Przejdź do komentarzyRazem z szeptem - ROZDZIAŁ V część pierwsza
Tekst 5 z 6 ze zbioru: Razem z szeptem
Autor
Gatunekromans
Formaproza
Data dodania2011-08-14
Poprawność językowa
- brak ocen -
Poziom literacki
- brak ocen -
Wyświetleń3400

Rozdział piąty



- To może opowiecie mi wszystko od początku? – spytała ich Alicja, stawiając pokrojone ciasto na ławie. – Dzieciaki są u siebie, nie będą nam przeszkadzać – upewniła ich jeszcze, widząc speszone miny.

- Siedzieliśmy w domu i słuchaliśmy muzyki – zaczął Adrian niepewnie.

- Leciała dość głośno, dlatego najpierw nie słyszałem dzwonka – zawtórował mu Marcin. – Dopiero po kilku sygnałach zorientowałem się, że ktoś się dobija. Myślałem, że to Karolina zapomniała klucza, albo sąsiad znowu skarży się na hałasy…

- Ale w efekcie, mój ojciec przyjechał po mnie i chciał, żebym wrócił do domu… - dodał już bardziej niespokojnie Zachariasz.

- Rozumiem, że ty nie byłeś z tego zadowolony.

- Jak mógł być? Facet prawie się na nas rzucił! – zdziwił się Marcin. – Nazwał nasz dom norą, a nas samych motłochem. Chciał uderzyć Adriana…

- Marcin wtedy stanął w mojej obronie… - przerwał mu zaraz już całkiem rozgorączkowany Adrian.

- Co Marcin zrobił? – dopytała pani Moskal, mrugając szybko powiekami, jakby nie poznawała swojego syna.

- No obronił mnie… - powtórzył chłopak ciszej i bardziej speszony. – Stanął przeciwko niemu i powiedział, że ma wyjść.

- Co rozumiecie przez „stanął przeciwko niemu”?

Spojrzenie Moskala, które do tej pory było utkwione w matce nagle znalazło bardzo dogodny punkt do obserwowania gdzieś na dywanie. Teraz nie miał odwagi się do wszystkiego przyznać, chociaż wiedział, że muszą to komuś powiedzieć w razie jakichkolwiek dalszych kłopotów. Westchnął głęboko dla nabrania odwagi i odpowiedział w końcu powoli, przerywając ciążącą ciszę:

- Kiedy ten facet podniósł na Adriana rękę, złapałem ją, wykręciłem i przygniotłem gościa do ściany.

- Marcin… Jak… To znaczy, skąd ci się to wzięło?

Alicja siedziała wpatrując się w swojego syna, kiedy jej dłonie kurczowo zacisnęły się na materiale spodni. Zupełnie nie poznawała swojego pierworodnego, jego determinacji, braku skruchy i tej dziwnej złości w głosie. To jednak nie było aż tak szokujące. Adrian był również zdenerwowany, ale w zupełnie inny sposób. W jego oczach kryło się oczekiwanie i nieufność. Te uczucia nie były skierowane do jego kolegi, ale w zupełności do niej. Dlaczego? Dlatego, że była dorosła? Była rodzicem, który w oczach tego chłopaka, albo sprawiał mu krzywdę, albo był nieodpowiedzialny. Nagle inna myśl jeszcze bardziej przestraszyła kobietę. Zdała sobie sprawę, że wujkowie tego chłopaka mieli stuprocentową racje mówiąc, że wiele przeszedł. To nawet nie było wiele. W jej oczach młody Zachariasz miał za sobą piekło.

- Adrianie… - zwróciła się do niego najdelikatniej jak potrafiła. – Powiesz nam, dlaczego zostałeś ze swoimi wujkami? Tak naprawdę?

Chłopak drgnął nieznacznie, odsuwając się od nich obojga na kanapie. Nie chciał więcej okłamywać tych ludzi. Nie chciał tez ukrywać tego, kim był. Przyznanie się jednak do tak wstydliwych sekretów było bolesne. Zawsze niosło za sobą zagrożenie powrotów do niechcianych myśli i uczuć. Równocześnie był świadom tego, że nie mógł wiecznie przychodzić tego i ukrywać prawd.

Jak na złe zaklęcie łzy powiły się w jego oczach, gdy spojrzał na swoje splecione dłonie.

- Jeśli to dla ciebie za wcześnie, zrozumiem to. Chcę tylko wszystko odpowiednio pojąc, by nie wyciągać pochopnych wniosków z zachowania Marcina – dodała jeszcze, próbując podejść go w inny sposób.

Adrian spojrzał przelotnie na swojego kolegę, ze strachem sprawdzając czy jego wyraz twarzy zmienił się chodź trochę. Czy może dopiero zmieni się i nabierze wstrętu, jeśli się do wszystkiego przyzna.

- To moja wina, przepraszam… - szepnął, przymykając oczy. – On przyjechał tutaj po mnie. Powinienem z nim jechać. To zawsze jest moja wina.

- Adrian… Mówiłem ci już, żebyś przestał przepraszać – wtrącił się Marcin. – Jednym, który tutaj zawinił był on. Był agresywny, chciał…

- On nas bije… - wymówił szybko Zachariasz, przerywając słowa Moskala.

Alicja wstrzymała oddech. Domysły nie były tak ciężkie, ale to wyznanie zdawało się osiąść ołowiowym smutkiem na jej sercu.

- Kochanie, tak mi przykro – szepnęła do niego, dotykając lekko dłoni chłopaka.

Marcin nadal wpatrywał się w Adriana na bezdechu, czując jak cała złość świata, wszystko to, czego doświadczył kumuluje się w nienawiść do starego Zachariasza. Wcześniej nie lubił Adriana, teraz zdawało mu się, że nie potrafi już bez niego żyć. Bez tego dźwięcznego i zaraźliwego śmiechu, bez jego kocich oczu, czarujących go, co dnia. Bez mrukliwego głosu, rozmów i pasji. Bez wszystkiego tego, co nagle ich połączyło. Nawet, jeśli wcześniej wszystko ich dzieliło. To nie miało znaczenia, bo teraz jedyną rzeczą, jakiej Marcin zapragnął, było wynagrodzić Adrianowi wszystko to, co przeszedł.

- Moja mam wylądowała przez niego w szpitalu… Dwa razy – podjął znów Adrian. – Zawsze stawała w mojej obronie i przez to jej się obrywało. Ostatnio, kiedy dyrektor zawiadomił ojca o naszej bójce, też oberwałem przed szkołą. Gdyby nie to, że zawołałeś mnie wtedy, mogłoby się to skończyć o wiele gorzej… Już wtedy mnie uratowałeś – dodał zaraz, podnosząc przestraszony wzrok na Marcina. – Dlatego mieszkam u Heliosa od tego czasu, dlatego wtedy biegałem po zalewie – podsumował cicho.-

- Chcesz jechać do domu? – spytała go Alicja spokojnie. – To znaczy do domu twoich wujków? Zadzwonię może po Heliosa?

- Nie. Dziękuję, ale wrócę sam – zaprzeczył szybko, nawet nie czekając na kolejne objawy niechęci Moskala.

Jak mógł się łudzić, że Marcin, który tak wiele dla niego zrobił, a którego tak bardzo krzywdził przez ostatnie miesiące, nagle wybaczy mu wszystko po jednym wyznaniu. To nie tłumaczyło niczego… Był wcześniej dupkiem, a to, co zdarzyło się miedzy nimi przed chwilą, było momentem zawahania i może zachcianką. Może Marcin poczuł żal i zobaczył w oczach Adriana chęć, poddał się jej i zapewne teraz tego żałował. Tak przynajmniej milczenie kolegi tłumaczył sobie teraz Zachariasz. Gdy jednak Marcin delikatnie położył dłoń na jego ramieniu i schylił się, aby zobaczyć jego twarz zasłoniętą przez włosy, Adrian poczuł jak przeszywa go znajome gorąco i nikła nadzieja.

- Chciałbym z tobą porozmawiać na osobności – powiedział cicho, spoglądając wymownie na swoja matkę. – Pójdziemy na górę, dobrze?

