Go to commentsKrzyż Waleczny
Author
Genrehistory
Formprose
Date added2012-07-29
Linguistic correctness
Text quality
Views3213

Staszek Łach, prawie już pięćdziesięcioletni pracownik Działu Technicznego Oddziału Ruchowo-Handlowego PKP w Bielsku-Białej, był człowiekiem pogodnym, zawsze pełen humoru, ze skłonnością do kawałów, niekonfliktowy. O Staszku, że taki był, świadczyć mogły różne z nim związane wydarzenia. Nawet ostrą sytuację konfliktową potrafił wygasić poczuciem humoru. Przytoczyć można jedno spośród wielu takich zdarzeń, a mianowicie zażegnanie zawsze najtrudniejszej sytuacji w dziejach mężczyzny, czyli konfliktu domowego.

Staszek, chociaż, jak się to mówi, nietrunkowy, za kołnierz nie wylewał. Któregoś dnia pozostał z kolegami po godzinach pracy, oblewając imieniny jednego z nich. Ponieważ mieszkał w Jawiszowicach, na trasie Czechowice-Dziedzice – Oświęcim, do pracy w Bielsku-Białej musiał jeździć z przesiadką w Czechowicach-Dziedzicach. To powodowało powrót do domu zawsze po siedemnastej. Tego dnia wrócił dopiero po dwudziestej, i do tego pod gazem. Żona zobaczywszy go w takim stanie, o tak późnej porze, przywitała wymówkami, dlaczego nie telefonował z biura o późniejszym przybyciu, a do tego miała pretensje o jego chwiejny wygląd i co znajomi o tym pomyślą.

Będący już w przedpokoju, Staszek ukląkł na kolana i na czworakach, z głową opuszczoną w dół, chodził po podłodze.

– Co robisz?! – zapytała żona. – Czego szukasz?!

Staszek nie odzywając się, nadal poruszał się na czworakach.

– Słyszysz?! Czego szukasz?

Skruszony mąż uklęknął wtedy na kolana, złożył ręce jak do modlitwy i cichym głosem powiedział:

– Szukam twojego przebaczenia. – Sytuacja się rozładowała i znowu na jakiś czas było dobrze.

Koledzy w biurze, dla podniesienia prestiżu nazwiska Staszka, kiedy mieli potrzebę jego użycia, czasem mówili do niego „Ubranko”, ale dla obcych i służbowo był zawsze pan Łach. Najczęściej upiększanie nazwiska Staszka stosował jego młodszy kolega biurowy Kazek Żerucha, który nadał mu ten przydomek.

Jednego dnia Staszek wracając z pracy do domu, wysiadł, jak zawsze, w stacji Czechowice-Dziedzice, usiadł na ławce, czekając na skomunikowany pociąg do Oświęcimia, jadący przez Jawiszowice. Po chwili przysiadł się ku niemu znajomy kolejarz. Od kilku lat często się z nim spotykał, kiedy jechał do pracy lub z pracy. Pracował w warsztatach lokomotywowni Czechowice-Dziedzice. Rozmawiali zawsze o różnych sprawach, zarówno luźnych, jak i kolejowych. Znajomy ten mieszkał we wsi Dankowice, dwa przystanki kolejowe przed Jawiszowicami.

– Wiesz – znajomy zwrócił się do Staszka – za trzy miesiące idę na emeryturę i zbieram papiery.

– To tobie stuka już sześćdziesiątka?

– Niestety, stuknęła, ale cieszę się z tej emerytury. Będę mógł wreszcie robić, co będę chciał, a roboty jest zawsze dosyć koło domu.

– Czyli rano wstajesz i masz koniec roboty, czyli fajrant – roześmiał się Staszek.

– Żeby nas już nie straszyli tym stanem wojennym, co go dopiero zawiesili, a nie znieśli, to by człowiek nie był w takiej niepewności.

– Ty się tak nie martw tym stanem wojennym, bo przeżyłeś Hitlera, Stalina, Chruszczowa, to przeżyjesz i stan wojenny. Nie przejmuj się, obyśmy tylko zdrowi byli, to wszystko przeżyjemy.

– Od tylu lat jesteśmy pod czyimś panowaniem, a perspektyw wolności nie widać.

– Przestań już marudzić, myśl o przyjemnych rzeczach, a co ma być, to będzie, i nie masz na to wpływu. Masz co jeść? Masz gdzie mieszkać? Masz! A do tego pieniądze same będą przychodziły do domu. Czy jest aż tak źle?

– No, nie. Ale mogłoby być lepiej. Ojciec męczył się przed wojną, a jeszcze bardziej w czasie okupacji, bo pracował w Oświęcimiu, współpracował z partyzantami, którzy pomagali więźniom w obozie koncentracyjnym. Po wojnie też się męczył, licząc, że będzie lepiej, a tu coraz gorzej. Wreszcie umarł, nie doczekawszy się lepszych czasów.

