujący.
– No tak. Znowu te wasze szczeniackie dramy – przewróciła oczami. Jej ton był pełen nieskrywanej pogardy dla jego smutku. – Daj spokój. Jej nie ma, ale jestem ja. W twoim życiu przewinie się jeszcze wiele kobiet, zobaczysz. Głowa do góry.
Liwia przysunęła się niebezpiecznie blisko. Jakub spróbował się odsunąć.
– Nie mam ochoty, Liwia. Boli mnie – oznajmił, kładąc dłoń na boku. – A poza tym, po prostu dziś nie chcę. Odpuść.
Wtedy użyła siły.
Ignorując, co powiedział, Liwia ujęła jego ramiona i gwałtownie pchnęła go na zimną podłogę. Jednym sprawnym ruchem zdjęła swoją bluzkę, odsłaniając biustonosz z czarnej koronki.
– Nie pytam, czy masz ochotę. Sebastian został jeszcze jeden dzień w Sopocie, musimy wykorzystać okazję – Jej ton był bezkompromisowy. – Spodoba ci się. Wyleczę cię z lęków i depresji. Zapomnisz o bzdurach, gwarantuję.
Gdy Jakub odwrócił głowę, chcąc uniknąć jej pocałunku, Liwia gwałtownie złapała jego twarz w swoje dłonie. Jej paznokcie wbiły się w jego skórę z taką siłą, że wyraźnie poczuł ostre ukłucie. Zmusiła go do uległości, agresywnie zamykając jego usta swoimi.
Nie zważając na jego jęk ani na to, że usztywnił się z bólu, gwałtownie przyciągnęła go do siebie. Jej ciało mocno napierało na jego bolące żebra, przygniatając go do ziemi. Czuł, jak bezwzględnie przejmuje nad nim kontrolę, jej ręka, zimna i nieczuła, zniknęła pod jego koszulką, a potem pod spodniami. To nie było dążenie do wspólnej przyjemności, to była czysta, nienasycona nimfomania.
Liwia działała z obsesją. Jej ruchy były szybkie, niespokojne, jakby musiała sięgnąć po dawkę narkotyku w obawie, że straci przytomność. Cały swój wewnętrzny chaos i frustrację, przekierowała na jego ciało.
Gdy Liwia, w czystym amoku, zaczęła brutalnie i dominująco przejmować inicjatywę, Jakub czuł narastające przerażenie. Nie widział w niej już swojej słodkiej kochanki, a niezrównoważoną, pochłoniętą manią agresorkę. Jej oczy były puste i nieobecne, a uśmiech triumfalny. W tej gwałtowności, w tej bezwzględności jej żądzy, zaczął dostrzegać autentyczne zagrożenie.
Dotarło do niego, że sprowadziła go do roli przedmiotu, narzędzia, które służyło wyłącznie zaspokojeniu jej niezdrowych fantazji. W tej mrocznej chwili, leżąc pod naporem jej ciała i żądań, po raz pierwszy poczuł, że Adam miał rację: to było jawne wykorzystywanie. I musiał się z tego wyrwać.
Agnieszka Nowicka z gracją założyła nogę na nogę i spojrzała na Jakuba z wyrazem głębokiego zrozumienia. Zgodnie z prośbą doktora Kamińskiego przejęła opiekę nad jego pacjentami na następnych kilka dni.
– Ten dzień musi być dla ciebie trudny. W twoich aktach widnieje informacja o Mai.
Jakub poczuł w gardle suchość. Ból żeber ustąpił miejsca uciskowi w klatce piersiowej.
– Nie chcę o niej rozmawiać – powiedział, patrząc w bok.
Agnieszka nie zareagowała ani złością, ani zaskoczeniem. Jej twarz pozostała niewzruszona.
– Rozumiem. Ale ból, którego nie nazwiemy, będzie kontrolował nas w sposób, którego nie rozumiemy. – Przesunęła notatnik. – W porządku. Zostawmy Maję na razie w spokoju. Chciałabym porozmawiać o kontroli i utracie autonomii, która ci tutaj doskwiera.
Psycholożka pochyliła się nieco, a jej głos stał się odrobinę cichszy, choć wciąż chłodny.
– Czy kiedykolwiek czułeś, Jakubie, że czyjaś siła woli jest na tyle przytłaczająca, że twoje własne pragnienia stają się nieistotne? Że twoje granice zostały po prostu zignorowane, a ty nie potrafiłeś się sprzeciwić, bo sprzeciw byłby zbyt kosztowny?
Jakub poczuł, jak pod tą neutralną powierzchownością coś drgnęło.
– Nie bardzo rozumiem, co ma pani na myśli. Oczywiście, że nie podoba mi się, że rodzina i lekarze decydują tutaj za mnie, ale chyba o to chodzi. To kluczowy element terapii. Sam się nie wyleczę, to dla mojego dobra – odparł z pozorną obojętnością.
Agnieszka skinęła głową, akceptując tę doraźną obronę. Spojrzała na niego, a w jej przenikliwym spojrzeniu pojawiła się kropla czegoś, co Jakub odczytał jako surowe, ale autentyczne wsparcie.
– Mężczyźni rzadko rozmawiają o depresji, szczególnie w naszym kraju – zaczęła, celowo zmieniając kierunek. – Jeszcze rzadziej rozmawiają o sytuacjach, w których zostali wykorzystani. Mamy społeczne przekonanie, że mężczyzna zawsze musi być silny. Zawsze chce. Zawsze może. Zawsze ma przewagę. Prawda jest taka, że to frustrujące i nieprawdziwe. Bywa, że mężczyzna jest ofiarą, zmuszoną do czegoś wbrew swojej woli, tylko dlatego, że oprawca użył pozycji, władzy, lub jego własnego poczucia obowiązku.
Zamilkła, dając mu czas na przetworzenie słów.
Chłopak podniósł zaniepokojony wzrok. Jej monolog uderzył go w sam środek. Wczoraj w nocy czuł się zmuszony i wykorzystany. Liwia przekroczyła kolejną granicę. To była kwintesencja tego, co przed chwilą usłyszał.
Jakub, uwięziony między lojalnością wobec Liwii, a szczerością bijącą z oczu Agnieszki, zesztywniał. Nie odpowiedział. Ale w głębi duszy, po raz pierwszy od miesięcy, poczuł niepokojącą wdzięczność. Być może ta kobieta nie była tylko kolejną, bierną terapeutką. Może Agnieszka Nowicka naprawdę go rozumiała i mogła mu w jakiś sposób pomóc.





