| Author | |
| Genre | romance |
| Form | prose |
| Date added | 2025-11-10 |
| Linguistic correctness | - no ratings - |
| Text quality | - no ratings - |
| Views | 31 |

Sebastian Wolski wpadł do hotelu Copernicus na granicy obłędu. Wiedział, że tylko spokój i racjonalny tok rozumowania są w stanie wyrwać go z niszczycielskiej furii, która zawładnęła nim po obejrzeniu nagrania. Przylgnął do kontuaru recepcji, niecierpliwie czekając, aż nadejdzie jego kolej obsługi.
– Dzień dobry, szukam delegacji z Poznania, konkretnie pana Aleksandra Kamińskiego – powiedział na jednym wydechu, kiedy podeszła miła recepcjonistka. Kobieta wróciła do komputera, chowając twarz za szerokim ekranem monitora.
– Akurat mają przerwę kawową, sala numer piętnaście. Korytarzem na wprost, do końca, drugie drzwi po lewej stronie.
Mężczyzna ruszył we wskazane miejsce, ledwie powstrzymując się od biegu. Drzwi sali były otwarte. Sebastian bez trudu wypatrzył w tłumie prelegentów postać o słusznym wzroście, zaawansowanej siwiźnie oraz głębokim, przenikliwym spojrzeniu. Miał już okazję bliżej poznać przełożonego Liwii w zeszłym roku, na corocznym przyjęciu świątecznym organizowanym dla pracowników i ich najbliższych rodzin.
Aleksander błyskawicznie odłożył filiżankę z kawą, gdy zauważył Sebastiana czekającego w wąskim holu. Przeszli do windy, a następnie wjechali na siódme piętro, gdzie znajdował się pokój lekarza.
Kiedy drzwi apartamentu się z nimi zatrzasnęły, Sebastian wyłożył wszystkie karty na stół, nie przebierając w słowach.
– Początkowo myślałem, że to z tobą romansuje moja żona! W końcu tyle czasu spędza w pracy; zastępstwa, nadgodziny. Ostatnio wszystkie nocne zmiany były jej! Trochę mnie to dziwiło, ale myślałem, że może faktycznie sypie wam się personel! Czarę goryczy przelała teściowa, która uświadomiła mnie, że trzy lata temu prowadziłeś jej psychoterapię! Masz mi coś do powiedzenia na ten temat, doktorze?
Aleksander Kamiński zastygł w pół ruchu, odwracając się do Sebastiana. Jego opanowanie, będące kamuflażem doświadczonego lekarza, nagle stopniało. Sebastian, mimo że widział Kamińskiego na skraju paraliżującego szoku, nie dał mu szansy na oddech.
– Dlaczego dowiaduję się o tym dopiero teraz, co?!
– O to musisz już pytać żonę, przykro mi. Jeśli oczekujesz ode mnie wyjaśnień to zabłądziłeś, Sebastianie! – Aleksander nie pozostał mu dłużny. Podniósł ton, jawnie dając mu się wyprowadzić z równowagi.
Przez twarz Sebastiana przemknął protekcjonalny uśmiech.
– I tu się mylisz doktorku! – przemówił z głęboką, niemal fizyczną groźbą w tonie. – Co mówi kodeks etyki zawodowej na temat zatrudniania pacjenta na podległym stanowisku służbowym?
Przyparł Kamińskiego do muru. To pytanie nie było już pochopnym zarzutem zdradzonego męża; było celnym, merytorycznym uderzeniem w filar jego kariery i metody prowadzenia kliniki.
– Masz rację – Aleksander przytaknął po chwilowym namyśle. – Powinienem był odmówić, ale ze względu… na swój stan zdrowia, Liwia musiała zwolnić się z pracy w szpitalu. Potrzebowała nowego zajęcia. Musiała oderwać myśli od… problemów.
Sebastian, który przed chwilą z trudem powstrzymywał się od wybuchu, teraz przyjął rolę bezlitosnego egzekutora.
– No właśnie! Apropo tych problemów! W końcu dopłynęliśmy do brzegu!
Sebastian wyciągnął z kieszeni swój telefon. Cierpliwie wystukał coś na ekranie i podał aparat zaskoczonemu Aleksandrowi. Ciszę, która zaległa w pokoju, przerwał po chwili ciepły, niski ton męskiego głosu.
„Dzień drugi naszego romantycznego weekendu w Gdańsku! Miałem biec na plażę, ale zdecydowanie wolę nasze domowe kardio! Kto się za mną skrada? Właśnie skończyliśmy pierwszą rundę i ledwo co wyszła spod prysznica, ale już ją mam! Ucieka, bo wie, że nie odpuszczę! No co, ślicznotko? Jesteś gotowa? Bo ja dziś mam naprawdę żelazną formę!”