- Myślę, że to dobry pomysł. Ja jednak musze powiedzieć o tym twojemu wujkowi. Chciałabym, żeby tutaj przyjechał – dodała, starając się brzmieć na opanowaną. – Zadzwonię do niego oczywiście za twoją zgodą.

Chłopak jedynie przytaknął jej głową, całkowicie już skołowany wszystkim tym, co przed chwilą się stało i słowami, jakie teraz jeszcze prześmiewały w ciężkiej ciszy, kiedy ich kroki na drewnianych schodach poniosły się po domu.


Adrianowi wydawało się, że odkąd odwiedzał Moskala w jego pokoju upłynęły wieki. To miejsce było wyrwane z rzeczywistości. O ile sam dom zdawał się nierealny, to poddasze musiało być magiczne. W jego zaciszu poczuł się trochę spokojniej zwłaszcza, że wszystko przypominało mu Marcina. Było przesiąknięte kojącym zapachem i zupełnie znajome, mimo że Zachariasz nie przebywał tutaj często. Parę wizyt i dobrych wspomnień wystarczyły, aby chłopak zaczął uważać pokój za swoje azylum.

Marcin zamknął drzwi i jeszcze przez chwilę obserwował jak jego kolega podchodzi do balkonowego okna. Adrian oparł czoło i dłonie o chłodną szybę, wpatrując się w płatki śniegu tańczące na łunie przydrożnych latarni.  Ciepły blask wpadał do pomieszczenia i mieszał się z delikatnym światłem nocnej lampki zapalonej przez Moskala. Chłopak przeszedł cicho pokój, włączając również sprzęt grający. Wydawało mu się, że przy spokojnej muzyce rozmowa, jaką chciał przeprowadzić, mogła być łatwiejsza i mniej bolesna dla nich obu.

- Czemu nic mi nie powiedziałeś? – zapytał nagle, słabym głosem, który drżał od wszystkich tłumionych emocji.

Adrian wzruszył ramionami, gorącym oddechem odznaczając na zimnej szybie koła z pary.

- Nie wiem… - odpowiedział szczerze. – Chyba się bałem. Po za tym to nie jest coś, co się mówi przy pierwszym spotkaniu. Cześć jestem Adrian, mój ojciec znęca się nade mną i moją matką.

- Zamiast tego rzucałeś we mnie obelgami – przypomniał mu blondyn.

Gdy tylko Zachariasz drgnął, odwracając się do niego ze spłoszonym wzrokiem, Marcin poczuł jak troska zalewa jego serce.

- To było podłe… Nie powinienem tak mówić  - dodał zaraz, podchodząc bliżej Adriana.

- Dlatego cię przepraszałem – dodał pokornie chłopak. – Mówiłem, że to wszystko jest przeze mnie! Teraz jeszcze nasłuchałeś się tego samego od mojego ojca. Jestem taki sam jak on i nie zdziwi mnie, jeśli znów mnie znienawidzisz – wypowiedział szybko, na jednym tchu.

- Adrian, co ty wygadujesz?

Marcin zmarszczył brwi w niezrozumieniu, podchodząc jeszcze bliżej Zachariasza. Wszedł w smugi pomarańczowego światła i nagle jego sylwetka wydała się jeszcze większa, a przystojna twarz bardziej zmysłowa w całym tym zmartwieniu. Sportowiec nawet nie wiedział, kiedy jego kolega tak zmężniał. Czy zawsze miał taką determinacje w oczach? Jak mógł tego wszystkiego nie zauważać? Jak mógł myśleć, że się w tym nie zakocha?

Ten przebłysk sprawił, że nagle stanęło mu serce. Zacisnął mocno oczy, próbując pokonać emocje i to, że wypływały znów na jego twarz potężnym rumieńcem. Jego dłonie nagle zwarły się w pięści, aż kłykcie pobielały od trzymanych na uwięzi nerwów.

- Lepiej dla ciebie byłoby, gdybym nigdy nie pojawił się w twoim życiu – wyszeptał drżąco. – Lepiej byłoby dla wszystkich… - dodał, ale nie skończył, bo raptowne uderzenie w szybę sprawiło, że nagle otworzył oczy.

Marcin uwięził go właśnie miedzy swoimi ramionami, opierając dłonie na szklanej powierzchni. Adrian wpatrywał się w jego żywe oblicze z lekką obawą, bo dotąd szare oczy Moskala, teraz zdawały się być głęboko granatowe, niemal czarne. Był w nich gniew i chłopak wystraszył się, że znów coś zrobił i zaraz wyleci z tego pokoju z hukiem.

Zamiast tego dłonie Marcina delikatniej objęły jego twarz. Palce odnalazł swoje miejsce w jego włosach, aby przyciągnąć Adriana do ust Moskala, aby złączyć ich ze sobą w mocnym pocałunku. Ramiona sportowca same znalazły się na szyi blondyna, zmniejszając ich kontakt i pozwalając Marcinowi całkiem zawładnąć ciałem Zachariasza. Już po chwili ich wargi również dały się ponieść tej samej gorączce, otwierając na siebie nawzajem. Ich języki szybko przejęły kontrolę i mimo, że żaden z nich, nigdy wcześniej się nie całował, ciała były pchane przez jedno i to samo pragnienie. Mruczeli w swoich objęciach, we własne usta, mieszając oddechy.

- Nie waż się… - szepnął nagle Moskal. – Nie waż się tak nigdy mówić. Będę udowadniać ci codziennie, jak bardzo się cieszę, że cię wtedy znokautowałem – zażartował, schylając się znów nad ustami Adriana z cichym śmiechem.

- To ja cię znokautowałem – zaprzeczył szybko sportowiec, zanim znów jęknął z przyjemności, zawieszając się na Moskalu w kolejnym pocałunku odbierającym im powietrze.

Dłonie Marcina zsunęły się po plecach chłopaka, szukając większego kontaktu. Blondyn zadrżał, kiedy trafił na pasek dresów. Przejechał opuszkami po linii, aby zaraz jego palce szybko wśliznęły się pod koszulkę Adriana. Obaj syknęli przez to nowe doznanie. Moskal poczuł obezwładniającą delikatność skóry Zachariasza, gdy brunet wciągnął powietrze, poddając się silnym dłonią i ich gorącu. Szyba dała im oparcie, gdy położyli na niej cały swój ciężar, zderzając się ze sobą jeszcze bardziej w zaborczej pieszczocie, chcąc poczuć dokładnie każdy centymetr pobudzonych ciał.

Gdyby nie nikły przebłysk świadomości Marcina, który pojawił się wraz ze światłem zapalonym na piętrze sąsiedniego domu, pewnie nie powstrzymałby się i zrobił wszystko, aby wziąć dla siebie jak najwięcej z Adriana. Oderwał się od sportowca, przypominając sobie niedawne słowa chłopaka, kiedy wyznawał im, co przeszedł.

- Przepraszam nie powinienem był. Nie tak… - odparł oddychając ciężko i próbując stłumić swoje pragnienie. – Nie chciałem, żeby to było tak gwałtowne.

- A ja wręcz przeciwnie – zaśmiał się lekko Zachariasz. – Cały czas zaklinałem świat, kiedy wreszcie spełnią się moje marzenia i się na mnie rzucisz. Zupełnie tak jak teraz – dodał, wzdychając głęboko, jakby upewniał się, że to wszystko, co go otacza jest prawdą.

Marcin uśmiechnął się delikatnie, dotykając policzka bruneta. Dłoń chłopaka ogarniała jego całą powierzchnie, gdy Zachariasz wtarł się w nią w poszukiwaniu ciepła.

- To tutaj cię uderzył, prawda? Masz jeszcze lekki ślad – dopytał Marcin.

Adrian przytaknął z lekkim ociąganiem.

- Wstyd mi, że też to zrobiłem – dodał blondyn.

- Przestań. Zasłużyłem na to. Swoimi słowami raniłem cie znacznie bardziej – dodał zaraz i chwycił dłoń Moskala, aby odciągnąć go od szyby. – Chyba nie chcesz, żeby Karolina nas zobaczyła – spytał, wskazując głową na sąsiedni dom i wziąć palące się tam światło.

