Go to commentsCd. Adam i Ewa
Text 25 of 44 from volume: Kadry z życia
Author
Genreromance
Formprose
Date added2016-10-02
Linguistic correctness
Text quality
Views1900

Skradał się cicho do domu, aby nie obudzić zmęczonej matki i babci, która na stare lata spała jak zając pod miedzą. Wszedł na ganek, ściągnął buty, gdy usłyszał słowa dochodzące zza drzwi kuchni.

- Anielciu, kończ prasowanie, trzeba zapakować ciastka i placki, bo mnie jakoś to nie wychodzi.

Zdziwiony zapytał – dlaczego jeszcze nie śpicie?

- Jakbyśmy mogły cię wysłać z pustymi rękami, przecież musisz czymś poczęstować kolegów. Opowiadałeś, że tęsknicie za domową kuchnią.

- No tak, ale taki pakunek to tylko kłopot w podróży.

- Dobra, dobra nie marudź. Wynocha do mycia. Kolacja, paciorek i do spania, bo jutro trzeba rano wstać, żebyś dojechał na wyznaczoną godzinę. – Ponaglała matka.

- Co ty wyprawiasz z moim mundurem?

- No przecież reprezentujesz Wojsko Polskie, więc nie pojedziesz w brudnej koszuli i wymiętym mundurze, dlatego wyprałam, wyprasowałam, i wyczyściłam buty.  Zobaczysz, że niejedna panienka za tobą poleci.

- Mamo, żadne panienki mi nie w głowie. Oprócz jednej – w myślach dodał. Zadowolony doszedł do wniosku, że teraz będzie miał podwójną motywację do odwiedzin stron rodzinnych, nie tylko ze względu na matkę i babcię, ale również, i Ewę. Wiedział, że musi być wzorowym żołnierzem, aby zasłużyć sobie na dodatkowy urlop. Przepełniony marzeniami o następnych odwiedzinach – zasnął.

Obudziło go poranne słońce zaglądające przez konary drzew do jego pokoju. Zerwał się przerażony z łóżka, że zaspał i jego marzenia o extra urlopie zaprzepaścił w powijakach.

. W kuchni matka z babcią przygotowywały obfite śniadanie i kanapki na drogę. Miał pół godziny czasu do wyjścia, więc po porannej toalecie, spokojnie zjadł śniadanie, pożegnał się z babcią, której obiecał być wzorowym żołnierzem, aby w nagrodę mógł ich wkrótce odwiedzić.

Wyszedł z matką, więc pomyślał - nie będę mógł powiedzieć Ewie do widzenia. Ona zaś, ukryta za firanką, zerkała na drogę, chcąc, chociaż wzrokiem go pożegnać. Zobaczyła ich. Patrzył w kierunku jej domu, więc nieznacznie odchyliła zazdrostkę i pomachała mu na pożegnanie ręką. Uśmiechnął się radośnie i również pokiwał jej wolną dłonią. Zamyślona matka nawet nie spostrzegła ich pożegnania. Po wejściu do pustego autobusu, poprosił o bilet do najbliższej stacji kolejowej, ale kierowca oświadczył.

- Siadaj za mną, jak pojawią się kanary, to zdążę ci go podać. Te parę groszy przyda ci się na piwo podczas przepustki.

- Dziękuję, ale nie chciałbym sprawiać kłopotu panu i mnie również.

- Głowa do góry, zaufaj staremu wydze. Mów, czy dzielnie strzeżesz naszych granic?

Opowiadał, o swojej jednostce, musztrze i fali przed przysięgą. Wspomniał, że dzięki petycji matki otrzymał tygodniowy urlop na pomoc przy żniwach.

- A co z ojcem?

- Ojca prawie nie pamiętam, byłem jeszcze mały, jak zginął w lesie przygnieciony drzewem podczas wyciągania kloców. Pojechał z dziadkiem, to była ich praca w czasie zimy. Zbocze góry było spadziste, tato nakierowywał drzewo na wąską dróżkę, dziadek prowadził konie, ale nagle skręciły w bok i szarpnęły umocowane na łańcuchach potężne kłody, które zahaczyły ojca, i wciągnęły go pod siebie. Do końca życia dziadek obwiniał się za jego śmierć.