Kamiński wpatrywał się w kadry, a jego początkowe zdumienie ustępowało miejsca palącemu zażenowaniu. Z początku widział tylko beztroskiego, przystojnego chłopaka. Następnie pojawiła się Liwia w kusym szlafroku, a wtedy twarz mężczyzny stężała. Dostrzegł w niej tę samą kobietę, która trzy lata temu desperacko szukała u niego ratunku, stojąc na granicy załamania. Teraz, Liwia, którą rzekomo „uratował` i wziął pod swoje skrzydła, najprawdopodobniej występowała w roli bezwzględnej prowokatorki. Ten widok był dla niego podwójną porażką — zawodową i osobistą.
W miarę jak kamera pokazywała zuchwałe, wzajemne pożądanie, Aleksander gwałtownie przełknął ślinę. Gdy tylko chłopak na nagraniu, w przypływie drapieżnej euforii, przygwoździł Liwię do ściany i rozpoczął namiętny pocałunek, Sebastian błyskawicznie wyrwał telefon z rąk mężczyzny. Ekran zgasł, dźwięk nagle się urwał, pozostawiając Kamińskiego w stanie nieprzetworzonego osłupienia.
– Dalej mamy treści przeznaczone wyłącznie dla widzów o mocnych nerwach, doktorze – Sebastian odezwał się z gardłową, ostrzegawczą nutą w głosie. – On jest tą jej depresją, dla której zostawiła mnie na pół roku? Ile to już trwa?
Aleksander potrzebował krótkiej chwili, aby dojść do siebie. To nie film nim wstrząsnął, a postawa Sebastiana, żądającego naruszenia tajemnicy lekarskiej pod groźbą publicznego upokorzenia.
– Skąd masz to nagranie? – wydusił, z trudem łapiąc oddech.
– Też chciałbym wiedzieć! – wykrzyknął Sebastian, nerwowo przechadzając się po pokoju. – Dostałem to od kogoś anonimowo na służbową pocztę razem z wytworną twórczością poetycką. Możesz mi wyjaśnić o, co tutaj chodzi?
Aleksander powoli przejechał dłonią po zmęczonej twarzy.
– Sebastian, czego ty ode mnie oczekujesz? Jeśli przychodzisz tutaj, żebym zaprzeczył, że Liwia była u mnie na terapii to muszę cię rozczarować. To prawda, leczyłem ją trzy lata temu. To prawda, jest chora, ale o szczegółach tej choroby musisz porozmawiać już z nią, nie ze mną – powiedział, zbyt szybko i z widocznym zniecierpliwieniem, próbując zakończyć temat.
– Chora? Och. A więc kurestwo to już nowa jednostka chorobowa? Będziesz mówił o tym na swojej prelekcji? Może zostanę, brzmi ciekawie.
Kamiński z niepokojem spojrzał na zegarek. Był zbyt zajęty, aby wdawać się z nim w tą infantylną polemikę. Spojrzał na niego nieprzychylnie, zbywając ten niepoważny monolog milczeniem.
– Powiesz mi, chociaż kim jest gówniarz z tego filmu? – burknął Sebastian, sugestywnie wymachując telefonem. – Albo nie, nie mów, sam go znajdę i obiję mu ten głupi ryj! – dodał po sekundzie i utkwił nos w ekranie urządzenia.
– Cóż, to raczej niemożliwe – doktor Kamiński odezwał się opanowanym tonem, starannie ważąc słowa. Sebastian obdarzył go wyniosłym spojrzeniem.
– Niby dlaczego?
– Chłopak z tego nagrania nie żyje od trzech lat.
Dochodziła dziesiąta wieczorem. Parking przed kliniką tonął w półmroku, rozświetlonym wątłym blaskiem latarni. Agnieszka Nowicka odetchnęła z niewysłowioną ulgą, wychodząc na zewnątrz po ciężkim dniu pracy. Ruszyła pośpiesznie w stronę swojego srebrnego kombi. Popołudniowa zmiana była wyczerpująca, a spotkanie z Jakubem i wtargnięcie Adama wyczerpały jej rezerwy spokoju.
Kiedy miała wsiadać do samochodu, usłyszała stukot obcasów. Odwróciła się jak na komendę i zobaczyła nadchodzącą, kobiecą postać. Agnieszka gwałtownie wciągnęła powietrze, czując, jak adrenalina zalewa jej żyły. Serce zabiło jej mocniej, lecz szybko opanowała strach, przypominając sobie, że przecież wciąż znajduje się na monitorowanym terenie ośrodka.
– Cześć, Agnieszko. Przepraszam, że cię wystraszyłam.
To była Liwia. Kobieta wyglądała na spiętą. Miała na sobie luźny, dresowy komplet, a włosy były upięte w niechlujny kok. Jej twarz była bez wyrazu. Blada i zmęczona.
Agnieszka przymrużyła oczy. Wiedziała, że Liwia jest na zwolnieniu lekarskim, więc jej wizyta w tym miejscu w dodatku o takiej porze budziła niemałą konsternację.
– Liwia? Co ty tutaj robisz? – zapytała zdumiona, krzyżując ręce na piersi. Jej wzrok był ostry i badawczy.
– Już wiem skąd kojarzę twoją twarz – odrzekła Liwia. – Miałam przeczucie, że już się spotkałyśmy, zanim zaczęłaś tutaj pracę, ale nie potrafiłam cię umiejscowić.