Pchnął Marcina bardziej w stronę materaca. Rant podciął mu nogi i blondyn opadł na pościel. Adrian skorzystał z okazji i nachylając się nad chłopakiem, usiadł mu na kolanach, wierząc swoim ciałem.

- Tak bardzo chciałem to zrobić – wyznał nagle.

Jego dłonie pomknęły do twarzy Moskala, a opuszki przesunęły się delikatnie po każdej jej krzywiźnie. Po szerokim czole, które zawsze chciał dotknąć, gdy Marcin marszczył je, głęboko się nad czymś zastanawiając. Po zgrabnym nosie i gęstych woalach rzęs, sprawiających, że spojrzenie blondyna było tak wymowne. I wreszcie po pełnych usta, tej obietnicy przyjemności.

- Zaskakujesz mnie… - wyznał nagle Moskal, obejmując mocno chłopaka w pasie. – To wszystko jest takie…

- Nierealne? Nierzeczywiste?

- Szalone?

Adrian zaśmiał się, wplatając palce w i tak potargane włosy Marcina.

- Uwielbiam jak się śmiejesz – dodał zaraz blondyn. – Nawet nie wiem, kiedy moja niechęć, zaczęła być tylko chęcią.

- Za dużo Mickiewicza. Zaczynasz gadać tak jak on – zażartował przekornie sportowiec.

- No popatrz… A ty wiesz, kim on jest? Nie doszliśmy jeszcze do romantyzmu – odbił Moskal, znajdując w tej zaczepce nową przyjemność.

Potęgowała się z każdym, kolistym ruchem Adriana, który lekko kołysał się na jego biodrach ciągle go dotykając.

- Nie doszliśmy do wielu rzeczy – zaznaczył Zachariasz, uśmiechając się szelmowsko. – Nawet nie wiesz, z kim zacząłeś – dodał śmiało, rzucając wyzwanie.

- To prawda, ale zamierzam się przekonać – odpowiedział mu odważnie Marcin, raptownie przysuwając chłopaka bliżej siebie i tym razem łapiąc jego usta tylko na krótką chwilę. – Chociaż, czasami wydaje mi się, że tak naprawdę twoim ojcem jest Aleksander. Macie to samo poczucie humoru…

- Szkoda, że tak nie jest – zauważył Adrian, lekko pochmurniejąc. – On sam też ma swoją historie odbitą w paru miejscach na ciele.

- Chcesz powiedzieć, że Aleksander był… - zaczął Moskal, ale słowa jakby zamarły mu w ustach, kiedy kolejny raz tego wieczoru uzmysłowił sobie okrucieństwo tego świata. – Jak takie rzeczy się dzieją?

- Normalnie.

Adrian po swojemu wzruszył ramionami, nie spuszczając swojego intensywnego wzroku z twarzy blondyna. Bacznie obserwował każdą jego reakcje, kiedy powoli zaczął mówić.

- Wszystko zaczęło się od tego, kiedy zacząłem przejawiać niechęć do medycyny. To było jeszcze w podstawówce.

- W podstawówce? – dopytał z niedowierzaniem Marcin. – Nawet ja, jako kujon, nie wiedziałem jeszcze wtedy, kim chcę zostać.

- O to chodziło, że ja nigdy nie byłem kujonem. To znaczy… - poprawił się nagle, pod srogim spojrzeniem Marcina. – Nie miałem talentu, ani chęci do nauki. Wolałem biegać z chłopakami po wałach i palić ukradkiem papierosy. Nie przyłożyłem się zanadto, żeby być przykładnym synem… On oczekiwał za dużo i za wszystko obrywał moją matkę, chociaż jeszcze wtedy nie wiedziałem dokładnie, dlaczego ciągle płacze po nocach. Dopiero, kiedy… - przerwał na chwile, wpatrując się w jakiś obraz za oknem. – Dopiero, kiedy poszedłem do sportowego liceum, a ona wylądowała w szpitalu, dowiedziałem się wszystkiego… To znaczy widziałem jak on jej to robił. Powiedział, że skoro jestem już na tyle dorosły, żeby wybierać sobie przyszłość, musze też zobaczyć, jak prawdziwy mężczyzna załatwia swoje sprawy.

W oczach Adriana na krótką chwile pojawiły się łzy. Tym razem to Marcin starł je własnymi ustami, aby chociaż trochę uśmierzyć jego ból.

- Patrzyłem, jak ją katuje i nic nie mogłem zrobić. Nic… Byłem wystraszony – dodał zaraz głosem przepełnionym goryczą, a jego dłonie jeszcze bardziej zacisnęły się na koszulce Moskala. – Bałem się go.

- Miałeś wtedy szesnaście lat, co mogłeś zrobić? – zaczął spokojnie Marcin. – Widziałem go, facet jest potężny.

Adrian pokręcił zaprzeczająco głową, dając znać, że chce dokończyć.

- Powiedziałem wszystko Heliosowi, a kiedy on interweniował, moja matka trafiła na intensywną terapie. Wzięli mnie wtedy z Aleksandrem do domu, bo ojciec zniknął. Pojechał na kilka miesięcy do Stanów – wyszeptał, wzdychając ciężko. – Wszyscy myśleliśmy, że ona umrze… A jednak przetrwała, obudziła się i po przeczytaniu listu od niego zdecydowała, że nigdy go nie zostawi, że będziemy dalej z nim mieszkać, bo tak wypada. Helios nie mógł jej przekonać… Nikt nie mógł. Nie chciała nikomu, nic mówić i wymogła na moich wujkach przysięgę. Dowiedziałem się o niej parę dni temu, kiedy zdecydowałem, że zostaje w Mietkowie.

- Czy ona dalej we Wrocławiu? – spytał Moskal, chwytając chłopaka miękko za brodę i nakierowując jego wzrok na swoją twarz. – Czy twoja mama z nim ciągle żyje? – dopytał niespokojnie.

- A czy egzystencje w zastraszeniu i zamknięciu nazywasz życiem?

- Adrian… Przecież z tym trzeba coś zrobić. Musisz coś jej powiedzieć. Ma przecież ciebie?

Chłopak uśmiechnął się smutno, spoglądając w ufne, szare oczy blondyna, w których przepadał, kiedy patrzyły na niego z swoją zwyczajową dobrocią i ciepłem. Dziwne, że kiedyś tego tak nienawidził. Jak mógł? Skoro te uczucia były teraz jego największym skarbem? Jak mógł ich nie doceniać? Jak mógł nie doceniać Marcina? Był zaślepiony dokładnie tak, jak jego własna matka, ale na szczęście te same oczy sprawiły, że dla nich wszystko zrozumiał.

- Ona go kocha – odpowiedział na wcześniejsze pytanie. – To jest chore, ale go kocha i nikt już nie potrafi jej pomóc. Helios ma Aleksandra… Ja za to…

- Ty masz mnie – odparł bez wahania Marcin, znów przyciągając Zachariasza blisko siebie.

Tym razem pocałunek był na tyle silny, aby zmyć na chwilę wszystkie troski z umysłu Adriana. Siła pieszczoty sprawiła, że sportowiec zachwiał się w ramionach blondyna i obaj opadli na miękką pościel, tonąc w poduszkach.

- Zostaniesz na noc, prawda? – dopytał Marcin niepewnie. – Chcę cię mieć, chociaż przez ten czas dla siebie. W poniedziałek jest już szko…

Adrian położył mu szybko palec na ustach, nie pozwalając dalej mówić. Z łagodnym uśmiechem, nowością na jego twarzy, zawisł nad ciałem chłopaka.

- Czy to będzie znaczyło, że ze sobą chodzimy? – spytał zaciekawiony.

- Słucham?

- Koleżanki zawsze mi powtarzały, że nie pójdą ze mną do łóżka, póki nie poproszę ich o chodzenie – wyjaśnił usłużnie i cierpliwie.

- Ale ja nie chcę z tobą iść do łóżka! – zawstydził się nagle blondyn.- Chciałem tylko, żebyś u mnie spał.

- Nie? Nie podobam ci się? – dopytał bezczelnie Zachariasz, ciągnąc żart. – To skąd te całusy?

