Go to commentsProlog
Text 1 of 11 from volume: Sophie i jej dylematy
Author
Genremystery & crime
Formprose
Date added2013-08-16
Linguistic correctness
Text quality
Views2293

Sophie zbiegła szybko po schodach do kuchni. W chwilach, gdy potrzebowała skupienia nic nie pomagało jej tak, jak gorąca czekolada i muzyka Led Zeppelin dobiegająca z głośników. Zmagała się z referatem z chemii, który Mr Collins zadał im na weekend. Nauczyciel był około czterdziestopięcioletnim mężczyzną wiecznie chodzącym w wyświechtanym swetrze. Jako, iż dziewczyna wybrała rozszerzoną chemię w tym semestrze musiała znosić starego Collinsa przez dwie godziny dziennie. Była wściekła, że postanowił odreagować kłótnię z żoną przez zadanie minimum dziesięciostronicowego referatu. Równie dobrze mogła być teraz w centrum Fresno wraz z Mattem, Rickiem oraz Jane. Jej przyjaciółka wciąż miała jej za złe, że zaniedbuje cotygodniowe sobotnie wypady do ich ulubionej knajpki. Z zadumy wyrwał ją elektryczny czajnik oznajmiając, że woda wrze. Przygotowała napój i wróciła do swojego pokoju na piętrze.

Było to przestronne pomieszczenie zaprojektowane specjalnie dla niej przez najlepszego architekta w całym stanie Nevada. Na wprost drzwi do pokoju wpadało światło przez panoramiczne okno zajmujące niemalże trzy czwarte ściany. Obok znajdowały się przeszkole drzwi na balkon, z którego rozpościerał się widok na mały, zadbany ogródek z oczkiem wodnym i dalej na potężne góry Sierra. Dziewczyna wyminęła niepościelone łóżko, nad którym, na pochyłej ścianie poddasza, taśmą niechlujnie przyklejony został plakat z logiem Guns’n’Roses. Usiadła przy hebanowym biurku, którego blat niemal w całości usłany był arkuszami notatek, tabelami, oraz wciąż czystą kartką przeznaczoną na jej wypracowanie.

Sophie Dalton była szesnastoletnią córką wiecznie zajętych prawników – Mary i Paula Daltonów.  Rodzice nigdy specjalnie nie interesowali się nią ani jej trzynastoletnim bratem Markiem. Ciągłe sprawy sądowe, wyjazdy, delegacje (głównie do Las Vegas) sprawiały, że dziewczyna nigdy nie miała dobrych kontaktów z rodzicami. Za to jak matkę traktowała gosposię w ich rezydencji we Fresnie – Ann. Natomiast we  „wujka dobrą radę”  wcielał się mąż Ann,  ogrodnik i szofer  Sophie - Elliot. Dziewczyna właśnie siedziała z nim w swoim wiśniowym jeppie  w drodze do prestiżowego liceum, do którego uczęszczała. W segregatorze na jej kolanach leżała praca na chemię – wciąż brakowało jej kilku detali, ale miała nadzieję, że uda jej się zaliczyć to zadanie. Pod szkołą jak zwykle był niemalże pełen parking. Sophie sprawnie wysiadła i udała się w stronę budynku, by zdążyć na zajęcia z angielskiego. W połowie drogi do sali lekcyjnej wpadła na  Jane.

- Cześć, kochana! – przyjaciółka ujęła ją pod rękę. – Żałuj, że nie było cię z nami w sobotę na „Zemście demonów”!  Matt prawie zwymiotował, gdy główny bohater poprzez ranę kłutą w brzuchu pozbył się swoich jelit.

- Och, proszę, odpuść sobie tę recenzję. Dobrze wiesz, że nie mogłam iść.


Pierwsze lekcje zleciały im jak z bicza strzelił. Na lunchu dołączyli  do nich Rick z Mattem.

- Witam was moje panie. – zaczął jak zawsze Rick z zawadiackim uśmiechem. Biel jego zębów kontrastowała z czarną czupryną na jego głowie. – Jak chemia?

- W porządku. – odparła Sophie. – Collins może przymknie oko na to, że nie ujęłam w pracy prawie połowy siódmego rozdziału.

- W każdym razie, zawsze twoi rodzice mogą mu co nie co podrzucić do nesesera. – zażartował Matt, lekko szturchając przyjaciółkę w bok.

-Przestań, dobrze wiesz, że oni się mną kompletnie nie interesują. Nie wiedzą gdzie się podziewam, zamiast być w domu, a co dopiero mówiąc o ocenach.

Podeszli do codziennie zajmowanego przez nich stolika w zachodniej części stołówki, przy oknie wychodzącym na patio. Przez chwilę skupili się na jedzeniu posiłku. Po pewnym czasie Jane wybuchnęła:

- Słuchajcie, mam pomysł! Co powiecie na wyprawę w góry w ten weekend? Pojechalibyśmy jeepem Sophie i urządzilibyśmy sobie mały biwak na polanie. Jedna noc, a ile może się przydarzyć – mówiła rozochocona. Była fanką wszelkich zastrzyków adrenaliny, zawsze szukała wrażeń. Z natury spokojna Sophie często irytowała się, gdy przyjaciółka wciągała ją w swoje przygody.

- Dobry plan! – Rick już zacierał ręce.  – Przy okazji załatwiłbym trochę piwa i zaszalelibyśmy!

- Pozostaje jeden problem. Co z kwestią powrotu, kiedy wszyscy będziemy wstawieni? – zauważył trzeźwo Matt. Tylko on z całej paczki przyjaciół zawsze myślał racjonalnie i rozważał wszystkie aspekty danej sytuacji. Sophie często podziwiała go za zachowanie przysłowiowej chłodnej głowy nawet w sytuacjach bez wyjścia.

- Nie zapominajcie o Elliocie. To naprawdę w porządku facet. Możemy mu zaufać.

- A więc ustalone! Szykujcie się, to będzie wyprawa naszego życia!


  Contents of volume
Comments (2)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Zainteresowało mnie. Będę czytał dalsze części.
avatar
To bardzo dobrze zapowiadająca się proza. Wartki, poprawny język, ciekawa akcja. Zauważyłem kilka drobnych potknięć językowych, które wypadałoby usunąć. Nie można pisać "Jako, iż", lecz "Jako że", nie stawiając przecinka. Podobnie nie stawiamy przed "że" przecinka w sformułowaniach: chyba że, dlatego że, mimo że itp. Proponuję pisać Przed szkołą", a nie "Pod szkołą". Tę drugą formę można stosować w mowie potocznej. W dialogu po wypowiedzi, a przed myślnikiem, nie stawiamy kropek (W porządku. - odparła Sophie). W jednym przypadku po myślniku rozpoczynającym wypowiedź w dialogu brakuje spacji (-Przestań, dobrze wiesz). Brakuje przecinków przed: nic nie, musiała, oznajmiając, gdzie się. Zbędne przecinki przed: oraz, zawsze, przy oknie.
Dalsze odcinki będę czytał w miarę możliwości czasowych.
© 2010-2016 by Creative Media