- No cóż, nieszczęścia chodzą po ludziach, a wyciąganie kloców w lesie jest bardzo niebezpiecznym zajęciem. Dziwię się tylko, że nie próbowałeś się reklamować od wojska, jako jedyny mężczyzna na gospodarstwie.

- Babcia i mama coś tam o tym przebąkiwały, ale u nas się mówi, że tylko łamagi wymigują się od służby ojczyźnie albo chorzy.

- No tak, a z ciebie chłop na schwał.

I tym stwierdzeniem zakończyła się ich rozmowa, bo im bliżej miasta, tym więcej przybywało pasażerów, więc kierowca był coraz bardziej zajęty.

Wysiadł na przystanku stacji kolejowej, dziękując szoferowi za jazdę, rozmowę i zaoszczędzone pieniądze.

Dalsza droga do jednostki przebiegała spokojnie. Usiadł w kącie wagonu i pogrążył się w myślach, i rozważaniu słów Ewy o jej planach życiowych. Szczególnie utkwiła mu w pamięci informacja, że o wyborze szkoły średniej w dużej mierze zadecydowali jej rodzice.

- Dzisiaj wiem, że szpital jest ostatnim miejscem, gdzie chciałabym pracować, dlatego zdecyduję się na pracę w ośrodku zdrowia, jeśli znajdzie się wolny etat – przypomniał sobie.

Zastanawiał się nad swoim zawodem budowlańca, który zupełnie wykluczał wspólną pracę w przyszłości z Ewą. Nagle pomyślał, że chyba upadł na głowę, przecież zna ją od dziecka.  Przez trzy lata jeździli jednym autobusem do szkół ponadpodstawowych i nagle dopiero teraz ją zauważył. Wrócił pamięcią do tamtych lat i uświadomił sobie, że zawsze stała w cieniu swoich koleżanek, cicha, nierzucająca się w oczy, taka szara pliszka przy barwnych papugach.

Droga dobiegła końca, z pudełkiem łakoci udał się do jednostki. Koszary odebrał, po raz pierwszy, jako miejsce izolacji i pewnego zniewolenia człowieka.  Dlatego, kiedy ogłoszono zapisy na kurs prawa jazdy na samochody ciężarowe, bez zastanowienia podjął wyzwanie. Wiedział, że zdobywa poniekąd drugi zawód, czy go kiedyś wykorzysta...?  Ale teraz miał nadzieję, że pozwoli mu się wyrwać poza obręb koszar. Tym bardziej, że trwały przygotowania do święta LWP przed wizytą nie tylko wysokich rangą polskich przedstawicieli, ale również i z bratniego kraju.  Codzienna musztra obrzydziła mu całkowicie pobyt w wojsku. Punktem kulminacyjnym było wydarzenie w dniu 12 października, kiedy padły słowa Polska Republika Ludowa, rozległy się gwizdy i tupanie. Nastąpiła konsternacja wśród dowództwa i natychmiastowa zmiana nazwy na - Polska Rzeczpospolita Ludowa. Na pozór wszystko wróciło do normy, dalszy ciąg parady odbywał się zgodnie z planem. Żołnierze, niczym marionetki odgórnie sterowane przez dowództwo, pokazali siłę i subordynację.  Jednak nie została im wybaczona i zapomniana reakcja na słowo – republika. Uznano to za przestępstwo karne, dlatego wprowadzono niesamowity rygor i dryl wśród żołnierzy, ale największą karą dla nich było wstrzymanie wszelkich urlopów.

Adam swój kurs uważał za odskocznię od wprowadzonej dyscypliny i furtkę prowadzącą poza obręb jednostki. Przydzielono mu pod osobistą pieczę popularny samochód ciężarowy, marki - Star, o który miał dbać niczym o powierzoną mu wcześniej broń.

Początkowo na dalszą trasę wysyłano go ze starszym szeregowym, również kierowcą, ale o dłuższym stażu. Okazało się, że chłopak był równy, z którym można było konie kraść.

Jednego razu ich droga przebiegała nieopodal rodzinnej miejscowości Adama, dlatego wspomniał o tym koledze. Ten bez zastanowienia rozkazał mu zajechać do wsi. Samochód zatrzymali na placu zajezdni autobusowej, a sami pieszo udali się w kierunku pobliskiego osiedla.  Adam, najpierw postanowił odwiedzić Ewę.

