Przejdź do komentarzyEdgar Black rozdział 2
Tekst 2 z 2 ze zbioru: Edgar Black
Autor
Gatunekfantasy / SF
Formaproza
Data dodania2014-12-28
Poprawność językowa
- brak ocen -
Poziom literacki
- brak ocen -
Wyświetleń2015

Wołanie, licząc na to, że Mara odpowie, nie miało żadnego sensu... Edgar wziął na dwa palce krew spływającą po materiale. Powąchał, następnie polizał...,,jakieś piętnaście minut`` pomyślał, wstając z klęczek. Kołczan przerzucił przez ramie i pędem ruszył w stronę Jeziora Północnego,tam gdzie podpowiadało mu serce. Gdy biegł, nie czuł podłoża pod stopami. Z ledwością łapał powietrze.

Słowa ,,ona żyje`` pulsowały mu w głowie. Edgarowi wydawało się,że przez te ciągłe dudnienie w mózgu, za chwilę pęknie na pół jego czaszka. Odczuwał gdzie ona się znajduje. Te myśli oraz odczucia były nielogiczne, jednak Edgar całkowicie w nie wierzył. Wiedział,że nie ma w sobie za grosz zdrowego rozsądku, dlatego wyruszył na ratunek swej przyjaciółce. Poważne zmęczenie dawało mu się we znaki. Wiedział,że nie może w takiej sytuacji pozwolić sobie nawet na minutkę odpoczynku, liczyła się każda sekunda. Powoli nogi odmawiały mu posłuszeństwa, ledwo dyszał, z powodu silnego pragnienia język przykleił się do podniebienia, stopy bolały od pojawiających się pęcherzy. On od ponad paru godzin nie widział żadnego zarysu istoty żywej. Edgar zaczynał wątpić w swoją intuicje. Zerwał się silny wiatr z kawałkami lodu, raniąc twarz chłopaka, zwłaszcza policzki oraz okolice oczu. Miał obawy,że przegra tą walkę. Czas to cwany przeciwnik, choćbyś nie wiadomo jak bardzo by się starało, to i tak z finałowej bitwy właśnie on wyjdzie zwycięsko, ale zawsze nawet przy porażce w sercu tli się malutki płomyczek o nazwie nadzieja. U Edgara ten ogień stopniowo zagasał. Obawiał się druzgocącej klęski. Jedne potknięcie w jego życiu, pierwsza źle podjęta decyzja skutkuje utratą Mary na zawsze. Przez głupotę, przez przeklętą pewność siebie. Edgar przetarł rękawem krew z pociętej twarzy. Przeszedł chwiejnie kilka kroków, po czym wyczerpany upadł na ziemie. Liczył na to,że Mara wybaczy jemu tą nieudaną misje...gdziekolwiek teraz się znajdowała. Nie pozostało mu nic innego jak się pomodlić. Ogólnie nie odznaczał się religijnością, właściwie to w ogóle w niego nie wierzył, ale cóż trzeba było spróbować, być może się nad nim zlituje, a jeśli zignoruje żywot tego bezbożnego, cwanego i bezbożnego człowieka, takiego jak on, to niech przynajmniej litościwie postąpi z Marą. Chociaż często doprowadzała go do szału, Edgar darzył ją szczególną sympatią. Przyrzekł sobie, że nigdy nie da nikomu jej skrzywdzić...niestety złamał swoją obietnice. Nagle jakaś fala jaskrawoniebieskiej energii mignęła mu przed oczami. Zarys światła obrysowywał ogromną sylwetkę tego stwora...Miał jakieś dziesięć metrów i gęste futro. Możliwe,że nie wszystko zostało stracone. Z pewnością ta bestia porwała Marę...Dopiero kiedy wstał, zdał sobie sprawę,że potwór biegnie wprost na niego. Błyskawicznie wyjął strzałę i wystrzelił ją w kierunku bestii. Trafił w przednią włochatą łapę, najwyraźniej miał grubą warstwę tłuszczu, dlatego nie poczuł żadnego bólu. Czarne monstrum ni zwalniało ani na chwilę, dzieląca ich odległość wynosiła jakieś trzydzieści metrów. Edgar postanowił nie cackać się z tym bydlęciem i wybrać drastyczne środki. Wykonał rzecz nader niebezpieczną dla samego siebie. Gdy bestia znajdowała się w odpowiedniej odległości, zaszedł ją od tyłu i wskoczył na nią, przytrzymując się jej długiej,lśniącej sierści i gwałtownie wbił dobrze naostrzony sztylet w kark bestii. Potwór ryknął z bólu, w tym samym momencie stanął na tylnich łapach, Edgar utracił równowagę i spadł, na szczęście na dwie nogi. Chłopak wyjął z kołczana strzały i napiął łuk celując prosto w serce tego wielkoluda. Wystrzelił w niego prawie całą zawartość kołczana. Bestia wydała z siebie żałosny jęk, po czym runęła na ziemie. Edgar otrzepał się z błota, wpatrując się na konającego potwora. Pozwolił sobie na lekki uśmiech, jeśli to właśnie on uprowadził Marę to właśnie odpokutował swoją nieporadność, dumę i egoizm. Ku ogromnemu zdumieniu Edgara ten potwór zaczął się kurczyć, czarna sierść zanikała, pojawiały się fragmenty ludzkiej skóry. Bestia przemieniła się w człowieka, a konkretniej w młodą kobietę. Ciemne włosy i długie rzęsy, oraz różowe policzki, ubrana w zielonkawą sukienkę z długimi rękawami, a na nogach skórzane trzewiczki...cały opis się zgadzał, do tego Edgar nie miał żadnych wątpliwości. Przepełniony smutkiem i goryczą, ukląkł przy ledwo oddychającej dziewczynie. Nie mógł wyciągnąć strzał z jej klatki piersiowej, nie posiadał opatrunków, a jeszcze mogło się dostać zakażenia. Edgar z całych sił próbował odsunąć od siebie świadomość tego, że w tym wypadku śmierć będzie najbardziej prawdopodobna. Gnębiły go przede wszystkim myśli o przerażającej przemianie swojej przyjaciółki. Czy to z powodu ugryzienia? Edgar ostrożnie podniósł bezwładną rękę Mary. Zauważył, że w okolicy łokcia miała wyraźne, czerwone smugi pazurów. Potwór ją ugryzł i zamieniła się w gatunek swego oprawcy. Nigdy od kiedy stąpał po świecie nie widział czegoś tak niesamowitego i jednocześnie interesującego. Nagle Mara otworzyła oczy, były one takie żółte bez źrenic, zupełnie identyczne jak wcześniej gdy była w postaci tej bestii:

