Author | |
Genre | poetry |
Form | blank verse |
Date added | 2025-05-16 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 24 |

co by się stało, gdybym, zdeterminowany jak jasny
gwint, postanowił spakować wszystkie swoje strony
świata, dotyki, przytulenia, fragmenty
widzianych przeze mnie osób,
gdybym, najdosłowniej jak tylko się da, wydarł
ze świata każdą powierzchnię, na której kiedykolwiek
położyłem palec albo inną część ciała,
wrzucił do nieogarnialnie wielkiej walizy
stworzone przez siebie neologizmy typu
harmidureń, zboczupiradło,
ze wszystkiego, co dane mi było dotknąć,
o czym pomyśleć, zdarł/zlizał naznaczoną mną
politurę, uciekł zabierając zdjęcia i wspomnienia
o sobie, zostawił kobiety z wyżartymi dziurami
na policzkach i nieco poniżej,
okaleczone z moich śladów trotuary, podłogi?
co by było, jakbym ścisnął się w duchu do tego
stopnia, by, zmieniony w grudkę gorącego bazaltu,
zawarł w owym monolicie pamięć o chwilach,
gdy byłem gderliwy, dąśliwy (dąsogenny?),
rozgrymaszony albo cały w kolorowym nieładzie,
gdybym wydrapał z ludzi obrazy mnie przybitego,
przepitego, dupka, co mutuje w ateistę-teleewangelistę,
lub mętnowzroką małpę rzygająca,
jakby przechlała się ipekakuaną?
pozornie: nie stałoby się za wiele. ot, ktoś
krzyczałby jak wryty, cicho, w stuporze.
coś, poddane terapii wrzennej, nigdy nie
doszłoby do siebie. pozostało bolesne, wrażliwe,
niepotrzebnie zmieszane z toksyczną materią.
a w istocie... byłoby przyziemniej, bardziej ponuro.
jakby do rozmnażalni smoków zakradł się
truciciel, nakarmił młode zwierzęta
mięsem, od którego by padły.