Go to commentsOd szprotek do teologii
Text 9 of 9 from volume: Opowiadania różne
Author
Genrephilosophy
Formprose
Date added2012-09-25
Linguistic correctness
Text quality
Views3426

Od szprotek do teologii


Większość ludzi zachwyca się rekinami i delfinami. Pierwszymi, bo imponujący żarłacze. Rekiny imponują zwłaszcza politykom i biznesmenom. Dlatego najambitniejsi, podglądają je w oceanariach oraz starają się od nich pobierać nauki. Cieszy ich to, zwłaszcza gdy zdaje im się, że zaczynają przewyższać swoich oceanicznych  mistrzów na drodze do potęgi. Delfinami zachwycamy się, gdyż są to, jakże wdzięczni, tancerze morza. Zachwycają się nimi zwłaszcza osoby mające dusze wrażliwe, esteci i artyści, gdyż zaspokajają one zmysł estetyczny.

Wiesia nie lubi rekinów, wzdryga się na ich widok, woli delfiny, ale uwielbia szprotki. Zwłaszcza wędzone. Ta mała ławica, niedawno miała swoje ostatnie trzy minuty, niczym wszechświat z książki Paula Daviesa. Teraz szprotki leżą na talerzu. Szprotek Wiesia w zasadzie nie je. Pieszcząc językiem  najczulsze miejsca, wyszukując kęsków, delikatnie obskubując, mlaskając, Wiesia nimi się delektuje.

Ja też lubię wędzone szprotki, ale wolę ich milionowe, żywe, zmienne  konstelacje, tańczące gwiezdne mgławice, mknące w morzu. Dla mnie szprotki tworzą poezję zmiennych mas olbrzymich ilości światów,  szybujących w toni, jak w przestworzach nieba. Dla niektórych z nich, rekin czy delfin funduje ostatnie trzy minuty, podobne do tych, które według prognoz zachodnich naukowców, czekają kiedyś cały Wszechświat. Wtedy nastąpi koniec wszystkiego, nawet, rzekomo według materialistów, wiecznej, materii.

Jednak zgodnie z naukami buddystów i innych wschodnich mędrców, dla których materia stanowi tylko jedną stronę świata, a nie jest wszystkim i jedynym, co istnieje, taki koniec świata, jaki opisują zachodni fizycy,  nie jest nigdy końcem ostatecznym. Według nich, takich końców świata było już wiele i będzie jeszcze wiele, gdyż świat powstaje, istnieje jakiś czas, zanika i znowu się odradza, według pewnego, nadrzędnego, duchowego, cyklicznego porządku wiecznego ducha. Są to wieczne cykle przejawiania się ducha w aktach narodzin, rozwoju, obumierania, śmierci i ponownych narodzin,  podobne do cykli w przyrodzie. Duchowa struktura świata, na której jak pajęczyna na drzewie, rozpięta jest materia naszego wszechświata, jest według mędrców wschodnich, wieczna. Dlatego według nich, nigdy nie będzie ostatecznego końca świata. Każdy koniec jednego, stanowi początek narodzin drugiego, nowego świata. Wraz z tymi przemianami świata duchowego, ulegają również przemianom istoty ludzkie oraz inne istoty żyjące na ziemi i w kosmosie.

Dotyczy to nawet każdej szprotki, która jest także tylko jedną z wielu postaci, jakie może przybrać zarówno pojedyncza istota jak i jeden z nieskończonej ilości światów, a nawet cały wszechświat, którego istota tkwi w wiecznym kręgu cykli narodzin i śmierci. Według buddystów, jesli dobrze rozumiem ich naukę, to, co dzieje się w fizycznym  życiu ze szprotką czy z człowiekiem, jest tylko iluzją, snem. Życie jest snem,  narodziny i  śmierć są snem. Istota rzeczywistości tkwi w niewidzialnej, wiecznej sferze duchowej i to tam, po tamtej, a nie po tej stronie, odbywa się, a właściwie wiecznie trwa i najpiękniej jak to sobie można wyobrazić, jaśnieje najcudniejszym blaskiem, niepojęte rozumem, prawdziwe i jedyne życie.

We wszechświecie oceanu rekin, zda się być dla szprotki żarłocznym bogiem zła, czarną dziurą kosmosu. A przecież głód i śmierć, jak i  inne brutalne prawa życia, to według naszego, opartego na Biblii modelu świata, kara Boga dla Adama i Ewy, za złamanie Prawa, czyli boskiego zakazu. W raju nie było głodu ani apetytu. Nikt nikogo nie musiał pożerać. Żyło się miłością, powietrzem i słowem. Głód w zasadzie niszczy pierwotną wrażliwość na cierpienia drugiej istoty, a dobry apetyt jest przypadkiem szczególnego okrucieństwa. Bóg sam to spowodował, albo pozwolił szatanowi stworzyć głód, aby ukarać całe stworzenie, za grzech jednej jego pary. Bóg, o ile dobrze rozumiem naukę chrześcijańską, nie wiadomo jakimi motywami się kierując, zastosował w tym wypadku, jak zresztą w wielu innych, odpowiedzialność zbiorową.

