Author | |
Genre | common life |
Form | prose |
Date added | 2019-05-22 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 1320 |
Pochodziła Aniusia i po podwórzu, zajrzała do czeladnej, na gumno, na wybieg dla bydła, gdzie pośród nawozu i marcowego błota był cały ich *kapitał obrotowy*: ze 20 może chudych krów i 3 konie. Poleciła oborowemu przynieść pokrojonego chleba, mówiąc przy tym *Ja zapłacę!* - i każdemu bydlątku dała po kromce. Potem jedna z dojarek zaprosiła panienkę do siebie do chaty, gdzie na stole postawiono sagan ze świeżym mlekiem, a w kącie, przy piecu, za niziutką przegrodą z desek, tulił się dopiero co narodzony cielaczek. Aniusia mleka popiła, podbiegła do cielaczka, przykucnęła i z radości wycałowała go w mordkę, zaraz jednak z obrzydzeniem wytarła rękawem usta, mówiąc, że pyszczek ma wstrętny i cały w jakichś ślinach. W końcu wyjęła z portmonetki trzy żółciuchne banknoty, rozdała je służbie i zaczęła się zbierać do wyjazdu.
- I cóż tu robić będziecie? - idąc już do kibitki, spytała starego Fiedułycza, który jako zarządca pierwszy postępował w tyle za panienką, skrzyżowawszy ramiona na chudej piersi.
- A cóż mamy robić! będziem żyć! - odarł prosto.
Aniusia znowu posmutniała: wydało się jej, że słowa starego dziadka brzmią ironicznie. Chwilę postała, postała, westchnęła i rzekła:
- Ano, z Bogiem!
- A my to już myśleli, że do nas wrócicie! zostańcie z nami! - mówił Fiedułycz.
- Nie, nie... co wy! Wszystko jedno... Żegnajcie!
I znowu łzy potoczyły się po jej policzkach, i na ten widok wszyscy zapłakali. Jakoś tak dziwnie wychodziło: i niczego, zdawałoby się, tu nie żal, nawet nie ma czego wspominać - a płacze. A i służba też: nic takiego przecież nie powiedziano poza szeregiem zwykłych pytań i odpowiedzi, a każdemu na sercu zrobiło się ciężko, *żałośnie*. Posadzono Aniusię w powozie, okutano, i wszyscy głośno westchnęli.
- Szczęśliwej drogi! - rozległo się za nią, kiedy konie ruszyły.
Przejeżdżając już het! za wsią mimo wiejskiego cmentarza, znowu kazała woźnicy się zatrzymać i sama, już bez żadnej cerkiewnej asysty, poszła po oczyszczonej ze śniegu drożynie. Porządnie się już ściemniło, i w przycerkiewnych chatach zapalono świece. Aniusia stała, uchwyciwszy się ręką brzozowego krzyża babci, lecz już nie płakała, a tylko na porywistym wietrze chwiała na nogach. O niczym szczególnym nie myślała, żadnej określonej idei sformułować teraz nie potrafiła, a tak było jej gorzko, w całym ciele gorzko... I nie z powodu nieboszczki, a nad samą sobą. Bezwiednie, wciąż się słaniając i pochylając nad mogiłą, przestała tak może dobry kwadrans, i raptem wyobraziła sobie Liubusię, która być może w tej samej chwili jak ten słowiczek kląska w jakimś Kriemienciugu pośród rozochoconej kompanii.
Ah! ah! que j`aime, que j`aime!
Que j`aime les mili-mili-mili-taires!
Potknęła się, omal nie upadając. Biegiem już dopadła do kibitki, usiadła i kazała jak można najszybciej jechać do Gołowliowa.
Do wujka wróciła znudzona i cicha... co jej zresztą w niczym nie przeszkodziło być już nieco głodną (Pijawka w tym ferworze odprowadzania nie dał jej na drogę nawet kurczaczka), więc ucieszyła się, że stół do herbaty już nakryto. Oczywiście, Porfiry Władimirycz nie omieszkał zagaić.
- I co, byłaś?
- Byłam.
- I nad mogiłką babuni pomodliłaś się? nabożeństwo na cześć zmarłej odprawiłaś?
- Nabożeństwo też.
- To pop był w domu?
- Naturalnie, że był; któż inny by do mszy służył!
- Tak, tak... I diakoni dwaj też byli? *Wiećnuju pamiat`* śpiewali?
- Śpiewali.
- Tak. Wieczna pamięć! wieczna pamięć po nieboszczce mamuni! O wszystko staruszka dbała, o rodzinę zabiegała!
Judaszek wstał z krzesła, zwrócił się do świętych ikon i pomodlił.
- A jak tam Pogoriełka? wszystko dobrze?
- Sama nie wiem. Zdaje się, wszystko stoi na swoim miejscu tak, jak stało.
- Ano, właśnie, *zdaje się!* Zawsze nam się *zdaje*, a jak popatrzysz a się przyjrzysz - i tu krzywawo, i tam podgniło... tak właśnie i o cudzych sprawach tworzymy własne zdanie: *zdaje się*! wciąż *się zdaje*! A tak nawiasem, piękny ten wasz dworeczek; bardzo wygodnie go świętej pamięci mamunia urządziła, niemało też środków własnych na to wydała... No, ale sierotkom pomagać nie grzech!
ratings: perfect / excellent
Krowy wyczyścić i nakarmić. Krowy się wypasa, a nie karmi chlebem, co uparty autor próbuje tutaj opowiedzieć.
Jeśli cię nie stać na utrzymanie 20 krów, co jest skandaliczne, bo 20 krów daje dość mleka żeby je wyposażyć, i jeszcze powinno wystarczyć na strawę dla dzieci i cukierki. Albo jakiś inny deser. To 10 krów można spokojnie sprzedać, a zysk zainwestować w utrzymanie pozostałych 10, co uważam i tak za kiepski interes.
Nie inaczej w Pogoriełce (nazwa mówiąca: Pogorzelica): Arina Pietrowna, wielka pani na włościach, stara babka w lichej podniszczonej przyodziewie w mogiłce już sobie spoczywa daleko od cerkwi, wnuczki-sierotki nieszczęsne w jarmarcznych teatrach, stary zarządca Pogoriełki Fiedułycz z chudą piersią dziadek, dwie służące: Afimiuszka staruszka oraz kucharka Markowna z jednym okiem żołnierka itd. - i te święte ikony wydarte z ikonostasu i razem z dwiema krowami wywiezione do Gołowliowa! - to obraz istnej pańskiej psiej nędzy
to i chyba nie dziwota, że i bydełko tam u nich biedne, karmione chlebem, wysuszone i na wymarciu?
Kto miał o to wszystko tam zadbać? Chiński cesarz chyba?
Ps. Ja nie weteryniarz, ale tak mi się to widzi