Go to commentsAwantura o Basię
Text 1 of 8 from volume: 2015
Author
Genrepoetry
Formpoem / poetic tale
Date added2018-09-29
Linguistic correctness
Text quality
Views1034

Rzecz się działa w Warszawie w czasach komunizmu.

Oprócz doktryn marksizmu oraz leninizmu

Wpajano nam zasady bezpieczeństwa pracy.

Przy zajezdni mieszkał mój kolega Ignacy.

Gdy tam łaziłem uważałem na tramwaje,

Most i trakcję. Wszystko było tam stare.

Raz do Ignacego wybrałem się wraz z Basią –

- Moją pięcioletnią kuzyneczką malusią.

By się nie nudziła poznałem ją z Ignacym.

On to lubił się zabawiać z każdym dzieciakiem…

Zgodził się nas odprowadzić, gdy wracaliśmy.

Po drodze różne bareizmy czytaliśmy:

„Strzeż się pociągu i trakcji” – pierdoły różne.

Nie istniały osoby tym napisom dłużne.

Gdy przechodziliśmy przez mostek nad torami,

Basieńka zapatrzyła się nad tramwajami.

Widząc, że jest w tyle poczęliśmy ją wołać.

Nie było czasu – miałem podłogi szorować.

I gdy Basieńka prawie nas już dobiegała,

Z suchym trzaskiem, deska pod nią się załamała.

Pod most zapadło się dziecko na naszych oczach

W miejscu, gdzie mogła wylądować na przewodach.

Błysnęło, huknęło

I dziecka nie było…

Przeraziłem się strasznie. W gacie narobiłem.

Ile sił w nogach uciekać stamtąd zacząłem.

W panice i histerii biegłem wprost do domu.

Co ja mam zrobić?! Co powiedzieć oraz komu?!

Nigdy już nie ujrzę mojej kuzynki małej,

Leżącej pewnie pod mostkiem i usmażonej.

Co zrobił Ignacy? Tego pewien nie jestem.

Mógł rażony zginąć bohaterskim gestem.

Gdy byłem już w domu nie mogłem nic wydyszeć:

Że Basia, że trakcja, prąd… Zacząłem krzyczeć.

Nie próbował mnie uspokoić nikt z rodziny.

Wszyscy wybiegli w stronę torów ile siły.

Zostałem sam z sumieniem i pustym mieszkaniem.

Czy powinienem zostać ukarany laniem?

Pilnowaliśmy ją, Ignacy wręcz za bardzo…

Dzięki trawce pod mostkiem, nie było tam twardo -

- Gdyby nie trakcja, dziecku nic by się nie stało,

A tak to najpewniej na tej trawce skwierczało.

Pół godziny później usłyszałem śmiech ludzi.

To niemożliwe. Czy mój umysł już się łudzi?

Gdy wyszedłem przed dom, Basieńkę ujrzałem!

Całą i zdrową! Jestem w niebie? Już umarłem?

Może jeszcze na mostku dostałem zawału,

Albo zatłukli mnie na śmierć w ataku szału?

Ignacy jedną dłonią trzymał ją za rękę,

A w drugiej dzierżył czarną, osmaloną deskę.

Wszystko to było prawdą i się wyjaśniło:

Przewody dotknęły jedynie deskę przegniłą,

Basia spadła obok – prosto na miękką trawkę;

Na chwilkę poszła płakać na najbliższą ławkę.

Wyjątkowo nie będzie w tej historii lania,

Ani żadnych innych cielesnych form karania.

Szczęśliwie skończyła się ta historia cała.

Gdy naprawiano mostek, Basia smacznie spała.

Przez jakiś czas do Ignacego nie chodziłem.

Wrócić w tamto miejsce jakoś nie potrafiłem.

Najważniejsze, że Basieńka się nie upiekła,

Bo Ignacemu pała by z pewnością zmiękła…


 


  Contents of volume
Comments (1)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Kurdebele Zewedijasz, poleciałeś... krew mię zamarzła w żyłach. wybitne.
© 2010-2016 by Creative Media