- Zostaw mnie, uciekaj, ratuj swoje życie. Za chwilę... to coś tutaj będzie i wtedy ty staniesz się dzikim stworem tak jak ja... - Edgar był w szoku,że mimo wciśniętych w jej kruchutkie ciałko strzał, mogła w miarę normalnie mówić. Tętno miała w normie – A teraz uciekaj, nie chcę aby tobie stała się krzywda. Zrób to dla mnie i nie narażaj się na zgubę, tak jak zawsze tylko przyrzeknij mi, że nigdy nie powrócisz w te strony i...- zabrakło jej tchu, wpatrywała się na bezsilnego Edgara, który w tej sytuacji nic nie potrafił zrobić. Jego sens życia pozostał tylko wielką, czarną dziurą cierpienia oraz bezradności:

- Nie mam sumienia żyć nadal z takim ciężarem- powiedział łamiącym się głosem – Przemieniłem ci los w istny koszmar, ty na to nie zasługiwałaś- przycisnął jej rękę do swojej klatki piersiowej – Słyszysz jak bije? Z powodu żalu i rozpaczy? Postradam zmysły, jeżeli będę wciąż żył z myślą o tym, że z mojej winy pozostałaś potworem, tego sobie nigdy nie wybaczę, słyszysz? - zaczął płakać, pierwszy raz po śmierci Waltera. Mara uśmiechnęła się:

- Nie rozpaczaj z mojego powodu. Już ponad miesiąc temu powinnam umrzeć. Zapamiętaj, ciągle będę przy tobie – momentalnie jej wyraz twarzy spoważniał- A teraz idź.

- Nie zostawię ciebie samą- wysapał, patrząc jej prosto w oczy- Nie mogę...                                                    - Musisz stąd uciekać- warknęła, spuszczając wzrok- Mnie już nie możesz uratować, ale siebie tak-Edgar pocałował ją na pożegnanie w jej blade, zimne czoło, następnie ruszył wolno przed siebie, co chwila spoglądając na konającą przyjaciółkę. Nie ma nic gorszego, jak być świadkiem cierpienia bliskiej osoby. Włócząc nogami, rozmyślał o ich pierwszym spotkaniu, o rozpaczy w jej głosie, takiej samej jak dzisiejszej, ostatniej rozmowy. Edgar czuł głód, pragnienie i mocne bóle w okolicy płuc. W końcu przystanął, przytrzymując się o pień drzewa. Wędrówka była dla niego zbyt wielkim wysiłkiem. Oczy zaszły mgłą, a on sam upadł z wycieńczenia na ziemie...


  Spis treści zbioru
Komentarze (0)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
brak komentarzy
© 2010-2016 by Creative Media
×