- Podobasz! To znaczy, lubię cię… Chcę z tobą być, ale…

- Czyli jednak chcesz ze mną być i jesteśmy razem! – ucieszył się raptownie Adrian, przypominając teraz małego chłopca. – Strasznie ciężko cię zrozumieć, jak na ten twój wysoki iloraz inteligencji.

- Co chcesz przez to powiedzieć? – obruszył się na nowo Marcin, strzepując sportowca ze swoich nóg i sam nakrył go swoim ciałem.

- Chciałem powedzieć, że od teraz masz chłopaka – odparł odważnie sportowiec, układając się wygodniej pod napiętymi mięśniami Moskala. – Który zostanie u ciebie na noc, jak tylko twoja mama się zgodzi, żeby jej najstarszy syn chędożył się ze swoim chłopakiem, pod jej dachem i pod nosem maluchów – dodał jeszcze ze śmiałym.

- Masz niewyparzoną gębę – stwierdził spokojnie Marcin.

- Widziałeś, co brałeś.

- Omamiłeś mnie.

- Moją zgrabną pupą?

Moskal pokręcił z rezygnacją głową czując, że tym razem zdecydowanie przegrywa w tej ustnej walce. Adrian miał parę asów w rękawie. Dosłownie parę – jego nieobliczalnych wujków z bóg wie, jaką bibliotekę sprośnych filmów, które musiały wpaść ostatnio w ręce Zachariasza.

- Omamiłeś mnie swoim spojrzeniem – wyznał szczerze, a ton jego głosu od razu podziałał uspokajająco na drugiego chłopaka. – Wtedy u dyrektora, popatrzyłeś na mnie zupełnie inaczej, jak na człowieka… Przepadłem w twoim spojrzeniu.

Adrian uśmiechnął się delikatnie, znów dotykając z ciekawością twarzy Moskala. Jego opuszki sunęły po mocnych liniach szczęki i zaroście blondyna. Faktura była miła i kusząca. Sam przyciągnął jego twarz do siebie, wypowiadając szeptem, zanim go pocałował:

- Wtedy skruszyłeś moje serce. Teraz składasz je od nowa.


Unosząca się z kubków para, rozchodziła się spokojnie w ciepłym pokoju. Na dworze znów zapanowała cisza. Nie było już śladu po zamieci. Tylko księżyc tlił się nerwowo, rozpraszając na szybach. Jego światło wpadało do pokoju, aby obmyć wszystkie sprzęty swoim miękkim blaskiem. Srebrna poświata mieszała się z delikatnym światłem lampki. Ta niecodzienna luminacja dawała poczucie, jakby czas nagle stanął w miejscu, kiedy kobieta słuchała z przejęciem obu mężczyzn.

Pani Moskal opadła na fotel, wzdychając ciężko, gdy Helios skończył mówić.

- Nie wierze, że matka Adriana nigdy mu się nie sprzeciwiła… - podsumowała, nie kryjąc zmartwienia. – To wszystko jest jakimś koszmarem.

- Zgadza się – przytaknął Zachariasz, opierając się powoli o oparcie sofy. – Próbowałem coś zrobić… Starałem się! Chciałem ją przekonać, ale…

- Tylko, co może poradzić na to para pedałów? – wtrącił nagle Aleksander, bardziej podenerwowany od swojego partnera.

Dwójka popatrzyła na niego zaskoczona gwałtowną reakcją. Helios rozumiał go całkowicie. Aleksander ni chciał, żeby Adrian cierpiał tak długo jak on sam. Był młodszy od Zachariasza i miał w sobie o wiele więcej woli walki. Zawsze też był bardziej zacięty w swoich opiniach.

- Powiedzmy sobie szczerze… - zaczął trochę spokojniej. – Delikatnie mówiąc Polska nie jest zbyt tolerancyjnym krajem, żeby nie powiedzieć „pełnym nienawiści”.

- Nie wszyscy… -trąciła Alicja, ale Aleksander tylko popatrzył na nią łagodniej, lekko pobłażliwie.

- Większość. Jesteś jedna z niewielu i wspaniale wychowujesz swoje dzieci.

- Jak widać nie zawsze wychodzi im to z pożytkiem.

Kobieta uśmiechnęła się gorzko, doskonale znając realia, jakie panowały w jej kraju. Jej dzieci też często bywały szykanowane. I to, dlaczego? Bo Karolina nie miała modnych ubrań, bo zabraniała jej się malować? Maluchy nie dostawały okrutnie drogich prezentów na każde bzdurne święto? A jej syn lubił się uczyć… Za to też obrywał. To jej ciążyło, ale jednocześnie doskonale wiedziała, że nie dałaby skrzywdzić, żadnego ze swoich dzieci. Starała się chronić je jak tylko potrafiła i myśl, że ktoś by mógł je tak okrutnie skrzywdzić, jak został skrzywdzony Adrian, napawała ją złością.

- Próbowaliśmy walczyć o prawa, ale nasze starania zwalczono już na początku – wyjaśnił Helios. – Znam paru prawników, ale mój brat też jest wpływowym człowiekiem. Nikt w Polsce nie przyznałby opieki dwóm facetom.

- Na szczęście Adrian jest już pełnoletni – zauważyła Alicja.

Mężczyzna przytaknął jej powoli, skupiając swój wzrok na bardzo wolno unoszącej się parze, której białe wicie rozmywały się na tle granatu za oknem i srebrzystej tafli zalewu.

- Zdecydował, ze zostanie u nas – powiedział ciszej. – Nie wiem jednak, co może zrobić jego ojciec. Skoro przyszedł tutaj…

- Poradzę sobie z nim, jeśli nas jeszcze odwiedzi – odpowiedział zdecydowanie pani Moskal.

- Nie możemy nakładać na ciebie tego ryzyka. Na razie byłoby dobrze, gdyby Adrian nie wychodził za próg domu – zauważył Aleksander. – Ten potwór nie odważy się do nas przyjść.

- Co ze szkołą? – spytała szybko Alicja.

- Jest za słaby… - zaprotestował szybko Helios.

Postawa obu mężczyzn wywołała na twarzy Alicji lekki uśmiech, pierwszy od czasu kiedy obaj wreszcie zjawili się na progu ich domu, niespełna parę minut po  jej telefonie. Pędzili po oblodzonych drogach, co było czystym szaleństwem, ale już samo to pokazywało, jak bardzo kochają tego chłopaka.

Ich niespokojny głos, czoła pociągnięte zmarszczkami drżące głosy… Wszystko to mówiło za tym, jak się o niego troszczyli. Dlatego uśmiech kobiety pogłębił się jeszcze bardziej, kiedy nachyliła się do nic przez stół, kładąc ciepłą dłoń, na nerwowo splecionych rękach Zachariasza.

- Spokojnie… - uspokoiła ciepło. – Wychowuje czwórkę dzieci i za każdym razem, kiedy wydaje mi się, ze jestem zdolna przewidzieć ich ruchy, one mnie zaskakują. Adrian poradzi sobie w szkole. Będzie z nim Marcin. Wy musicie dać mu tylko potrzebne wsparcie i nie panikować – dodała delikatnie, zupełnie jakby mówiła do swoich pociech.

- Musimy podziękować jeszcze raz Marcinowi – zauważył Aleksander. – Chłopak zawsze znajduje się w odpowiednim momencie. I już tyle zrobił dla Adriana… Ten niewdzięcznik, pewnie nawet tego nie zauważył? Nie mówiąc o korepetycjach…

- Myślę, że chłopacy się dogadają – odpowiedział Alicja z tym razem tajemniczym uśmiechem.

Helios spojrzał na nią przenikliwie, lekko mrużąc oczy, gdy kobieta zasłoniła usta dłonią, aby nie roześmiać się na głos i nie pobudzić dzieci.

- Za dużo informacji jak na jeden wieczór – odparł młodszy mężczyzna wstając.

Podszedł wolnymi krokami do szyby dużych okien popatrując na spokojny widok za oknem.

- Gdyby jednak mój brat złożył ci jeszcze raz wizytę, nie wahaj się dzwonić po policje. Tylko to go powstrzyma – dodał jeszcze Zachariasz również się podnosząc. – Nie są podejrzanie cicho? – dopytał, kiedy nasłuchując nie doszły go żadne dźwięki z góry. – Jesteś pewna, że się jeszcze nie pozabijali?