– Nie rozklejaj się. Wierz, że będzie lepiej, jak nie tobie, to twoim dzieciom. Widocznie taki to już twój los i trzeba go z godnością przyjąć. Bo jak się to mówi, głową muru nie przebijesz, albo, gdyś urodził się pod ławą, to na ławę nie wyjdziesz. Albo jeszcze inaczej, że powyżej pyrtka nie podskoczysz. Idź z głową do góry przez życie i nie narzekaj.

– No, dobrze. Nie będę już narzekał.

– Słuchaj. Ty od dawna mieszkasz w Dankowicach? – szelmowsko zapytał Staszek.

– Od urodzenia. A dlaczego pytasz?

– Wiesz, że Dankowice zostały odznaczone „Krzyżem Walecznych” za partyzantkę?

– Przecież, że wiem. Ale o co chodzi? – obruszył się kolega.

– Jeśli wioska została odznaczona „Krzyżem Walecznych”, to każdy obywatel tej wioski, który mieszkał w tej wiosce za okupacji, automatycznie jest odznaczony „ Krzyżem Walecznych”.

– Co ty bredzisz?!

– Nie bredzę, tylko mówię sensownie. Pomyśl logicznie. Jesteś obywatelem tej wsi? Jesteś! Do tego od przed wojny. Wieś jest odznaczona „Krzyżem Walecznych”? Jest! To każdy obywatel tej wsi, mieszkający za okupacji w tej wsi, automatycznie jest odznaczony „Krzyżem Walecznych” – przekonywał z poważną miną Staszek.

–Ty mnie chyba nabierasz?

– Ani myślę. Jestem poważnym człowiekiem, pracuję na stanowisku, a chcę ci tylko pomóc.

– Jak to mi chcesz pomóc? W czym?

– Za „Krzyż Walecznych” przysługuje dwadzieścia procent do emerytury.

– I co z tego? Przecież ja go nie mam?

– Masz! Masz! Bo jesteś obywatelem Dankowic, które zostały odznaczone! Jeszcze nie kapujesz?!

– Nie! Bo to jest niemożliwe!

– To się przekonaj!

– Niby to jak?

– Ano, idź do gminy, weź zaświadczenie stwierdzające, że Dankowice są odznaczone „Krzyżem Walecznych”, i z tym zaświadczeniem idź do kadr, żeby dołączyli do papierów na emeryturę, i wtedy dostaniesz dwadzieścia procent do emerytury, za co mi będziesz wdzięczny do grobowej deski, a na dodatek postawisz pół litra.

– Nie wiem, czy mówisz prawdę – z beznadzieją powiedział znajomy.

– To sprawdź!… Chodźmy już, bo nadjeżdża pociąg.

Obaj wstali z ławki i udali się do wagonu. Po drodze Staszek próbował jeszcze przekonywać współpasażera o słuszności swoich wywodów.

Po kilku dniach znowu spotkali się na peronie w Czechowicach-Dziedzicach.

– I co? – zagadnął Staszek znajomego. – Załatwiłeś już sobie ten „Krzyż Walecznych” do emerytury?

– Nie! I nie będę załatwiał!

– Twoja sprawa, ale dlaczego nie chcesz próbować?

– Bo pytałem kolegi z warsztatu, a on mnie wyśmiał.

– Ty nie pytaj durnego kolegi, bo on ci zazdrości, tylko mnie posłuchaj i wal do gminy, weź zaświadczenie i oddaj w kadrach. Nie szkoda ci dwadzieścia procent do emerytury? Taki jesteś bogaty, że chcesz im darować te dwadzieścia procent z twoich pieniędzy, które ci się należą? W gminie żądaj tylko zaświadczenia, że Dankowice zostały odznaczone „Krzyżem Walecznych”, bo potrzebujesz to do pracy. Nie musisz mówić do czego. Po prostu do pracy i kwita! W kadrach i tak będą wiedzieć, o co chodzi.

– Zastanowię się – na odczepnego powiedział znajomy i ruszył w kierunku nadjeżdżającego pociągu.

Minęło następne kilka dni i znajomi ponownie spotkali się, jak zwykle, na peronie.

– Byłeś wreszcie w tej gminie? – Przywitał Staszek już z dalsza kolegę.

– Byłem! – odburknął ze złością zapytany.

– I co załatwiłeś?

– Nic!

– Jak to nic?!

– Bo nic w gminie na ten temat nie wiedzieli i zatelefonowali do moich kadr i… I niech cię wszystkie diabli wezmą!!! – z wściekłością wycedził znajomy, odwrócił się tyłem do niego i szybkim krokiem odszedł.


  Contents of volume
Comments (2)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Taki ten nasz krzyż - Krzyż Walecznych :)
avatar
Co zrobimy z kieszonkowcami czasów ostatniej wojny, którzy kradli Niemcom ich portfele, a hitlerowskie ich dokumenty oddawali organizacjom podziemnym /i fałszerzom/ do skopiowania?

Może wszyscy oni też powinni dostać Krzyż Walecznych??
© 2010-2016 by Creative Media