Nawet roślina czuje ból i przyjemność, więc wegetarianizm też nie jest wolny od cierpienia, ale jest go tam jakby mniej, gdyż nie ma krwi i jęków. Wrażliwość na ból i śmierć drugiej istoty, która jest bratem lub siostrą wśród bożego stworzenia - jakby powiedział Święty Franciszek z Asyżu,  winna doprowadzić każdego z  nas w końcu do wegetarianizmu. Syci, poprzez cierpienia ofiar, jakimi osiągają swoją sytość, czynią więcej zła na świecie niż głodni, dlatego głodni są jakby bliżej Boga. By nie pomnażać cierpienia, należałoby prawie nic nie jeść, jak to czynili niektórzy święci lub obłąkani.

Ciało naszej ziemi, która kiedyś stanie się padliną na śmietniku dziejów, już jest opuchnięte w niektórych miejscach od nadmiaru cierpienia i żarcia, jak brzuch padliny, w innych miejscach wysuszone z głodu, jak ciała świętych mnichów w Lawrze Peczerskiej.

Podbierając Wiesi z talerza, zjadłem piętnaście szprotek. To tak, jakbym na oczach Boga pochłonął w ciągu kwadransa, piętnaście układów planetarnych, na których istniało życie. Aby nie zjadać istot żywych, mnisi buddyjscy nawet cedzą wodę do picia przez gęste sito, aby nie spożywać pływających w wodzie pierwotniaków.  Ile jeszcze spustoszeń w świecie uczynię przez całe życie, nie będąc wegetarianinem? A przecież nie taki ze mnie straszny żarłok! Jaka wobec tego kosmiczna przepaść w stosunku do życia, dzieli mnichów buddyjskich od dzisiejszych wojskowych, gotowych, jeśli dla zasad, to na ogół dla zasad zbrodniczych, z wyjątkiem prawa do obrony, ale raczej dla władzy i coraz pełniejszych kieszeni i brzuchów, posyłać na śmierć miliony istot ludzkich.

Czyżby świat współczesnego, tak zwanego człowieka zachodu, został opanowany przez najstraszniejszą ze stworzonych przez zbrodniarzy przeciwko ludzkości zasad – zwycięzców nikt nie osądza. Czyżby Bóg znowu się spóźniał?

  Contents of volume
Comments (5)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
To bardzo ciekawe rozważania o życiu w aspekcie filozoficznym. Autor potrafi z codziennych czynności uczynić problem filozoficzny i wokół niego snuć swoje rozważania. To niebywała umiejętność.
Ale wszystkie wymienione walory są tłumione niezwykle złą interpunkcja. W tym dość krótkim tekście jest ponad trzydzieści błędów interpunkcyjnych, a dominuje nadmiar przecinków. Wymienię, przed którymi słowami są one zbędne: podglądając, jakże, tancerze, niedawno, niczym, mknące, szybujących, jak w przestworzach, rekin, czekają, materii, takich, według, wieczna, więc, stanowi, ulegają, jeśli, jak i, odbywa się, prawdziwe, zda się, za złamanie, albo prowadził. za grzech, jak brzuch, jak cień. piętnaście, dzieli mnichów.
Brakuje dwóch przecinków przed: jak i, jak to.
W jednym wypadku wtrącenie z przodu jest wydzielone myślnikiem, a z tyłu przecinkiem.
avatar
Ciekawe przedstawienie tematu, pytania zadawane od wieków,tu z innej perspektywy, jakby znad talerza. Dywagacja gastronomiczno-filozoficzna godna zauważenia i nie do rozwiązania, jak wszystkie problemy filozofów. Można powiedzieć o filozofach : całe życie próbował dojść do rzeczy wielkich, zgłębiał istotę Boga i prawa kosmosu. Na koniec umarł głupcem. O tym właśnie pisałem w moim ostatnim opowiadaniu "Żywoty much"
Tekst mi się podoba. Pozdrawiam
avatar
Dwubiegunowość wszystkiego - ten dualizm ontologiczny cały - nieuchronnie rozpina wszelkie istnienie - nie tylko Człowieka - na krzyżu. Oto cena życia: wszyscy - wraz z żarłaczami i szprotkami Wiesi, zbożem, jabłkiem, kurą czy jej jajem - cała żywa (zawsze tak przepojona duchem!) materia... ląduje na talerzu.
avatar
Dzięki Emilio, za przypomnienie mi tego tekstu sprzed lat,jak dawno, minionych.
avatar
Bóg NIE MOŻE oczekiwać do mrówki, jaką jest pełen niedoskonałości śmiertelny człowiek, że będzie on herosem.

Dlaczego NIE MOŻE?

Bo jest Wszechwiedzący??
© 2010-2016 by Creative Media