Kobieta zaprzeczyła gestem głowy, parskając cicho.

- Powiedzmy, że zaczęli obaj mówić ludzkim językiem.

- Marcin nie wydaje ci się ostatnio jakiś bardziej zadowolony? – dopłat jeszcze architekt.

- Zadowolony?

- Szczęśliwy – poprawił go jego kochanek. – To znaczy, aż do dzisiaj…

Alicja zastanowiła się na chwilę, zapatrując się w sufit, skąd rzeczywiście od długiego czasu nie było słychać nawet skrzypnięcia podłogi. Jeszcze tylko przez chwile rozważyła wszystkie możliwości, po czym zaraz uspokoiła się wiedząc, że całkowicie ufa swojemu synowi.

- Nie przeszkadza mi to, jeśli wam o to chodzi – odpowiedział z niekrytą pewnością. – Tylko zanim wejdziecie do pokoju, radziłabym zapukać – dodała zaraz, odgadując bez problemu myśli obu mężczyzn.


Zapukali nawet dwa razy, jednak żaden dźwięk nie wydobył się z pokoju. Obaj nie należeli do wścibski, ale ten dziwny spokój zaczął ich niepokoić. Gdy Helios nacisnął klamkę, a drzwi otworzyły się z lekkim skrzypnięciem, nadal nie doszły ich żadne odgłosy. Może pokój był po prostu pusty? Może chłopcy wyszli, kiedy dorośli byli zajęci rozmową albo po prostu się pozabijali? Przez ich głowy przeszło wiele myśli i odpowiedzi, ale żadna z nich nie obejmowała tego, co wreszcie wyłoniło się z ciemności cichego pokoju. Marcin i Adrian spali… Tak po prostu! Zakopani w skotłowanej pościli, ogarnięci przez pomarańczowy plask latarni, wpuszczającej swoje smugi przez niedomknięte żaluzje. Młody Zachariasz ściskał kurczowo róg kołdry, kiedy blondyn obejmował go asekuracyjnie od tyłu, wtulony w plecy chłopaka. Twarz Marcina prawie całkiem zniknęła w kruczych włosach sportowca, a jego dłonie schowały się gdzieś pod koszulką kolegi. Kolegi? To nie wyglądało zupełnie jak koleżeństwo, a raczej całkowity przełom.

Helios opadł na futrynę drzwi, powoli wypuszczając powietrze, które cały czas przytrzymywał, wystraszony tym, co mógł zastać w pokoju. Jego lekko zaskoczony wzrok spotkał ten Aleksandra. Brwi jego kochanka uniosły się lekko do góry, kiedy dłoń zakrywała lekki uśmiech.

- Mówiłem ci – odpowiedział bardzo cicho, na pytanie zawarte w spojrzeniu Zachariasza. – Ja zawsze wiem takie rzeczy.

- Nie mam serca go budzić – wyjęczał Helios, marszcząc brwi, gdy jeszcze raz spróbował wyłapać postacie majaczące w ciemnościach. – Nie żebym był zaszokowany. Nie sądziłem jedna…

- Że to będzie tak szybko? – prychnął Aleksander, uśmiechając się jeszcze szerzej. - Daj spokój, widziałeś jak Marcin na niego patrzył, kiedy wydawało mu się, że nikt go nie obserwuje? Jak się czerwienił?

Starszy mężczyzna powoli zamknął drzwi, uważając na jakiekolwiek odgłosy. Nie chciał pobudzić chłopców, a tym bardziej dać im znać, że każdy w tym domu znał ich sekret. No… Przynajmniej się domyślał. Wiedział doskonale, jak nikt inny, że z tymi sprawami trzeba było postępować najdelikatniej. Musiał dbać o Adriana, dać mu poczucie bezpieczeństwa, a Marcin tylko w tym pomagał. Tylko jeszcze inna myśl kołatała mu się po głowie i nagle zagrała w jego lekko przerażonym wzroku.

- Myślisz, że oni już… - zaczął szybko, spoglądają to na Aleksandra, to na zamknięte drzwi. – Chryste, trzeba ich uświadomić!

- Spokojnie… - odparł miękko jego kochanek.

Pozwolił sobie zbliżyć się do mężczyzny i przyprzeć go jeszcze raz do framugi drzwi. Łapiąc za poły koszuli Heliosa, przyciągnął go zaborczo do siebie.

- Są bardziej przestraszeni, niż myślisz – powiedział wprost w usta kochanka. – Nie pamiętasz siebie?

- Pamiętam, że byłem napalony, naładowany hormonami…

- Marcin to dobry chłopak – spróbował inaczej Aleksander.

- A ja nim nie byłem? – oburzył się nagle, ale zaraz spoważniał.

Powoli przytaknął, zapatrując się w usta mężczyzny, które znajdowały się teraz parę milimetrów od niego i jedynym, czego pragnął, to zatopić się w nich od nowa.

- Chodźmy spać…

- Spać? – zagadnął Helios z uśmiechem grającym na jego półotwartych, czekających ustach.

- Spać… - wymówił sugestywnie Aleksander, łapiąc wargi bruneta w bardzo delikatnym pocałunku. – Zejdźmy na dół i powiedzmy Alicji, że Adrian zostaje. Będzie tu bezpieczny. Jedźmy do nas, kochajmy się całą noc i jak tylko mamy ochotę… Dziś mamy wolne. Chłopcy wiele przeszli, należy im się odpoczynek i miły poranek, tak samo jak nam.

- Jesteś okropnym manipulantem – szepnął Helios.

- I za to mnie właśnie kochasz.

- Za to…

Zachariaszowi wreszcie udało się złapać kochanka mocno w pasie i tym razem to on przyciągnął go do siebie, wpijając się w niego z utęsknieniem. Tylko gdzieś na krańcach świadomości i po chwili doszło do nich, że nie są u siebie a to, co przed chwilą zobaczyli, pozwoliło im ponieść się na fali romantyzmu, albo znów poczuć bardzo młodo. Mimo to Aleksander miał racje. Wszystkim im dobrze zrobi odrobina spokoju i normalności. Względnej normalności.



Ciepło drugiego ciała było pierwszym bodźcem z zewnątrz. Pod opuszkami palców przepływało z każdym jego sennym dotykiem. Miał wrażenie, że dotyka aksamit… Bardzo gorący i miły materiał, poruszający się niemal w tym samym rytmie, co i jego własne oddechy. Już tylko to wywołało na ustach chłopaka leniwy uśmiech. Nie chciał się budzić, ale jednocześnie jeszcze inne, silniejsze uczucie wyciągało go na powierzchnie rzeczywistości. Nie pamiętał nic z minionych wydarzeń. Nawet nie wiedział gdzie jest. Mógł tylko czuć cudowny, słodki zapach, gdy odruchowo schował twarz w coś miękkiego. Chciał tylko myśleć o delikatnym dotyku kosmyków na swojej twarzy. O tym ciężarze, który trzymał w ramionach, o monotonnym, spokojnym oddechu, drugiej osoby. Tej blisko niego, wtulonej plecami w jego ciało, tak samo jak on pragnącej bliskości.

Nigdy nie podejrzewał, że kiedykolwiek dane mu będzie czuć coś takiego. Nie przypuszczał, że na to zasługuje. Pracował mocno, chciał coś osiągnąć, ale to było tylko zagłuszanie innych pragnień. Oszukiwał się, że jeśli będzie się od tego wszystkiego odwracał, to w końcu zapomni o żalu. Zapomni też, że kiedyś pragnął po prostu kogoś mieć. I wtedy pojawił się Adrian. Na początku tego nie rozumiał. Wydawało mu się, że to wszystko jest sprawką tej ich wiecznej nienawiści. Chciał z nim rywalizować, chciał pokazać, że jest lepszy, ale któregoś wieczoru po prostu zrozumiał, że tylko chciał być blisko tego chłopaka. Na początku było tylko uczucie fascynacji. Tym jak Zachariasz wyglądał, jak się zachowywał. Podziwiał jego otwartość, podziwiał charyzmę i magnetyzm. Nagle okazało się, że Adrian jest sumą wielu pasjonujących rzeczy. Jest składnią niesamowitej gry na gitarze, kiedy był najbardziej skupiony, dźwięcznego śmiechu, gdy wygłupiał się z jego rodzeństwem czy rozdrażnienia, gdy kolejny raz rozwiązywał maturalne zadania. Marcin obserwował go godzinami i odkrywał, że w tym człowieku jest masa rzeczy, które coraz bardziej chciał poznać i zatrzymać tylko dla siebie. Wszystko to zaczęło się od jednego spojrzenia… Tego spojrzenia przestraszonych oczu, szukających jakiejś pomocy.