Zaskoczona dziewczyna nieoczekiwaną wizytą dwóch żołnierzy, mimo zażenowania, zaprosiła ich do środka.  Kolorowy dres podkreślał jej zgrabną figurę, a włosy zwinięte w loki i spięte kolorową spinką oraz zarumienione policzki, upodobniły ją do barwnego, spłoszonego ptaka.

Adamowi przyszedł na myśl zimorodek łowiący rybki w pobliskim potoku, którego podziwiali podczas jego pożegnalnej wizyty.

Otwarte drzwi do pokoju wypoczynkowego zapraszały do środka.  Porozrzucane książki na wersalce i ławie świadczyły o ostatnim zajęciu gospodyni. Zręcznymi ruchami usunęła bałagan, pytając jednocześnie, na co reflektują herbatę czy kawę. Adam podziękował, mówiąc, że tylko wpadli się przywitać i zapytać o zdrowie. Muszą jeszcze pokazać się matce i babci i utwierdzić ich, że miewam się dobrze. Na te słowa odezwał się Piotrek.

- Chyba nie będziesz miał nic przeciwko temu, że ja tu zostanę.

Słowa te wprawiły go w zakłopotanie, po raz pierwszy poczuł jakieś ukłucie pod sercem, ale odpowiedział wbrew swojej woli – dobrze, za kwadrans będę z powrotem.

Był wściekły na siebie.  Widział w oczach Piotrka błyski zachwytu i zainteresowania Ewą. Po raz pierwszy poczuł zazdrość. Przyspieszył kroku. Wpadł do domu, witając się z babcią, która krzątała się przy kuchni i z matką leżącą na kanapie. Nieco zdziwiony, zapytał czy wszystko w porządku, informując jednocześnie, że przejeżdżał w pobliżu, dlatego wpadł jak po ogień. Matka wstała z kanapy, proponując mu świeży pasztet z królika. Odmówił, tłumacząc, że kolega czeka w samochodzie, więc musi już iść. Zapakowała całą, przygotowaną pieczeń i pół bochenka chleba, mówiąc – zjecie podczas jazdy. Zwrócił uwagę na jej mizerny wygląd, ale pomyślał, że ma gorszy dzień.  Dopiero babcia, wyprowadzając go do sieni, szepnęła.

- Martwię się o Anielcię, ostatnio nie czuje się najlepiej.

- Babciu, obiecaj mi, że dopilnujesz, aby poszła do doktora – z tymi słowami opuścił dom.

Drogę do Ewy pokonał szybkim, marszowym krokiem.  Zastał ich swobodnie rozmawiających przy kawie, ciastkach i kanapkach. Znowu poczuł jakiś wewnętrzny niepokój i złość na siebie, że sam sobie nawarzył tego piwa.

Zaproponowała mu kawę, ale odmówił, zmuszając kolegę do wyjścia. W samochodzie siedział naburmuszony i nieskory do rozmowy.

Na pytanie Piotrka – co cię ugryzło, wyglądasz na wściekłego? Odpowiedział ku swojemu zaskoczeniu.

- Eee tam, martwię się o mamę, bo źle wygląda i nie czuje się zbyt dobrze.

Po tych słowach spostrzegł, że Piotrek jakby odetchnął i zmienił temat, pytając o Ewę.

- Z kim mieszka, bo nikogo nie widziałem w domu, czy ma chłopaka? Kończąc, dodał – fajna dziewczyna. Musisz mi dać do niej adres.

- Trzeba było ją poprosić, bo ja nie jestem pewien, czy powinienem to zrobić bez jej zgody.

- Dobrze, nie było tematu, bo widzę, że wyjątkowo jesteś drażliwy, kiedy mówię o niej.

Jechali na skróty, omijając miasta i nadrabiając stracony czas, dlatego nikt się nie zorientował, że zrobili mały skok w bok.

Ponadto niesubordynacja z 12 października powoli szła w zapomnienie.  Adam otrzymał urlop na Święta Bożego Narodzenia, jako wyróżnienie za wzorową służbę. Postanowił podzielić się swoją radością z Ewą.  Marzył, iż uda się mu wyrwać ją na Sylwestra. Wiedział, bo wspominała mu, że z rodzicami często bywała na weselach rodzinnych i przyznała, że najbardziej na tego typu imprezach porywały ją tańce.  Jej pierwszym nauczycielem był ojciec, który słynął w okolicy, jako najlepszy wodzirej.

