Author | |
Genre | nonfiction |
Form | article / essay |
Date added | 2025-09-08 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 63 |

Ostatnio przygnębiają mnie rozmaitego autoramentu złachmycenia i upadki. Postanowiłem więc pójść po rozum do głowy i zastanowić się, co się z nami porobiło. Że zaś „chodzenie po rozum” zajmuje mi coraz więcej czasu, dopiero po godzinie intensywnych medytacji doszedłem do wniosku, iż nie ma wyjścia: musimy ponownie nauczyć się używania rozsądku w mowie, piśmie i na ambonie; niegdysiejsza subtelność, wrażliwość czy umiar w wypowiedziach, zostały zastąpione przeszczekiwaniem rozmówcy uniemożliwiającym porozumienie.
Zamorskie języki z powodzeniem zagnieździły się w umysłach Polaków. W przeszłości dopadały nas makaronizmy, germanizmy, rusycyzmy, francuskie zapożyczenia. Stały się naszą integralną częścią i weszły nam w generalny mózg. Rzutowały na pokaleczoną poetykę naszych wypowiedzi. Jednakże bądźmy sprawiedliwi: nie tylko myśmy robili za papugi i pawiany narodów.
Cały świat opanowały anglojęzyczne łamańce; przyszła moda na zachwyty i przeproszenia po tamtejszemu: – wow lub sorry. Wyrażenia te śmigają również po polszczyźnie. Panoszą się po miedzach z płaczącymi wierzbami. Nie ominęły igloo, zagnieździły się na pustkowiach Bliskiego Wschodu, dotarły do krain turbanów, meczetów i dromaderów. Znalazły też przytulisko na Antarktydzie i niedługo niedźwiedzie polarne zaczną porykiwać w dialektach amerykańskich.
Mówiąc krótko, moda na zapożyczenia jest powszechna. A jeszcze krócej: wszystkie nacje zaakceptowały ją bez oporu. Pogodziły się, że jest to język międzynarodowy, uniwersalny i wspólny, jak zatrute powietrze. Afryka i Europa, uległy owemu snobizmowi i nie ma przed nim ucieczki; czy to w Chinach, czy na wyspach Olaboga, w byle zakątku planety, znajduje się Zulus z Grenlandii szwargoczący po globalnemu.
Mało kto się temu sprzeciwia. Spora większość piszących nie odważa się na poprawne mówienie. A nie odważa, bo nie szuka zamienników obcych słów i nie chce wyjść na zrzędliwych moralistów z purystyczną ekierką i językowym strychulcem.
Upowszechnieniu też ulega wulgaryzacja: słowa używane w środowisku spelunkowym, zawędrowały na salony z kulturą. Wzięły się z przekonania, że jak przeklinasz, to jesteś wiarogodny, bardziej szczery, otwarty czerep, równy chłop lub wyzwolona baba.
Są dopuszczalne, a nawet wskazane (w śladowych ilościach) w trakcie opowiadania kawału. Ożywiają go jędrnością; dowcipy bezmięsne stają się niezjadliwe. W pozostałych anturażach są zaledwie beznadziejną formą elokwencji.
Mówią tak politycy, mówią ich dworzanie. Zwyczaj ten nie oszczędził artystów, ludzi pióra, pędzla i batuty; kto żyw i kto nie żyw, sobaczy na cały regulator. Bluzganie, dosadność, ekspresja przekazu, plebejskie narracje, są to metody stosowane zbyt często. Nagminnie i przez to – przesadnie. A jak wiadomo, nadużywanie jakiegokolwiek słowa, osłabia siłę i wymowę tekstu. Nie mówiąc o tym, że kiedy zastępują przecinek, drażnią skąpstwem wyraz.
ratings: perfect / excellent
JEST
innym rodzajem zmasowanej germanizacji i/lub
rusyfikacji,
ma ten sam długofalowy /polityczny, ekonomiczny i społeczny/ cel, te same werbalne i pozawerbalne metody edukacyjnej presji
i /po doświadczeniach kolejnych powstań narodowych/
dzisiaj już nosi dużo bardziej eleganckie białe aksamitne rękawiczki
J E S T
technologią maskującą, rodzajem kamuflażu, który skutecznie zagłusza fakt,
że polska młodzież od dawna już nie identyfikuje się ze swoimi Dziadami.
Z kim wobec tego się identyfikuje?
Hmmm... pomyślmy...
Z Justinem Bieberem? Z Taylor Swift?
to skutek
przewagi ekonomicznej zamerykanizowanego Zachodu oraz wszechogarniającej dominacji chińsko-indyjskiego Wschodu.
Polska leży w strefie buforowej. To, że
nie mówimy
i nie przeklinamy
po kantońsku i po mandaryńsku,
JEST
kwestią najbliższego stulecia
ratings: perfect / excellent
Obserwujemy zjawisko zmiany języka raczej bezradnie, bo jeden człowiek nic nie może.
Ale... kiedy powidziałam do syna, że jego brat poszedł na "siłkę", zwrócił mi ze śmiechem uwagę, że wolałby, aby Mamusia mówiła "na siłownię", a tylko brat "na siłkę". Od tej pory mówię o siłowni tak jak zawsze. I jak zawsze: opowiadam nie story, tylko historię, nie używam sorry zamiast przepraszam. Chociaż kiedy moja przyjaciółka z ożywieniem mówi, że ma jakąś story do opowiedzenia, to grzeszę śmiechem.