Go to commentsM. Sałtykow-Ssiedrin - Ród Gołowliowych, rozdz. IV - Siostrzeniczka/8
Text 170 of 253 from volume: Tłumaczenia na nasze
Author
Genrecommon life
Formprose
Date added2019-05-22
Linguistic correctness
Text quality
Views1320

Pochodziła Aniusia i po podwórzu, zajrzała do czeladnej, na gumno, na wybieg dla bydła, gdzie pośród nawozu i marcowego błota był cały ich *kapitał obrotowy*: ze 20 może chudych krów i 3 konie. Poleciła oborowemu przynieść pokrojonego chleba, mówiąc przy tym *Ja zapłacę!* - i każdemu bydlątku dała po kromce. Potem jedna z dojarek zaprosiła panienkę do siebie do chaty, gdzie na stole postawiono sagan ze świeżym mlekiem, a w kącie, przy piecu, za niziutką przegrodą z desek, tulił się dopiero co narodzony cielaczek. Aniusia mleka popiła, podbiegła do cielaczka, przykucnęła i z radości wycałowała go w mordkę, zaraz jednak z obrzydzeniem wytarła rękawem usta, mówiąc, że pyszczek ma wstrętny i cały w jakichś ślinach. W końcu wyjęła z portmonetki trzy żółciuchne banknoty, rozdała je służbie i zaczęła się zbierać do wyjazdu.


- I cóż tu robić będziecie? - idąc już do kibitki, spytała starego Fiedułycza, który jako zarządca pierwszy postępował w tyle za panienką, skrzyżowawszy ramiona na chudej piersi.

- A cóż mamy robić! będziem żyć! - odarł prosto.


Aniusia znowu posmutniała: wydało się jej, że słowa starego dziadka brzmią ironicznie. Chwilę postała, postała, westchnęła i rzekła:


- Ano, z Bogiem!

- A my to już myśleli, że do nas wrócicie! zostańcie z nami! - mówił Fiedułycz.

- Nie, nie... co wy! Wszystko jedno... Żegnajcie!


I znowu łzy potoczyły się po jej policzkach, i na ten widok wszyscy zapłakali. Jakoś tak dziwnie wychodziło: i niczego, zdawałoby się, tu nie żal, nawet nie ma czego wspominać - a płacze. A i służba też: nic takiego przecież nie powiedziano poza szeregiem zwykłych pytań i odpowiedzi, a każdemu na sercu zrobiło się ciężko, *żałośnie*. Posadzono Aniusię w powozie, okutano, i wszyscy głośno westchnęli.


- Szczęśliwej drogi! - rozległo się za nią, kiedy konie ruszyły.


Przejeżdżając już het! za wsią mimo wiejskiego cmentarza, znowu kazała woźnicy się zatrzymać i sama, już bez żadnej cerkiewnej asysty, poszła po oczyszczonej ze śniegu drożynie. Porządnie się już ściemniło, i w przycerkiewnych chatach zapalono świece. Aniusia stała, uchwyciwszy się ręką brzozowego krzyża babci, lecz już nie płakała, a tylko na porywistym wietrze chwiała na nogach. O niczym szczególnym nie myślała, żadnej określonej idei sformułować teraz nie potrafiła, a tak było jej gorzko, w całym ciele gorzko... I nie z powodu nieboszczki, a nad samą sobą. Bezwiednie, wciąż się słaniając i pochylając nad mogiłą, przestała tak może dobry kwadrans, i raptem wyobraziła sobie Liubusię, która być może w tej samej chwili jak ten słowiczek kląska w jakimś Kriemienciugu pośród rozochoconej kompanii.


Ah! ah! que j`aime, que j`aime!

Que j`aime les mili-mili-mili-taires!


Potknęła się, omal nie upadając. Biegiem już dopadła do kibitki, usiadła i kazała jak można najszybciej jechać do Gołowliowa.


Do wujka wróciła znudzona i cicha... co jej zresztą w niczym nie przeszkodziło być już nieco głodną (Pijawka w tym ferworze odprowadzania nie dał jej na drogę nawet kurczaczka), więc ucieszyła się, że stół do herbaty już nakryto. Oczywiście, Porfiry Władimirycz nie omieszkał zagaić.



- I co, byłaś?

- Byłam.

- I nad mogiłką babuni pomodliłaś się? nabożeństwo na cześć zmarłej odprawiłaś?

- Nabożeństwo też.

- To pop był w domu?

- Naturalnie, że był; któż inny by do mszy służył!

- Tak, tak... I diakoni dwaj też byli? *Wiećnuju pamiat`* śpiewali?

- Śpiewali.

- Tak. Wieczna pamięć! wieczna pamięć po nieboszczce mamuni! O wszystko staruszka dbała, o rodzinę zabiegała!


Judaszek wstał z krzesła, zwrócił się do świętych ikon i pomodlił.


- A jak tam Pogoriełka? wszystko dobrze?

- Sama nie wiem. Zdaje się, wszystko stoi na swoim miejscu tak, jak stało.

- Ano, właśnie, *zdaje się!* Zawsze nam się *zdaje*, a jak popatrzysz a się przyjrzysz - i tu krzywawo, i tam podgniło... tak właśnie i o cudzych sprawach tworzymy własne zdanie: *zdaje się*! wciąż *się zdaje*! A tak nawiasem, piękny ten wasz dworeczek; bardzo wygodnie go świętej pamięci mamunia urządziła, niemało też środków własnych na to wydała... No, ale sierotkom pomagać nie grzech!

  Contents of volume
Comments (3)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Dzięki! Czasami mi się wydaje, że o wiele lepiej czułabym się w tym świecie sprzed lat. ;)
avatar
Gospodarka leży i kwiczy. Lepiej sprzedać parę krów, niż trzymać w chudości gromadę 20. Normalnie wyciskacz łez i pomnik gorzkich żali. Powtarzam.
Krowy wyczyścić i nakarmić. Krowy się wypasa, a nie karmi chlebem, co uparty autor próbuje tutaj opowiedzieć.
Jeśli cię nie stać na utrzymanie 20 krów, co jest skandaliczne, bo 20 krów daje dość mleka żeby je wyposażyć, i jeszcze powinno wystarczyć na strawę dla dzieci i cukierki. Albo jakiś inny deser. To 10 krów można spokojnie sprzedać, a zysk zainwestować w utrzymanie pozostałych 10, co uważam i tak za kiepski interes.
avatar
Że krowy cierpią na niedowagę, także u nas to trenujemy na własnych krajowych przykładach.

Nie inaczej w Pogoriełce (nazwa mówiąca: Pogorzelica): Arina Pietrowna, wielka pani na włościach, stara babka w lichej podniszczonej przyodziewie w mogiłce już sobie spoczywa daleko od cerkwi, wnuczki-sierotki nieszczęsne w jarmarcznych teatrach, stary zarządca Pogoriełki Fiedułycz z chudą piersią dziadek, dwie służące: Afimiuszka staruszka oraz kucharka Markowna z jednym okiem żołnierka itd. - i te święte ikony wydarte z ikonostasu i razem z dwiema krowami wywiezione do Gołowliowa! - to obraz istnej pańskiej psiej nędzy

to i chyba nie dziwota, że i bydełko tam u nich biedne, karmione chlebem, wysuszone i na wymarciu?

Kto miał o to wszystko tam zadbać? Chiński cesarz chyba?

Ps. Ja nie weteryniarz, ale tak mi się to widzi
© 2010-2016 by Creative Media