Jemu również akordy muzyki tanecznej nie pozwalały usiedzieć na miejscu, lecz podrywały do zabawy. Dlatego w wojsku nie omijał żadnej dyskoteki organizowanej przez żeńskie szkoły pomaturalne. Nigdy jednak nie umawiał się z partnerkami na spotkania i nie nawiązywał bliższych kontaktów. Do Ewy również nie pisał listów, mimo że rozmyślał o niej bezustannie. Słał jej tylko widokówki z wyjazdów poza jednostkę.  W swoim pierwszym liście chciał jej powiedzieć, co czuje, ale bał się ją spłoszyć i zapeszyć, dlatego zaproponował wspólne spędzenie Sylwestra, podkreślając wagę zakończenia starego roku i rozpoczęcie nowego przy rytmie muzyki i w tańcu.

Jego marzenia się spełniły, Ewa wyraziła zgodę na wspólne wyjście.  Była to jej pierwsza zabawa po stracie rodziców.

Tworzyli zgrany i podziwiany duet. Taniec przenosił ich w świat wyimaginowany, pozwalał zapomnieć o troskach dnia codziennego, a czasem zatracić się i unieść w rytm muzyki w krainę nierealną, cudowną, fantazyjną. Nigdy nie chodzili na naukę tańca, rytm i kroki przychodziły im same, a ich harmonia ciał i dusz stanowiła jedność.  Czasem szli jak burza, a czasem unosili się jak obłok nad parkietem, a czasem przytuleni kołysali się w rytm melodii. Pierwszy kawałek muzyczny podrywał ich do tańca, wczuwali się w rytm po to, aby w drugim nabrać wigoru i zupełnie się zatracić w szybkim tempie, w wirowaniu po sali. Czuli sie jakby byli jedynymi tancerzami na parkiecie. Silne ramiona Adama i jego czujność chroniły Ewę, przed niefortunnymi zderzeniami z innymi parami, nieoczekiwanymi kolizjami nóg. Ostatnia część tryptyku tanecznego była już w tonacji spokojnej, wszystkie pary zmęczone wcześniejszymi polkami, oberkami, kołysały się przytulone do siebie, tworząc jakby jedność, tak i oni byli zrośnięci ze sobą.  Adamowi i Ewie nie potrzeba było żadnych dodatkowych używek, aby im humor dopisywał, wystarczyła jedynie dobra muzyka.  Czuli się szczęśliwi i wierzyli, że nadchodzący Nowy Rok przyniesie im również szczęście.

Cdn.



  Contents of volume
Comments (2)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Bardzo ładna, ciekawa i realistyczna opowieść, chociaż w pewnych miejscach pozornie banalna. A i opisywane problemy są Ci doskonale znane.
Poprawność językowa na stałym poziomie, czyli trochę potknięć się zdarzyło. Nie piszemy "extra urlop" a "ekstraurlop", ale lepiej byłoby "ekstraurlop". Jeżeli piszemy o balu sylwestrowym, a nie o imieniu, to słowo sylwester piszemy małą literą. Nie piszemy "pół godziny czasu", a pół godziny, bowiem godzina jest jednostką czasu, więc mamy tutaj do czynienia z tautologią.
Teraz o interpunkcji. Brakuje przecinków przed: nie marudź, herbatę, i utwierdził ich (raczej je, gdyż były to dwie kobiety), czy wszystko. Zbędne przecinki przed: i wyczyściłam, i Ewę, spokojnie, chociaż, poprosił, o swojej, i wciągnęły, jako jedyny, i rozważeniu, marki Star, najpierw, upodobniły, zapytał, przygotowaną, jako wyróżnienie, jako najlepiej, przed niefortunnymi. Zbędna jest też kropka przed: W kuchni, gdyż był on na końcu zdania w poprzednim wersie.
Są też małe potknięcia w apisie dialogu. Zbędna jest kropka, a w konsekwencji duża litera po wypowiedzi, a przed myślnikiem i narracją. Brakuje też myślnika przed: Odpowiedział, co powoduje, ze narracja została włączona w wypowiedź.
avatar
Dziękuję za korektę. Potknięcia zostały poprawione.
Pozdrawiam.
© 2010-2016 by Creative Media