Go to commentsDOMINO cz.4
Text 4 of 6 from volume: Powieść w odcinkach
Author
Genrecommon life
Formprose
Date added2013-05-15
Linguistic correctness
- no ratings -
Text quality
- no ratings -
Views1738

Weszła do domu. Jakoś dziwnie opadła z sił. Na szczęście, mimo obaw, jej mieszkanie nie ucierpiało z powodu ulewy. Nie chciało się jej jeść, ani zamiatać, ani sprawdzać zeszytów. Kiedy w końcu zabrała się za ostanie, robiła to mechanicznie i bez szczególnej uwagi. Gdy wieczorem próbowała czytać książkę w łóżku, litery się rozmazywały, tekst wydawał się niezrozumiały a wyrazy bez znaczenia. W końcu zgasiła lampę, wtuliła twarz w poduszkę i próbowała odgadnąć co się z nią dzieje. Kilka minut rozmowy z kompletnie nieznajomym i na dodatek oficerem niemieckim zmieniło jej cały obraz świata. Czy tak wygląda zakochanie? -zapytała samą siebie. Po czym sama sobie odpowiedziała na cały głos:

- Co za bzdura, chyba zwariowałam.

Pomogło. Chwilę potem zasnęła jak niemowlak nie śniąc o przystojnym Wernerze.


Następne dni przyniosły poprawę pogody. Nadal wiało, ale deszcz ustał a niebo coraz bardziej się odsłaniało, przedzierając się przez warstwę grubych, ciemnych chmur. Promienie słońca przyjemnie łaskotały twarze ludzi i silny wiatr stawał się bardziej znośny. Maria powróciła do swoich normalnych zajęć od czasu do czasu rozmyślając o tym, że chciałaby jeszcze kiedyś spotkać mężczyznę chociaż trochę podobnego do Wernera von Beck. Męskiego, dowcipnego, szarmanckiego i o spojrzeniu pod wpływem którego uginały się nogi.


Nie pamiętała czy minął już tydzień od ich spotkania, czy dwa. Było i minęło. Jednak pewien, tym razem pogodny dzień, przyniósł  niespodziankę. Frau Rauch otworzyła drzwi, kiedy Maria przechodziła przez jej piętro.

- Ma pani gościa. Poprosiłam, żeby zaczekał na panią w moim salonie – powiedziała podekscytowana  i otworzyła szeroko drzwi niczym przed królową angielską.

Maria ucieszyła się. Czasami odwiedzała ją siostra Teresa, boromeuszka z sierocińca, która długie lata zastępowała jej matkę. Lubiła tę filigranową, ostrą w obejściu istotę o złotym sercu najbardziej na świecie. Szybkim krokiem przemierzyła przedpokój pełen antycznych komód i luster w złotych ramach. Całe moje mieszkanie zmieściłoby się w przedpokoju tej wścibskiej kobiety - pomyślała. Na progu salonu nagle zatrzymała się. W fotelu, z filiżanką w ręku siedział jeszcze przystojniejszy niż go zapamiętała Werner von Beck. Kiedy ją zobaczył, odstawił filiżankę na stolik w stylu Ludwika XVI, wstał i z namaszczeniem ucałował jej dłoń. Maria zamarła. Niczym kamienny posąg nie była w stanie się ani ruszyć, ani odezwać. Werner zauważył jej zmieszanie i chcąc wybrnąć jak najszybciej z tej niezręcznej sytuacji pod czujnym okiem Frau Rauch odezwał się pierwszy.

- Zostawiła pani apaszkę w moim samochodzie. Hans, mój szofer, ją zauważył. Przyjechałem oddać  zgubę, jak sądzę należy do pani – bezczelnie popatrzył Marii w oczy i podał jej jedwabną apaszkę,  którą widziała pierwszy raz na oczy, która na pewno nie była jej i która wyglądała jakby była zupełnie  nowa.  Była przepiękna. Teraz ruch należał do Marii. Ostatnią rzeczą jakiej chciała to pogawędka  przy tej starej małpie. Zastanawiała się bardzo krótko.

- Tak to moja, bardzo pan łaskawy, że się fatygował – po czym wzięła do ręki apaszkę. Jedwab był  chłodny i delikatny.

Kilka minut później wyszli z mieszkania pani Rauch. Gdy ta  zamknęła za nimi drzwi, Werner pociągnął delikatnie Marię na schody, uciekając z widoku wścibskiej gospodyni.

- Musiałem się z panią zobaczyć, przepraszam. Może wypijemy razem kawę? U Gertrudy podają wyśmienitą albo możemy się wybrać do Cafe Lindenhof – wyszeptał.


Maria spuściła głowę i wpatrywała się w swoje zniszczone buty. Bała się, że kiedy podniesie głowę i popatrzy mu w  oczy, nie będzie miała siły oprzeć się jego urokowi. Na miłość boską, jego zegarek był droższy niż jej cała garderoba razem z meblami i co najmniej dwuletnim komornym. Bez słowa podała mu apaszkę. Nie należała do niej.

- Proszę ją zatrzymać, kupiłem ją specjalnie na tę okazję. Potrzebowałem rekwizytu w tym przedstawieniu – powiedział uśmiechając się.

- W takim razie proszę ja podarować komuś, może swojej siostrze.

- Mam tylko brata a jemu nie jest do twarzy w zieleniach – zażartował, po czym zawiązał  wprawnie  apaszkę na szyi Marii – W przeciwieństwie do pani a musi pani wiedzieć, że jestem estetą. Zanim wstąpiłem do SS chciałem studiować historię sztuki, skończyło się na architekturze, ale sztuka wciąż pozostała moją pasją.


Maria podniosła głowę i popatrzyła Wernerowi w oczy. Właśnie podjęła pewną decyzję. Przykrą, ale jak się wydawało, jedyną słuszną. Już nie była onieśmielona. Łzawe opowieści o biednych guwernantkach i bogatych paniczach, będące tworem wyobraźni niespełnionych literatów to jedno a tu było życie. Prawdziwe, brutalne i bezwzględne. O tak, z pewnością mogłaby zostać cichą kochanką, może nawet dostałaby za to nową sukienkę albo eleganckie pantofelki, ale taki mężczyzna nigdy by jej nie pokochał i nie zaakceptował. Im szybciej to przerwie, tym lepiej. Dla obojga.

- Hm.. – mruknęła – lubi pan dzieła sztuki, to cudownie. Czas więc, abym panu pokazała swoje  mieszkanie, może dowie się pan czegoś nowego o sztuce. Zapraszam na górę.


  Contents of volume
Comments (0)
ratings: linguistic correctness / text quality
no comments yet
© 2010-2016 by Creative Media