Wyłoniła się z mroku, stając w ostrym kręgu latarni.
Agnieszka uniosła brwi, udając zdziwienie i niewinność. To był ostatni strzęp pozorów, jaki zamierzała utrzymać.
– Konferencja? Seminarium? – wymieniała Agnieszka, cedząc słowa z drwiącym powątpiewaniem.
– Nie, to nie żadna konferencja ani seminarium, Agnieszko – Liwia przerwała jej śmiechem, który zabrzmiał chłodno i sztucznie w nocnej ciszy. – Pogrzeb. To tam cię widziałam ostatnim razem. Byłaś na pogrzebie Grzegorza.
W tym momencie Agnieszka zrzuciła maskę. Ciało zesztywniało, a w oczach pojawiła się bezwzględna determinacja.
– Brawo. Masz dobrą pamięć – odpowiedziała cicho, a jej ton nabrał złowieszczego charakteru. – Z drugiej strony, trzy lata to nie znowu tak długo, pamiętasz go jeszcze?
Agnieszka zrobiła krok do przodu, zmuszając Liwię do cofnięcia się.
– To ty wysłałaś fragment listu mojemu mężowi? Po co te podchody? Co ty chcesz osiągnąć?
Role się odwróciły. Liwia wycedziła te słowa z lodowatą, oskarżycielską furią, a jej głos był niski i pewny siebie.
– A żeby tylko jeden fragment! – prychnęła Agnieszka. – Dziś dostał pełen pakiet!
– Co? Pełen pakiet? O czym ty mówisz? – Liwia zamarła, a kolokwializm Agnieszki pozostawił ją w niepokojącym domyśle.
– Jak to było? – Agnieszka nagle pogrążyła się w zamyśleniu. To pytanie, niewymagające odpowiedzi, nasiliło dręczący Liwię lęk. – Dziś miałem pobiec na plażę, ale wolę nasze domowe kardio, tak? Tak to leciało? Pamiętasz? Wasz weekend w Gdańsku. Zabrałaś go tam na jego dwudzieste piąte urodziny.
Liwia skrzywiła się w gwałtownym, pełnym obrzydzenia grymasie. Uderzenie Agnieszki było brutalne, wycelowane w jej najbardziej intymny i zawstydzający sekret. Bladość ustąpiła miejsca rumieńcowi gniewu, a jej spięta postawa na moment rozluźniła się pod naporem emocji. Była teraz w pełni obnażona. Agnieszka zaś spojrzała na nią z góry, z wyrazem spełnienia i satysfakcji.
– Skąd ty… – Głos Liwii załamał się z ledwo powstrzymywanego przerażenia. Wizja tego intymnego, upokarzającego nagrania krążącego w świecie zewnętrznym, uderzyła ją z siłą fizycznego ciosu. Liwia poczuła palący wstyd na myśl o tym, że Sebastian mógł to zobaczyć – była skończona. Nieznajomość relacji Agnieszki i Grzegorza sprawiła, że jej pewność siebie pękła, zastąpiona paraliżującym lękiem.
– Skąd co? Skąd mam wasz film? Pewnie kazałaś mu go skasować? – Agnieszka zadrwiła. – Myślałaś, że twój mąż nigdy się nie dowie? Mogłaś zatuszować sprawę na uczelni i w szpitalu. Mogłaś urobić Kamińskiego, ale zapewniam cię, że poniesiesz konsekwencje! Zabiłaś go, ty chora, niezrównoważona suko!
– Nie wiem, co łączyło cię z Grzegorzem, ale zapewniam cię, że ja… nic mu nie zrobiłam!
Agnieszka wykonała ostatni, decydujący krok i stanęła twarzą w twarz z Liwią. Odległość między nimi była teraz niebezpiecznie zredukowana.
– Powiem ci jedno, a ty dobrze wsłuchaj się w moje słowa – mówiła opanowanym tonem, starannie ważąc słowa. – Trzymaj się z daleka od Jakuba. On jest ledwie dorosłym mężczyzną, który próbuje wyjść z traumy. Nie pozwolę ci zniszczyć kolejnego, młodego chłopaka, tak jak zniszczyłaś mojego brata. Jak ty możesz codziennie patrzeć w lustro?
Agnieszka odsunęła się równie szybko, jak się zbliżyła, pozostawiając Liwię zalaną falą lodowatej świadomości.
Kobieta nie mogła wykrztusić słowa. Doświadczyła uczucia absolutnej dezorientacji, w której jej misternie tkany gmach obrony przed minionymi błędami i pamięcią o Grzegorzu runął bezpowrotnie. Jej blada, ściągnięta twarz wyrażała teraz czysty, paraliżujący strach. Wszystkie manipulacje i prowokacje nagle straciły znaczenie. Liwia została zdemaskowana i pokonana. Pozostała na środku pustego parkingu, przytłoczona ciężarem grzechów, które właśnie wypłynęły z grobu.