Adrian nadal patrzył tak na niego. Chłopakowi wydawało się wtedy, że jest niezauważony. Zachariasz wpatrywał się w niego z cieniem tamtego spojrzenia i Marcin wiedział już, że gdyby tylko miał szanse, nie zawahałby się sprawdzić, co tak na prawdę siedzi w tej ciemnej głowie. Tylko, że szansa nie nadchodziła. Zawsze byli z kimś, zawsze zajęci. W miarę jak jego chęci wzrastały, równomiernie rosło zakłopotanie i chęć zrobienia tego jak należy. Skąd miał pewność, że i Adrian tego chce? Niemiał pojęcia. Tak samo jak nie wiedział, dlaczego czuje to wszystko, co czuł… I to do drugiego chłopaka. Nie chciał na razie tego roztrząsać, nie chciał robić sobie więcej problemów. Nie wtedy, kiedy czuł się naprawdę szczęśliwy. Nie chciał nawet znać konsekwencji, bo nie było mu tak dobrze od bardzo dawna. A kiedy w końcu nadarzyła się okazja, nie potrafił się powstrzymać. Tańczył w rytm tej subtelnej melodii z trzepoczącym się ze strachu sercem, ale był pewien, że dokładnie tego chce. Niczego więcej. Właśnie Adriana, jego bliskości, jego dotyku i ust.

Jeszcze szerszy uśmiech rozświetlił jego twarz, gdy przypomniał sobie, że wczoraj długo poznawał kształt i smak warg Zachariasza. Nawet nie widział, kiedy zasnęli. Byli wykończeni nie tylko wrażeniami całego popołudnia, ale i tym bezwstydnym migdaleniem się, kiedy ich usta ścierały się ze sobą, a dłonie błądziły pod koszulkami, jakby nigdy nie dotykały drugiego, męskiego ciała. Najpierw na siedząco, później na leżąco sprawdzali swoje wzajemne reakcje i uczyli się. Dlaczego? Dla tej siły, która pchała ich ruchy? Dla tego miłego uczucia rozchodzącego się po ich ciele? Marcin był jedynie pewny tego jak bardzo chciał sprawić przyjemność drugiemu chłopakowi. Teraz też nie otwierając jeszcze oczu, na pół śpiąco przesunął palce po płaski i rozgrzanym brzuchu Adriana. Przycisnął drugie ciało mocno do siebie, wtulając się w cudownie miękkie zgięcie szyi Zachariasza.

- Chyba ktoś się obudził? – usłyszał szept podszyty śmiechem.

- Ciii… Chcę jeszcze spać – mruknął Marcin.

Adrian przeciągnął się rozkosznie, ziewając na głos, ale nadal nie odwrócił się w stronę Moskala. Jeszcze bardziej przylgnął plecami do ciała drugiego chłopaka, jakby niechcący przysuwając mocno pośladki do lędźwi Marcina. Nie wiedział gdzie były jego spodnie. Musiał je odruchowo zdjąć w nocy. Nie obchodziło go to, bo blondyn też miał na sobie tylko slipki. To jeszcze bardziej zmniejszało ich dystans i bardzo spodobało się sportowcowi. Adriana zupełnie nie dziwił jego własny stan, budził się w nim codziennie, odkąd tylko Marcin zawitał w jego snach.

- On chyba nie bardzo chce odpoczywać – zagadnął znów, kręcąc bezczelnie pupą.

Ciało Marcina zadrżało na tą nową pieszczotę, wbijając się bezwstydnie pomiędzy pośladki sportowca. Policzki chłopaka od razu pokryły się rumieńcem, gdy spróbował się opanować. Było już jednak za późno, bo obezwładniający dreszcz przyjemności przeszedł przez jego ciało i Moskal jęknął na głos. To z kolei wystraszyło go jeszcze bardziej i nagle odsunął się od Zachariasza już całkiem zawstydzony. Adrian tylko westchnął, gdy stracił ciepło za sobą i zastąpiła je chłodna kołdra. Niepocieszony szybko obrócił się w stronę blondyna, spoglądając na niego spod przymrużonych powiek.

- Chciałem, żeby było ci dobrze – wyszeptał całkowicie szczerze.

- Jest mi dobrze – zapewnił go miękko Marcin, biorąc twarz sportowca w swoje dłonie. – Ja tylko… Nie chciałem, żebyś widział. Przecież to jest…

- Normalne – zakończył za niego, spokojnie Adrian.

Dłoń Zachariasza wsunęła się pod koszulkę blondyna od nowa badając krzywiznę twardych mięśni drugiego chłopaka. Brunet cały drżał z myślą, że w końcu może dotknąć to ciało, nacieszyć się jego gorącem. Jeszcze bardziej cieszył się, że Marcin patrzy na niego z tą samą chęcią i przyjemnością wymalowaną na twarzy.

Sportowiec przesunął dłoń jeszcze wyżej, aż do piersi Moskala, chwilę wczuwając się w bardzo szybki rytm jego serca. Te same drgania czuł na dole, przebijające się przez warstwy pościeli. Marcin był boleśnie twardy, zupełnie jak on sam. Zachariasz za to był zbyt uparty, aby dać teraz za wygraną.

- Dotykałeś się sam? – spytał nagle, wywołując kolejny rumieniec na twarzy blondyna.

- Adrian… Błagam cię. To nie są dobre tematy na rano. Nie uspokajasz mnie – wypowiedział cicho, łamiącym się głosem.

Westchnął ciężko, gdy dłoń sportowca wydostała się z jego koszulki i nagle przywarła do jego ust. Palce Zachariasza pachniały ciałem sportowca, przespaną nocą i co gorsza jeszcze bardziej burzyły zmysły.

- Ja się dotykałem – wyznał Adrian, tchnąć powietrzem prosto w usta Moskala. – Codziennie, od czasu, kiedy przywiozłeś mnie na motorze do domu.

- Dlaczego? – spytał drżąco Marcin czując, że zaraz nie powstrzyma własnych reakcji.

- Nie mogłem przestać o tobie myśleć – usłyszał oczywistą odpowiedz.

To było zdecydowanie za dużo. Złote oczy patrzyły na niego w ten szczególny sposób, któremu nie potrafił się oprzeć. Nie zaprotestował, kiedy dłoń Adriana znów dotknęła jego brzucha. Z przyjemności tylko wciągnął powietrze, zatrzymując oddech. Nagle palce sportowca zatrzymały się na gumce jego bielizny, tylko przez materiał drażniąc gotowe ciało. Wczoraj zdawało mu się, że i tak przekroczyli wszystkie granice. Już sam dotyk przez ubrania, ocieranie się i to powolne całowanie, było dla niego spełnieniem pragnień. Nie chciał żądać niczego więcej, nie miał do tego prawa. Wiedząc też, co Zachariasz przeszedł, panicznie bał się go skrzywdzić, cokolwiek na nim wymusić. Nawet jeśli jego własne ciało błagało go o spełnienie.

- Adrian, proszę cię… Za chwilę, będziesz tego żałował – mruknął ze słabym protestem. – Nie chcę cię zmusz…

- Chyba oszalałeś – zdążył jeszcze szepnąć Zachariasz, nim jego usta przywarły do warg blondyna - Marzyłem, żeby tam cię dotknąć.

