Go to commentsJelenie
Text 2 of 2 from volume: Usłyszane przy kieliszku
Author
Genrehumor / grotesque
Formprose
Date added2011-12-12
Linguistic correctness
Text quality
Views6085

Był środek nocy, a polowanie jak dotąd można było zaliczyć do  niezwykle udanych- żadna zwierzyna nie zakłóciła wspaniałego spokoju sprzyjającego zacieśnianiu przyjacielskiej atmosfery. Dwoje myśliwych lekko chwiejnym krokiem zmierzało w stronę strażnicy, zachowując się o wiele za głośno, niż na myśliwych przystało. Jeden czkał miarowo, drugi człapał niezgrabnie w za dużych walonkach, kląskających raz po raz w kałużach błota. Tereny podmokłe, nie ma co. Żab zatrzęsienie, dzików jak na lekarstwo. A to dziwne, bo dziki być powinny. Tuż za polaną majaczyło pole kukurydzy. Te skubane świnie w zeszłym roku zeżarły chyba z pół hektara. Dzisiaj z cierpliwością chorego myśliwi wysłuchali żalów właściciela pola, który zanim ich pożegnał dokładnie opisał co z czego powinni dzikom powyrywać i gdzie im powinni strzelby włożyć. Wzięli sobie te polecenia do serca, ale pech chciał, że dzików brak. Wczłapali się niezdarnie na strażnicę, zadowoleni, jakby na tym właśnie polegało polowanie.

- Józwa…- zaczął ten wyższy i przystojniejszy- zimno mi.

Józwa roześmiał się rubasznie, jakby tylko czekał na hasło i wyciągnął ze skórzanej myśliwskiej torby butelkę bez etykiety. Koledze najwyraźniej zrobiło się cieplej, bo ochoczo przysiadł się bliżej. Polowania rzecz święta- wiadomo pic nie wolno. Ale dzisiaj było wyjątkowo zimno. A noc długa… Ktoś dziki odstrzeliwać musi, a czas leci szybciej, gdy to coś się przygryzie, to coś łyknie- czy to ciepłego, czy to rozgrzewającego w inny sposób. W każdym razie każdy z nich miał tyle rozsądku, by zostawić strzelby bezpiecznie oparte o brzeg ścianki, i by miast wystawiać własną podzielność uwagi na próbę skupić się na jednej rzeczy. W tej chwili szklaneczka była priorytetem.

- Eustachy ja cię tak kocham- wyznał ten przysadzisty, zdradzając jednocześnie lepiej niż najlepszy alkomat, że spożywany trunek oprócz funkcji rozgrzewającej miał parę innych… mocnych cech.

Stachu nie odpowiedział, bo właśnie coś przykuło jego uwagę.

- Józwa! Jeleń!

- Jo! Pierdolisz!?- Józwa zerwał się jak na dźwięk komendy „baczność”. Jedną ręką poprawił czapę, a drugą przyłożył do oczu oblepioną meszkami lornetkę. Wiele nie wypatrzył, ale co jak co- jelenia nie sposób z niczym innym pomylić.

- Jaaa… Jeleń!- bardziej wyraził dziecięcy zachwyt niż potwierdził.- co teraz?

- Jak to co? Strzelaj! Albo nie! Poczekaj… Lepiej ja strzelę!

- Z mojej Miry!? Ani się waż!

-  Puszczaj! Ty już naładowałeś, ja nie mam naboi pod ręką!

- Z mojej Miry!!!? Ani się waż!

- Cicho, bo spłoszysz! … Józek puść, ja dam se lepiej radę. Patrz, patrz! Wraca w las.

Józek się uspokoił, nie było czasu na potyczki o broń. Eustachy z największą precyzją na jaką było go stać w tym momencie wymierzył i strzelił. Bach! Bach!

- Zwierzok padł- zauważył Józek nieco naburmuszony.

- Patrz jakie mam oko Józek! Z takiej odległości jelenia żem trafił!

- Oko!? Stachu! To nie twoje oko! To moja Mira! Ona nie do końca sprawna jest, cosik w prawo zbacza. Inaczej gówno byś ustrzelił!

-  Ja ci dam gówno! To ty masz gównianą broń, jak na prawo znosi! A moje oko takie wprawne, że nawet wie, jak celować, gdy strzelba trefna!

- Uch ty!

- A tknij mnie ino chłopie, to ani krztyny z jelenia nie dostaniesz! Całą zimę żreć go będę, a ci nawet kęsa nie dam!

Józek zastanowił się chwilę i cofną wymierzoną pięść. Otrzepał kurtkę, jakby była taka potrzeba i odezwał się w końcu.

- Bierz latarkę! Idziemy zobaczyć jelenia!

Eustachy wyciągnął z torby ciężką, wojskową latarkę, i dwoma susami zszedł ze strażnicy. Jóżek zaraz za nim. Nie odzywali się po drodze, Józek zły, Stachu rozanielony. I nikt nie otworzył buzi zrazu także wtedy, gdy doszli na miejsce. Stanęli nad martwym zwierzem, poświecili mu po łbie, po oczach, po kopytach, po ogonie i grzywie. No właśnie… Po ogonie i grzywie…

- Stachu, tyś zabił konia!

- Co? Ja żem zabił!? To twoja strzelba na prawo znosi ponoć! Jakby sprawna była, to byśmy nic nie zastrzelili!

- Jakie byśma!? Jakie byśma!? Ty żeś zastrzelił! Ja się ino patrzył!

- Ale twoją strzelbą Józwa! Wina Po połowie!

- Jelenia sam chciał zeżreć, a winą się po połowie dzieli! Ładny mi przyjaciel! Patrzcie tylko!

