Go to commentsŁawka cz.1
Text 8 of 19 from volume: Prozaicznie
Author
Genrecommon life
Formprose
Date added2018-05-01
Linguistic correctness
- no ratings -
Text quality
- no ratings -
Views1194

ŁAWKA


Była pewna, że panom w pewnym wieku nie wypada zakładać krótkich spodni i paradować publicznie, bo ich żylaste łydki i sflaczałe mięśnie są po prostu obrzydliwe. I jeszcze te włosy na stopach, jak sierść zwierzęcia. Jasne, że faceci nie golą nóg, chyba tylko geje albo metroseksualni, ci prawdziwi – nigdy. Następny prawdziwy właśnie przeszedł obok niej, nie zostawiając cienia wątpliwości, że męska część tej miejskiej aglomeracji ma za nic trendy i modę i – powiedzmy szczerze – poczucie smaku.

Dwie dziewczyny – każda z yorkiem na smyczy – przystanęły obok czterech głazów wyglądających na nieprzypadkowe w tej scenerii. Wymieniły ze sobą kurtuazyjne pozdrowienia i zapytania o płeć pieska. Znów musiała się obruszyć, słysząc, jak jedna z właścicielek nazywa swą podopieczną dziewczynką. Co za beznadziejna mania – pomyślała – traktować psy, jak ludzi.

Przy wejściu, obok napisu „Park Solidarności” zauważyła dopiero co rozkwitłe kasztany. Był koniec kwietnia, więc kasztany jak najbardziej mogły już kwitnąć. Tylko że dwa z nich miały kwiaty różowe nie białe. Przez chwilę ta osobliwość zatrzymała ją, kierując myśli do odległej przeszłości, gdy sama przygotowywała się do matury. Czwarta klasa liceum była naprawdę trudna, nie tylko z powodu nauki, ale decyzji, które zaważyły na całym jej życiu.

Usiadła na ławce, wygrzebała z przepastnej torby parkera i notes. Długopis trzymała w pogotowiu, czekając, że wreszcie przyjdzie to słowo i to pierwsze zdanie, którym zacznie opowieść swojego życia. Nie miała złudzeń – pisać można się nauczyć, ale potrzebne jest coś, co doda mu realizmu, oryginalności, niezwykłości czy choćby zaskoczenia...

Kolejni spacerowicze pojawiający się w zasięgu jej wzroku byli jak na złość zwyczajni, robili banalne czynności, wymieniali nic nieznaczące słowa. Nastawiła uszu, by wyłowić z miejskiego zgiełku jakieś niecodzienne odgłosy. Niewątpliwie w górze coś się działo, ale ptasi szczebiot był zupełnie niezrozumiały. Nawet kaczka zanurzona do połowy w wodzie nie wykazywała cech odmiennych od pozostałych przedstawicielek tego gatunku chroniących się tymczasowo w krzakach.

Kolejna próba zapisania najważniejszego zdania okazała się niemożliwą. Zaczęła więc robić notatki - takie od szczegółu do ogółu i z powrotem. „Obłoki – jeden przy drugim, w rzędzie, niezasłaniające słońca (skreśliła słońce, bo jakoś głupio brzmiało). Widok z ławki – budynek szaro-biały (écru); parasole złożone; schody wychodzące na ulicę; gwar – miasto żyje tam... A tutaj zielona łąka z kępami żółtego mniszka (mniszek podobno zwalcza raka i działa na otyłość: wiadomość z fb). Chciała skreślić ostatnie zdanie, ale podniosła oczy i zatrzymała wzrok na kolejnym przechodniu. „Ten to na pewno potrzebuje mniszka” - pomyślała. Spacerowicz, nieświadom oceny obserwującej go kobiety, przemierzał najdłuższą alejkę w tym parku. Dwukrotnie przysiadł na ławce ciągnącej się chyba ze sto metrów. Odprowadziła go wzrokiem aż do końca alejki i wtedy uświadomiła sobie, że to właśnie ta ławka, którą władze zafundowały mieszkańcom miasta w 94 rocznicę odzyskania przez Polskę Niepodległości. „Historyczne miejsce” – pomyślała i wyjęła komórkę, żeby zrobić zdjęcie. Jak na złość na końcu ławki siedział ciągle mężczyzna, którego tak chętnie poczęstowałaby mniszkiem lekarskim. Zrobiła kilka ujęć, odczekała chwilę, ale gość ciągle pozostawał w kadrze. Miała już nawet podejść i poprosić go, żeby odszedł na chwilę, ale facet wstał i też zaczął robić zdjęcia. „Ok – pomyślała – spróbujemy się... Sięgnęła po notes i ostentacyjnie usiadła na samym środku ławki.

Zapisywała wszystko, co widziała dokoła. Najdłużej zatrzymała się na akacjach. Były całkiem oryginalne na tle spowszedniałych tui i świerków, „złotych deszczów”, kamyków czy głazów. Zatrzymała się na nich raczej z powodów sentymentalnych. Kiedyś objadała się kwiatami akcji nie dlatego, że były smaczne, ale dla eksperymentu, dla zabawy, bo inni też tak robili. Do dziś pamiętała ich mdły i słodkawy smak… I zapach, który odurzał jak młodość - naiwnie i szczerze. Akacje wyrastały obok siebie rodzinnie. Tworzyły jedną koronę na kilku pniach. `Trochę to symboliczne` – pomyślała i zaczęła znów pisać: „Akacja ocieniała ławkę tylko na kilku metrach, reszta stumetrowej konstrukcji tego dnia była skąpana w słońcu”.

***

  Contents of volume
Comments (0)
ratings: linguistic correctness / text quality
no comments yet
© 2010-2016 by Creative Media