Ręka nagle wsunęła się pod materiał bokserek. Jeszcze na chwilę lekka obawa owładnęła Adrianem, gdy dotknął nagiego, rozegranego ciała… Jeszcze przez chwilę bał się, że nie będzie zdolny dać drugiej osobie przyjemności, ale ciekawość i pragnienie bliskości były zbyt silne. Pierwszy ruch był jak początek lawiny. Gwałtowne uczucia nagle przetoczyły się przez ich ciała z kolejnymi dreszczami i całą swoją intensywnością.

Dokładnie w tym samym momencie Marcin ocknął się, budząc się całkowicie. Siedział sztywno na swoim łóżku, przypatrując się swojemu pokojowi jakby był zupełnie obcym światem. Czuł się wyrwany z największej przyjemności na świcie, nagle pusty w środku i przerażony. Gdy doszło do niego, że to czego przed chwilą doświadczył, to był tylko sen, z jeszcze większym strachem poszukał wzrokiem drugiej sylwetki.

Z ogromną ulga i westchnieniem zobaczył nadal śpiącego Adriana obok siebie. Chłopak oddychał spokojnie, nieporuszony przez jego gwałtowne ruchy. Wyglądał tak samo cudownie, jak Marcin to zapamiętał z poprzedniego wieczoru, kiedy Zachariasz w końcu zasnął w jego ramionach po długich godzinach pocałunków i pieszczot. Żadna z nich nie dotarła tak daleko, jak wyobraźnia Moskala. Policzki chłopaka od razu pokryły się szkarłatem, gdy kolejne obrazy z jego snu uderzyły go ponownie i przypomniały o wstydliwym dowodzie rozbuchanych zmysłów. Slipki Marcina były lepkie i mokre, a to wywołało w nim jeszcze większe fale zakłopotania.

W szybkiej drodze do łazienki, dziękował opatrzności, że miał pokój tak blisko niej. W przeciwnym razie zdecydowanie pobudziłby dzieciaki tymi ciężkimi od winy krokami. Gdy w końcu spojrzał na swoją rozgrzaną twarz, szybko spuścił wzrok, na kolejne wspomnienia jego jęków, które raz po raz wyrywane były z jego gardła przez długie i delikatne palce Zachariasza tak cudowanie pracujące nad jego przyjemnością. To jednak nie było takie straszne. Gorsza była nawałnica myśli o tym, co chciał zrobić sportowcowi własnoręcznie. O tym jak bardzo pragnął zagarnąć go we własne ramiona, bardzo mocno przytulić, chwycić jego pośladki w dłonie i wsunąć się w ich wnętrze… To było okropne, bo za nic nie chciał sprawić Adrianowi jakiegokolwiek bólu. Nie mógł pozwolić swoim wybujałym fantazją buchać w ten sposób… Nie mógł Myślec nawet o tym rozwiązaniu, bo wiedział dokładnie, że to tylko jeszcze bardziej skrzywdziłoby jego chłopaka.

Chłopaka… To brzmiało jak szaleństwo, a jednak na to kolejne wspomnienie, ciało Marcina znów się pobudziło. To zwykłe słowo sprawiło, że był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, ale jednocześnie doprowadzało go do szaleństwa. Nawet, jeśli Zachariasz był jego, nie oznaczało to, że Moskal mógł z nim robić, co tylko chciał.

Umysł się szybko i zakopał w stertach prania obciążające go dowody. Zimny prysznic sprawił, że emocje trochę w nim opadły, dlatego owinięty w puchaty ręcznik, wszedł do swojego pokoju cicho, łudząc się, że Adrian nadal śpi. Na złudach mógł poprzestać. Już od progu powitał go zaspany głos bruneta.

- Wykorzystałeś mnie… - doszło go od strony łóżka. – Zbałamuciłeś i zniknąłeś.

-Adrian… Ja poszedłem – zamotał się Marcin, przysiadając delikatnie na pościeli. – Byłem w łazience.

Złote oczy jeszcze raz zmierzyły jego sylwetkę, z uwagą przyglądając się silnej klatce piersiowej, na której nadal śniły krople wody. Szerokie barki Moskala spowijała ta sama rosa. Skapywała z jego przydługich włosów, tocząc się stróżką przez dobrze zarysowane mięśnie łopatek. Te z kolei rysowały się dalej na mocnych plecach, całkowicie płaskim brzuchy, unoszącym się szybko w tak oddechów. Tam te cudowne kształty znikały pod ręcznikiem, kryjąc coś, co bardzo absorbowało Zachariasza. Coś, co bardzo chciał odkryć, a na razie czuł jedynie przez grubą warstwę jeansów i doskonale pamiętał jak ocierało się o jego własne podbrzusze.

Wykopał się spod warstw pościeli, chcąc być bliżej Marcina. Skradając się na czworaka niczym kot, przysunął się bliżej blondyna. Wystarczyło, aby się trochę wyciągnął, a znów dostał porannego całusa. Tym razem od nowa niepewnego i napełnionego jakimś dziwnym wyczekiwaniem.

- Na serio bałem się, że gdzieś uciekłeś – dodał, zostając nadal blisko Moskala.

- To raczej ja powinienem się tego bać, w końcu byłeś u mnie – przyznał Marcin, chwytając twarz Adriana w dłoń. – W świetle dnia wszystko wygląda inaczej.

- Nie dla mnie – odpowiedział szybko sportowiec. – Kiedy jestem na coś zdecydowany, już nie odpuszczę.

- Wiem – uśmiechnął się delikatnie blondyn. – Tylko…

- Skoro wiesz to, po co się wahasz.

- Nie waham się.

- Boisz się mnie?

- Zwariowałeś! Niby, czego?

- Tego, że mam ochotę. Tego, że ty masz ochotę.

Chłopak wyciągnął się jeszcze, tym razem sięgając ucha Moskala. Jego szept był tak ciszy, jak szmery dochodzące gdzieś z dołu, a jednak Marcin słyszał go doskonale, rumieniąc się na sam dźwięk słów.

- Mam ochotę zobaczyć cię całego – dodał, spoglądając sugestywnie na ręcznik.

- Rozumiem – przytaknął poważnie blondyn.

Walczył z coraz bardziej rosnącym zawstydzeniem, bo jednocześnie nie chciał dać się podejść Adrianowi i znów zamotać.

- Teraz? – spytał jeszcze, kupując sobie czas.

Jego chłopak jedynie przytaknął powoli, przygryzając wargę. Wyglądał rozkosznie, gdy siedział tak na łóżku półnagi, z rozczochranymi włosami, sterczącymi w każda stronę i złotymi oczami pałającymi ciekawością. Na policzku miał odgniecione fałdy pościeli. Musiał spać bardzo głęboko, a jednocześnie było mu dobrze. Moskal uśmiechnął się do siebie i do tego odkrycia czując, że chłopak był w tym momencie o wiele mniej czujny. Raptownie podciął jego rękę, na której się opierał. Chwytając drugą, uchronił go od upadku na materac i obrócił tak, aby miał go całkowicie pod sobą.

- Chyba to ty powinieneś zacząć się mnie bać – powiedział do zaskoczonego Zachariasza, przytrzymując jego dłonie po obu stronach głowy. – Musisz zapamiętać, kto tutaj jest górą – zażartował.

- Liczyłem, że to zrobisz – odpowiedział nagle Adrian, uśmiechając się bezczelnie. – Musiałem znów przywołać tamtego narwanego Marcina z wczoraj.

Moskal zamrugał szybko powiekami, próbując pozbierać myśli, kiedy sportowiec wyciągnął szyję próbując go pocałować.

- Jesteś okropny.

- O nie! Jestem napalony. A to, co innego…

- Raczej niemożliwy – szepnął Marcin, zwieszając głowę i już nie mógł dłużej wytrzymać.

Opadł na usta chłopaka, mając nadzieje, że chociaż w ten sposób zamknie mu na jakiś czas usta. Tym razem pocałunek był o wiele bardziej intensywny i przypominał ten z wczorajszego wieczora, gdy doszli już do wprawy i odkryli swój własny rytm pieszczot. Marcin szybko nauczył się, które ruchy jego języka, wyrywając rozkoszne pomrukiwania z ust Zachariasza. Zaraz za jego wargami, poszły również dłonie. Same odnalazły drogę na ciele Adriana, muskając delikatnie jego brzuch, obejmując zgrabne i kształty, aby zaraz przycisnąć mocno do własne ciała.