Stachu przykucnął przy koniu i myśli ciężko. W końcu podrapał się po głowie i mówi do Józwy.

- Ten koń, to musi Marciniaka być, co my dzisiaj z nim gadali. Nigdzie tu w okolicy nikt inny stajni nie ma. Taki ładny, kary, zadbany, odżywiony. Musi jego być. A on nas widział, jak żeśmy na polowanie szli. I będzie wiedział kto ustrzelił. I będziem płacić Józwa!

- A czemu „my” a nie „ty”? Hę!?

- Bo oby nas widział, a nie mnie ino! Od obu będzie chciał pieniędzy za szkodę!

- Jaką szkodę!? Jak kto konia samopas po nocy puszcza, to niech się liczy, że konikowi i krzywda stać się może, że wilki jakie, albo niedźwiedzie…

- Ty się w łeb puknij Józwa! Wilki i niedźwiedzie w naszych lasach… A to jego łąka jest! To i konika mógł se na niej wypasać.

- Wypasać konia!? Też mi coś! Owsem karmić zwierzaka, a nie byle zielskiem!

-  Pomożesz mi czy nie!?

- A w czym ja mam ci znowu pomóc. Strzelbę użyczyć?! Cobyś sobie w łeb palnął z rozpaczy!?

- Nie pieprz, tylko pomóż do cholery! W bagażniku, w moim oplu jest szpadel. Masz kluczyki i przynieś go. Zakopiemy skurczybyka.

-A ty co? Pilnować będziesz, żeby nie uciekł!?

- Ja wymyśle, gdzie by go zakopać, żeby najłatwiej ukryć było. No leć wreszcie!

Józwa wystrzelił jak z procy i przyniósł w końcu ze sobą szpadel jak się patrzy. Ale szpadel był jeden, a ich dwójka. Kopali więc na zmianę, to jeden, to drugi. Koń był wielgachny, a im skończyła się gorzałka, co negatywnie wpłynęło na morale. W końcu po dwóch godzinach mordęgi jednym szpadlem wykopali dół na tyle szeroki i głęboki, by konia pomieścić. Zaczynało już świtać, gdy umorusani wracali na strażnicę po resztę manatków. Usiedli, na chwilkę tylko, ale wymęczeni kopaniem posnęli jak dzieci, i jedynie tyły ich głów ponad drewnianą ściankę strażnicy wystawały. Obudziło ich parę godzin później głośne nawoływanie.

- Panowie!- krzyczał ktoś z dołu!- Panowie! To wy żeście dziś w nocy strzelali?

Eustachy oprzytomniał natychmiast, zanim jeszcze Józew zdążył otworzyć oko. Pod strażnicą stał rolnik Marciniak.

- Nieee! Pewnie że nie my!

- A nie polowaliście dziś w nocy?

- A panie… Takie polowanie, że ani ptaszka, żeśmy nie ubili.

- To dziwne…

- A co w tym takiego dziwnego?- Stachu czuł jak włoski stają mu na karku. Świadomie drażnił lwa…

- Bo chyba nikt prócz was dzisiaj nie polował, a tam na polanie zastrzelony jeleń leży. Świeży taki, jakby dziś w nocy był zabity. Ale jak wyście nie strzelali, to pewnie kto inny go ubił. No to do widzenia Panom Myśliwym!

Rolnik odwrócił się zostawiając ogłupionych myśliwych wpatrzonych w jego plecy. Uszedł kilka kroków i jeszcze raz spojrzał na strażnicę.

- A jeszcze jedno! Nie widzieliście jak ktoś stąd martwego konia wynosił? Bo zdechł mi wczoraj wieczorem na polanie, biedaczysko. Kary taki... Tutaj gdzieś go zostawiłem, już z zakładu po niego jadą, a nie mogę go znaleźć…


  Contents of volume
Comments (13)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
I zakończenie i dialogi mi się podobały. Zastanawiam się nad gwarą, którą posługiwali się myśliwi, jaki to rejon?
avatar
Kujawy! :)
avatar
Bardzo dobre opowiadanie. Błyskotliwe, wciągające, śmieszne. Świetnie się czyta. Końcówka zaskakująca i zabawna.
avatar
Dziękuję za wszystkie komentarze! Miałam wątpliwości, czy nie usunąć wulgaryzmów, ale potem stwierdziłam, że to przecież nie jest tekst do szkolnego podręcznika, a bez nich Józek i Stachu straciliby na autentyczności. W końcu żywy język nie jest taki znowu gładki :) Pozdrawiam!
avatar
Dobre :) Świetnie opisana relacja męsko - męska.
avatar
Świetne:)
avatar
Opowiadanie jest niezłe. Nie podtrzymam zachwytów moich poprzedników,ale przyznaje,ze jest niezłe.pozdrawiam autorkę.
avatar
Zabawny tekst, wprowadza w nastrój.
Nominowany do publikacji.
avatar
Według mnie tekst należy zakwalifikować do publikacji.
avatar
Ha! Dzięki, bardzo się cieszę! :)
avatar
Nominowany do publikacji.
avatar
Jak to flaszeczka jednak wszystkim ludziom, panie dziejku, szkodzi...

Ps.

Uwaga: dwoje myśliwych (patrz 1. akapit) to

PANI /z flintą/ oraz PAN /z dwururką/

tymczasem w opowiadanku mowa o DWÓCH panach: o Józwie oraz dwojga imion Stachu-Eustachym.

Poprawna forma wobec tego w odniesieniu do nich to

DWAJ myśliwi
avatar
Kim? czym? w tym myśliwskim skeczu są tytułowe /dwa na bani/ jelenie??
© 2010-2016 by Creative Media