Przejdź do komentarzyJej to dobrze!
Tekst 7 z 7 ze zbioru: Mieszanka wszystkich smaków
Autor
Gatunekobyczajowe
Formaproza
Data dodania2017-03-14
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń1723

Małgorzata zalogowała się na Naszej Klasie i od razu weszła na profil Aldony. To jedyna galeria, którą warto było systematycznie przeglądać. Cała reszta stanowiła jedno wielkie targowisko próżności.

“Ja i mój nowy samochód”, “Ja i moja wypasiona chata”, “Ja na egzotycznych wakacjach” – tak można było zatytułować większość zdjęć. Komu natomiast finansowo powodziło się średnio, starał się pokazać przynajmniej swoje superudane życie rodzinne – przesłodkie pociechy i megaprzystojnego męża. (Kto zasię smutny, strudzony, z dziurą na łokciu i z zezem, tego najwyraźniej brak.)

 Fotografie Aldony to była kompletnie odrębna kategoria. Choć prezentowały krajobrazy z najodleglejszych zakątków świata, nie było w tym chęci pochwalenia się: “Patrzcie, na co mnie stać”. Raczej chęć podzielenia się widzianym pięknem z innymi.

Aldona zaczęła fotografować jeszcze w liceum, gdy jeszcze nikomu nie śniło się o aparatach cyfrowych. Dopiero wchodziły w użycie aparaty z automatycznym ustawianiem parametrów, zwane zgryźliwie “idiotenkamera”. Ona radzieckim zenitem, kupionym za grosze na giełdzie staroci, potrafiła jednak zdziałać cuda. Teraz była już profesjonalistką, a jej zdjęcia, wykorzystywane chętnie przez agencje reklamowe, wisiały na bilboardach w całej Polsce.

 Małgorzata z trudem oderwała się od nowej serii zdjęć, tym razem z Nowej Zelandii. Ona sama miała na Naszej Klasie tylko jedną fotkę. Kucając na tle barwnej grządki tulipanów, obejmuje w pasie swoją roześmianą od ucha do ucha córeczkę.

Na zdjęciu nie widać ani zwyrodnienia stawu biodrowego, ani potwornej skoliozy, ani objawów żadnej innej z niezliczonych chorób, na które od urodzenia cierpi Nastusia. Ich życie toczy się w rytmie operacja – rehabilitacja – kolejna operacja. Od jej urodzenia Małgorzata i jej mąż nie byli na wakacjach – w każdej chwili może zdarzyć się coś wymagającego interwencji lekarza specjalisty. A o to w miejscowościach wczasowych trudno. Zresztą i tak wszelkie środki pochłaniane są przez wydatki na leczenie Nastusi. Na przyjemności zostaje niewiele. O kupnie własnego mieszkania też nie ma co marzyć. Całe szczęście, że dom teściów obszerny, mieszczą się, nie wchodząc sobie zbytnio w drogę.

 Oglądając niezwykle ukształtowane skały i bajeczne gejzery – tym razem Aldonę poniosło do nowej Zelandii – Małgorzata, mimo całej sympatii do dawnej koleżanki, poczuła jednak ukłucie zazdrości. Bo jak nie zazdrościć takiego życia? Aldona realizuje swoją pasję, i jeszcze jej za to płacą. Podróżuje po całym świecie, docierając w najwspanialsze jego miejsca. Tymczasem jedyne wojaże Małgorzaty to telepanie się brudnym PKP od szpitala do szpitala, od sanatorium do sanatorium. Może gdyby Nastusi nie było, to…

Przeraziła się sama swoich myśli. Przed jej córeczką długa droga, ale podobno ma szanse na normalne życie. Jeszcze zadziwi wszystkich. Jeszcze, jak dorośnie, będzie taka jak na przykład Aldona.

Pora spać. Trzeba mieć siły do dalszej walki. Jednak rzucając ostatnie spojrzenie na fotografie Aldony, mimowolnie wzdycha – tej to dobrze!


Aldona zalogowała się na Naszej Klasie. Przybyło parę nowych zaproszeń do grona znajomych. Kliknęła w profil Małgosi. Tylko jedno zdjęcie, ale jakie piękne! Roześmiana Gosia obejmuje w pasie jeszcze bardziej roześmianą dziewuszkę, stanowiącą wierną, tylko młodszą kopię jej samej.

Zabolało. Jak zazwyczaj na widok dziecka, jakiegokolwiek. Jak zawsze na wspomnienie wielkiej radości i wkrótce potem wielkiej rozpaczy. Bo organizm Aldony, nie wiedzieć czemu, odrzucał kolejne ciąże, jedna po drugiej. Ostatnim razem, gdy tylko test ciążowy dał wynik pozytywny, odwołała wszystkie zaplanowane podróże, gotowa uziemić się na dziewięć miesięcy w domu, byle tylko ochronić to tak kruchutkie, rosnące w niej nowe życie. Nie pomogło. Rzuciła się z powrotem w wir pracy, starając się zagłuszyć rosnące poczucie beznadziei i niespełnienia. Patrząc na zdjęcie koleżanki, pomyślała sobie, że oddałaby tę swoją karierę i podróże, których tak wielu jej zazdrości, za możliwość po prostu bycia matką, jak Gosia. Tej to dobrze!

  Spis treści zbioru
Komentarze (5)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
W każdym domu krzyż. W KAŻDYM.
avatar
Nie w każdym,chociaż cos w tym jest,jednak kiedy się zazdrości tego,czego się nie ma nie można tworzyć krzyżyków innym,i pokazywać wszystkiego,bo ludzie to małpy,które chcą mieć to samo.Tak jak z ruskim telewizorem kolorowym w czasach komuny.Albo ktoś chce mieć coś innego,tylko co jest innego na tym świecie,czego ludzie nie mają?
Ja myslę,że niec takiego nie ma i dlatego świat się kręci w kółko,tak samo.Mawiając jesteś kim jesteś,trzeba się zgodzić z tym,kim się jest,a największym zagrożeniem jest to,aby chcieć być tym,kim jest ktoś inny.To jest relaizm katastroficzny,lpeiej czasem pozostać w sferze marzeń.
avatar
Cieszmy się tym, co mamy i wyzbądźmy się zazdrości.
avatar
Otóż to,szukamy czego,s czasem co ucieka.I to jest błąd.
avatar
Definicja szczęśliwego spełnionego życia bynajmniej nie zależy od jakości tego życia, a od definiującego "ja". Znam osobiście na tzw. wózku dzisiaj już dojrzałą kobietę, która założyła udaną rodzinę, od dawna pracuje zdalnie, i w rozmowach na prywatne tematy nigdy nie słyszałem, żeby na coś narzekała czy, jak to mówią, marudziła.
© 2010-2016 by Creative Media
×