- Teraz mogę ci to powiedzieć – mruknął brunet, wtulając się jeszcze silniej w Moskala.

- Co takiego?

- Dzień dobry – odpowiedział ze słabym uśmiechem chłopak.

Marcin na chwilę się zawahał, gdy przez jego głowę przemknęła myśl, że tek mogłaby codziennie wyglądać jego normalność. Zaraz poprawił się. Chciał, żeby tak wyglądała i właśnie był jej pierwszy dzień, który prawie zniszczył swoim strachem. Uśmiechnął się już bardziej rozluźniony, obiecując sobie, że już zawsze będzie starał się w taki sposób zaczynać ich wspólne poranki.

- Dzień dobry – odezwał się w końcu, muskając jeszcze raz usta Adriana. – Jesteś głodny?

- Szaleńczo – odparł jego chłopak, sięgając zaraz do ręcznika.

- Nie tak głody. Mówiłem poważnie – dodał bardziej srogo, ale nie zatrzymał rąk sportowca.

Zanim jednak Zachariasz zdążył cokolwiek zobaczyć, na schodach rozległ się tupot czterech małych stóp i już po chwili drzwi do jego sypialni stanęły otworem. Dwa małe potwory wpadły do pokoju, w tym samym szaleńczym rytmie, co dwóch chłopaków, kotłujących się na łóżku i starających wyglądać najbardziej poprawnie jak tylko to było możliwe.


Poranne, ciepłe promienie, którym udało się wreszcie przecisnąć przez powłokę chmur, wpadały do jadalni Moskali i zalewały całą ich powierzchnię jasnym blaskiem. Alicja kończyła przygotowywać śniadanie, podśpiewując pod nosem razem z radiem. Karolina pomagała jej i nakrywała właśnie do stołu. Dzieciaki wpadły do kuchni, jako pierwsze, w podskokach zajmując swoje ulubione miejsca. Drugi, nie mniej uśmiechnięty, wszedł Adrian. To była jego pierwsza noc w tym domu, pierwsza z Marcinem i nowy optymizm podpowiadał mu, że nie ostatnia. Nie potrafił być już chyba bardziej szczęśliwy, dlatego nawet wcześniejsza pobudka i najazd małych potworów, nie mogły odpędzić jego dobrego humoru. Tylko Marcin wszedł do kuchni bez fajerwerków. Ciągle tarmosząc swoje i tak rozczochrane włosy, usiadł ciężko na krześle. Spod byka obserwował trzy roześmiane buzie, siedzące naprzeciw niego.

- Coś długo zajęło wam to budzenie chłopaków… - skomentowała pani Moskal, głaszcząc swoje pociechy po głowie.

Nawet Adrian załapał się na ten czuły gest, tak jakby Alicja chciała podkreślić, że traktuje go na równi z jej własnymi dziećmi.

- Budzenie… - prychnął Marcin, kiedy jego matka usiadła koło niego. – To była inwazja. Wpadli nam do łóżka w kapciach, nie patrząc gdzie lezą.

- Nam? – zainteresowała się nagle Karolina, zamierając z talerzem w dłoni. – Adrian nie spał u mnie? Tak przyjmujesz gości? Później się dziwisz, że Adrian obsmarowuje cie w szkole – dodała oburzona.

- Zazdrosna? – spytał jej brat nagle. – Pochwaliłaś się już koleżanką, że spał u ciebie w pokoju mężczyzna.

- Tak! Bo ciebie tak nazwać nie można! – fuknęła nagle, zabierając jego talerz na złość.

- Spokojnie – odezwał się w końcu Zachariasz. – Starczy mnie dla wszystkich. Następnym razem Karolina mogę spać z tobą. Zrobimy nawet zdjęcia, żebyś miała, co pokazać.

Dziewczyna ucichła momentalnie, czerwieniąc się i od razu odwracając w stronę blatu kuchennego, gdzie nagle przypomniało jej się, że zostawiła coś ważnego.

- Z nami też! – wtrąciły jednocześnie maluchy. – My też chcemy!

- Adi śpij ze mną pielszy – dodała Zosia.

- Nie ze mną! – wszedł w jej słowa Bartek.

- Jedzcie spokojnie, dobrze? – wtrąciła w końcu Alicja, uciszając całą ferajnę.

- Po prostu uczyliśmy się do późna i nam się zasnęło – wytłumaczył Adrian. – Jeśli to taki problem, następnym razem postaram się nie sprawiać zamieszania i pojadę do siebie.

- Daj spokój – odezwała się spokojnie pani Moskal. – Możesz tutaj przebywać jak długo tylko zechcesz, ale będziesz musiał pomagać i ich karmić, bo nie mogę nikogo przy tobie upilnować – dodała z uśmiechem.

- Nie ma sprawy! – przytaknął jej entuzjastycznie chłopak.

Marcin zmierzył go powątpiewającym spojrzeniem, na co Zachariasz zareagował jednym z jego najbardziej olśniewających uśmiechów. Tym, który odbijał się też w jego oczach.

- Dobrze ci się u nas spało? – zagadnęła jeszcze Alicja, podjąć sportowcowi mleko.

Jej syn na to pytanie zagarował szybciej, mocno wciągając powietrze i nagle zachłystując się herbatą, która właśnie pił. Kaszlnął głośno, rozpylając nad stołem chmurę napoju, skupiając na sobie uwagę reszty.

- Marcin, pij spokojnie – upomniała go matka, jakby miał nadal zaledwie kilka lat.

- Jest za gorąca – wytłumaczył nadal pokasłując.

- Podmuchać ci? – zaproponował uczynnie Adrian.

Marcin jednak zareagował szybciej i zabrał swój kubek z zasięgu rąk chłopaka, zanim dostał się w jego posiadanie.

- Sam podmucham.

- Byle szybko – dodał Zachariasz z kolejnym, bezczelnym uśmiechem. – I tak. Spało mi się znakomicie. To chyba przez ten zapach.

- Zapach? – dopytała Karolina. – Ja nic u nas specjalnego nie czuje.

Marcin tylko na to chrząknął, spoglądając morderczym wzrokiem na swojego nowego chłopka, znad rantu kubka. Na szczęście rumieniec mógł wyjaśnić gorącem napoju.

- Tutaj wszędzie jest taki żywiczny, świeży zapach. Bardzo to lubię.

- Dlatego, że palimy sosną – zauważyła Alicja. – To poniekąd dobre dla zdrowia. Jak aromaterapia. A co ci się śniło?

- Właśnie! Sny z pierwszej nocy na nowym miejscu zawsze się sprawdzają! – przypomniała żywo Karolina. – Jeśli przyśniła ci się jakaś laska, to pewnie z nią niedługo będziesz.

- Właściwe to… - zaczął chłopak i nagle lekko się speszył. – Śnił mi się sen przygodowy. Jakiś rycerz, na białym koniu i takie tam sprawy… - dodał ciszej, spoglądając na Marcina.

- Byłeś rycerzem! – zachwycił się Bartek. – Mamo, mogę iść spać do Adriana, to może przyśni mi się, że będę ninja! Mamo proszę!

- Mamuś ja też kce! Plis! – zapiszczała Zosia.

Cały harmider zaczął się od początku. Adrian jednak skorzystał z tej małej przepychanki i licytacji, nachylając się nagle do ucha Moskala.

- Śniło mi się, że to ty byłeś tym rycerzem – szepnął miękko i ze wstydliwym uśmiechem.

Marcin zerknął na niego odrobinę przestraszony, że ta ich bliskość może zostać zauważona i źle odebrana. Reszta jednak była zajęta sobą. Adrian za to spoglądał na niego z wyczekiwaniem, przygryzając swoje pełne usta.

- Ty też mi się śniłeś – odpowiedział w końcu blondyn. – I zrobię wszystko, żeby to się spełniło – odpowiedział zaraz, wywołując kolejny uśmiech, odbijający się w tych pięknych oczach.



  Spis treści zbioru
Komentarze (0)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
brak komentarzy
© 2010-2016 by Creative Media
×