Autor | |
Gatunek | historyczne |
Forma | proza |
Data dodania | 2020-06-21 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 1120 |
Co zaskakujące, w przeszłości wszyscy oni byli obywatelami CCCP, jednak z czasem z różnych przyczyn to obywatelstwo utracili, polskiego zaś nie chcieli przyjąć. A że starych swych radzieckich paszportów nie zdali, Niemcy potraktowali ich jak naszych - i takim sposobem zostali internowani. Większość z nich była drobnymi kupcami, krawcami, komiwojażerami czy szewcami, lecz byli wśród nich także ludzie bardzo wykształceni. Zapamiętałem profesora konserwatorium, dwóch prawników, paru nauczycieli - i w tej wulzburgskiej grupie takich ludzi było mało.
Wszyscy oni opowiadali, że jak tylko wybuchła wojna /ze Związkiem Radzieckim - nie z Polską! Dla wszystkich Rosjan to czerwiec 1941 r.!/, natychmiast wraz z rodzinami trafili do getta. Do tego czasu nikt ich nie ruszał, i żyło im się na ogół nieźle, podczas gdy polscy ich bracia Żydzi /już od września 1939 r./ masowo ginęli i w obozach zagłady, i w gettach.
W getcie tak przetrwali kilka miesięcy, aż do dnia, kiedy ich wszystkich dorosłych mężczyzn wyselekcjonowano, oddzielono od rodzin - gdyż te posiadały swoje polskie paszporty - i przywieziono tutaj, do zamku. Pośród nich bardzo wyróżniali się dwaj panowie - Bransburg oraz Poliakas.
Marius Lieopoldowicz Bransburg był wyjątkowym człowiekiem. Zachowywał się ze szczególnym dostojeństwem, nigdy nie czapkował ni przed wermachtowcami, ni przed oficerami, zawsze dbał o swój wygląd, każdego dnia się golił, i wyraźnie się czuło, że cała ta ich grupa odnosi się do niego z wielkim szacunkiem, uważając go za swojego przywódcę. Wszyscy się z nim konsultowali, i niczego nie przedsiębrano, jeżeli on tego nie zaaprobował. W Warszawie był właścicielem fabryki guzików, i wyglądało na to, że pośród tych ludzi chyba był najbogatszy. Za młodu ukończył Uniwersytet Moskiewski, otrzymał staranne wykształcenie prawnicze i pracował w jakiejś radzieckiej instytucji. Któregoś dnia wyjechał do rodziny w Polsce, gdzie znalazł sobie bogatą narzeczoną, i już do Moskwy nie wrócił. Jakie miał poglądy i przekonania, nie wiedzieliśmy tego, jednak w Wulzburgu był stuprocentowym obrońcą wszystkiego, co bolszewickie, i jedną miał tylko nadzieję: że Armia Czerwona zwycięży. A na cóż innego ludzie ci mogli wtedy jeszcze liczyć?! /drugi front - ten na zachodzie Europy - powstał dopiero latem w 1944 r. - przyp. tłumacza/
Jako współrozmówca Marius Lieopoldowicz był niezrównany. Dużo wiedział, wiele podróżował, spotykał najróżniejszych ludzi, świetnie znał starą Moskwę, i jego opowieści czy to na spacerach, czy w celi zawsze gromadziły wielu chętnych słuchaczy. Jednak o czym by nie mówił, zawsze w jego oczach widziałem jakąś tajemnicę - czuło się, że myśli o jednym, a opowiada co innego. Kiedyś zapytałem go o to nawet, kiedy byliśmy na placu. Popatrzył wtedy na mnie, niewesoło się uśmiechnął i odparł:
- Jest pan spostrzegawczym człowiekiem... Widzi pan, nie mogę się pozbyć przeczucia, że nigdy już nie zobaczę swojej żony i dzieci...