Go to commentsBajka w baśni o pożeraczu przestrzeni
Text 12 of 12 from volume: Bajki
Author
Genrepoetry
Formpoem / poetic tale
Date added2025-11-08
Linguistic correctness
- no ratings -
Text quality
- no ratings -
Views34

(parafraza baśni)


„Uwolnię świat od smrodów i trucizn!

Trzeba go poddać wreszcie naprawie!

Koniec z autami, psuciem natury...

lecz jak odległość przebywać sprawnie?”.


„Matko Naturo, zrób tak, jak dawniej,

niech pola same plony wydają,

miasta uwolnij od samochodów.

Zdrowiej, bezpieczniej, będzie jak w raju”.


Nagle – słyszę świst! Stary obraz prysł.

Oracza widzę, krowy w zaprzęgu,

a z kurnej chaty dymi spod strzechy…

dym naturalny. Koniec mych lęków,


że świat ku zgubie zmierza jak ślepy.

Patrzę pod nogi – mam nowe buty

i z cholewami! Przydatny prezent.

Dobre na lato i ciepłe w lutym.


Aż podskoczyłem w górę z radości.

„Teraz świat piękny, zdrowe powietrze”.

Nagle mi dechu zabrakło w płucach…

skórznie wyniosły nad chmury jeszcze.


Samolot prawie trącił mnie skrzydłem,

postać pilota w kokpicie widzę,

jak odruchowo skręca swe stery…

oczy jak spodki, błysły źrenice.


Kciuk mój zobaczył. Niech wie, że wreszcie

cywilizacji zrzucamy pęta.

Powraca świat nasz! Tylko natura.

Samolot pewnie ostatni lot miał.


Kiedy opadłem, ziemię poczułem

przy horyzoncie za jednym skokiem.

Zadowolony, wąs podkręciłem.

Teraz w dzień przejdę tyle co w roku!


Krok jeszcze jeden to skok następny.

Znowu mil kilka przebyłem z cicha.

Radośnie w sercu, idylla wraca.

Wreszcie jak dawniej, a przestrzeń łykam.


Rozglądam wokół. Świat jak sprzed wieków,

lud w samodziałach, placki na drodze.

Pociągam nosem. Odór… lecz za to

nie ma już spalin. Zdrowiej, narodzie!


Krok nowy robię. Znów mnie wyniosło,

aby pochodzić, zzułem te buty.

Wylądowałem w miasteczku jakimś.

No, teraz mogę zrobić zakupy.


Nagle na głowę spada coś z góry…

Ależ to śmierdzi! Bez dania racji

fekalia mokre po mnie spływają…

Nie mają sraczy?! Kanalizacji?!


Utykam w gnoju, fetor zatyka…

To jest ta świeżość?! Aż w płucach dusi.

Stopy do kostek w brunatnej mazi…

że też na przeszłość dałem się skusić.


W mig wzuwam buty, zawracam w miejscu

i jednym skokiem dziesięć mil za mną.

Gdzie tu jezioro? Muszę zmyć z siebie.

Miast być szczęśliwym zmagam się z traumą.


Zbyt silny skok był, jezioro z tyłu,

więc się odwracam i krokiem mierzę.

Znów za daleko! Cholerne skórznie…

Zzułem i boso do celu bieżę.


Po półgodzinie wreszcie nad wodą.

Zanurzam głowę, zmywam fekalia.

Uff… co za radość! Nie śmierdzę wreszcie.,

Usiadłem z brzegu. „Czy ze mnie wariat,


żeby wyprosić powrót przeszłości?

Nawet te buty, nie przymierzając,

miast mi pomagać… przestrzeń połykam,

lecz wciąż nie trafiam, skaczę jak zając”.


Miałem już dosyć „dalekonośnych”,

co wciąż przenoszą, cel omijając.

Woni natury sprzed kilku wieków

się nawąchałem, nos zatykając.


„Wracam do domu i w czasy znane! –

solennie rzekłem, skórznie znów wzułem. –

Nieście z powrotem, gdzie był początek…”.

Pół dnia straciłem. Trafiłem z trudem


i to nie w miejsce, skąd startowałem.

Daleko, blisko, po pas w mokradle…

Rozrzut zbyt wielki. Buty pod pachę

i na bosaka. Nad ranem padłem…


na szczęście w miejscu, skąd startowałem.

Dość mam podarku, choć krok to mile.

„Matko Naturo! Wróć mnie na łono”.

Buty od siebie precz odrzuciłem.


Dobrą mam Matkę. Znowu świsnęło.

Nim pociemniało, widzę przez chwilę,

jak ktoś z butami żwawo umyka…

„A przeżyj chłopie, co ja przeżyłem”!


Prysł stary obraz. Znaczy ten nowy.

Nowy mam obraz... gadam od rzeczy.

Sam już się gubię. At, to nieważne.

Ulga, że widzę znajome śmieci.


Z mechanicznymi się przeprosiłem

końmi, współczesnym karmię obrokiem.

Memento, człeku, ci przekazuję:

„Nie proś o dawne, bo wyjdzie bokiem”.


Tu… baśń się kończy, bajką spisana.

Choć przyszłość dla mnie jest niepoznana,

a przeszłość znane podsuwa karty…

wybieram pierwsze. Z każdego rana.

  Contents of volume
Comments (0)
ratings: linguistic correctness / text quality
no comments yet
© 2010-2016 by Creative Media