Przejdź do komentarzyRozdział 6. Antylopa gnu /6
Autor
Gatunekobyczajowe
Formaproza
Data dodania2021-10-04
Poprawność językowa
- brak ocen -
Poziom literacki
- brak ocen -
Wyświetleń580

Entuzjasta samochodów był jednak wciąż niezaspokojony.


- Pan pozwoli! - zawołał z młodzieńczym natręctwem, - Przecież w tym wyścigu nie ma żadnych *loren-dietrichów*! Czytałem w prasie, że jadą dwa luksusowe *packardy*, dwa *fiaty* i jeden *studebacker*.

- Idźżeż pan do diabła z tym swoim *studebackerem*! - zawrzasnął zniecierpliwiony Ostap. - Kim jest ten pański Studebacker? To wasz krewniak Studebacker? Tatuśko wasz może Studebacker? Coś się pan tak do mnie przyczepił! Mówi się do człowieka po rosyjsku, że w ostatniej chwili tego cholernego *studebackera* - w ostatniej chwili! rozumiesz pan?! - zamieniono na *loren-dietricha*, a ten wciąż d... zawraca! *Studebacker* jeden, psiakrew!


Ciekawskiego młodzieńca dawno już odciągnęli jacyś porządkowi, a wkurzony Bender wciąż jeszcze wymachiwał ramionami i mamrotał pod nosem:


- Znaleźli się znawcy pieprzeni! Zabić takiego mało! *Studebackera* jeszcze mu podawajcie!


Przewodniczący komisji do spraw wyścigu automobilistów w swojej mowie powitalnej rozwinął tak długi ciąg zdań okolicznikowych, dopełniaczowych oraz przydawkowych, że nie mógł się od nich uwolnić nawet przez pół godziny. Cały ten czas komandir załogi *Antylopy* przestał jak na rozżarzonych węglach. Z wysokości zwycięskiego podium z niepokojem obserwował podejrzane akcje Bałaganowa oraz Panikowskiego, którzy obaj aż nazbyt rączo zanurkowali w wiwatującym tłumie. Wytrzeszczył straszne swe oczyska, którymi próbował ich przywieść do opamiętania, i wreszcie dopiero przy pomocy trąbki przygwoździł te swoje znarowione dzieci lejtenanta Szmidta do jednego miejsca.


- Cieszę się, towarzysze, - zwracając się do mieszkańców miasteczka, obwieścił w swej mowie dziękczynnej, - że mogłem naruszyć naszą samochodową syreną patriarchalną ciszę waszego pięknego Udojewa. Automobil, kochani, nie jest wyrazem przepychu czy luksusu - to środek lokomocji. Nowoczesny stalowy koń idzie na zmianę chłopskim konikom. Seryjna produkcja sowieckich samochodów jest priorytetowym naszym wyzwaniem. Nasze hasło: wyścigiem samochodowym po bezdrożach i wertepach naszej kochanej ojczyzny! Będę, towarzysze, kończył. Natychmiast po niezbędnym pokrzepiającym obiedzie wsiądziemy do maszyny i będziemy kontynuować nasz wyścig.


W czasie, gdy udojewska gawiedź w nabożnej ciszy skupiona wokół podium wsłuchiwała się w słowa komandira, Koźlewicz w pełni rozwinął skrzydła swojej przedsiębiorczości. Napełnił bak benzyną, która zgodnie z obietnicą Ostapa okazała się najwyższej próby czystości, bezwstydnie też przejął w zapasie trzy wielkie kanistry paliwa, wymienił dętki i protektory we wszystkich pięciu kołach, zarekwirował  również pompę i nawet lewar. W ten sposób całkiem spustoszył tak skład bazowy, jak i operacyjny udojewskiego oddziału sowieckiej firmy *AUTODOR*.


Podróż do Czarnomorska była zabezpieczona materialnie jak się patrzy. Niestety, nie było kasy, lecz to nie niepokoiło Bendera, ponieważ w Udojewsku świetnie ich wszystkich nakarmiono.


- Nie martwcie się o swoje kieszonkowe, - powiedział. - Pieniądze wszędzie leżą ot, wprost na drodze, i będziemy z nich korzystać w miarę naszych codziennych potrzeb.


...................................................................................................................................................................



Między starożytnym Udojewem, założonym na prawach miejskich w 794 r., a Czarnomorskiem, które powstało w 1794 r., leżała otchłań tysiąca lat różnicy w czasie - i odległość tysiąca kilometrów polnej i bitej drogi. W ciągu tego tysiąclecia na trasie Udojew - Morze Czarne pojawiło się milion bardzo różnych figur i postaci.


Przemieszczali się tędy piesi i konni, miejscowi chłopi, carscy i tureccy urzędnicy, kupcy z towarami z Bizancjum i z dalekiej Północy. Na ich spotkanie z Szumnego Lasu wychodził nocami Słowik-Rozbójnik*) - zawsze w czarnej karakułowej czapie, z maczugą, potężny i gburowaty, któremu nikt jeszcze jak dotąd nie podskoczył. Wszelakie towary wszystkim chciał-nie chciał zawsze odbierał, a obrabowani kupcy znikali jak kamfora. Tędy, po tej samej drodze, maszerowali ze swoim dumnym wojskiem na północ i na południe wielcy zwycięzcy i przegrani, wte i we wte przejeżdżały chłopskie furmanki i z pieśnią pobożną na ustach na północ i na południe szli pielgrzymi i bieguni.


Życie w tych stronach zmieniało się z każdym stuleciem; doskonalono śmiercionośną broń, tłumiono kartoflane bunty i krwawe powstania. Mężczyźni nauczyli się golić wąsy i brodę. W niebo poleciał pierwszy pasażerski balon. Wynaleziono lokomotywę i statki parowe. Zatrąbiły kolejne ulepszane samochody.


Droga tymczasem pozostała dokładnie taka sama jak za Słowika-Rozbójnika: wyboista, pokryta pyłem wulkanicznym lub zasypana naniesionym przez wiatry jadowitym, jak proszek z czerwonych pluskiew, kurzem. Na wieki wieków zrośnięta z Ojczyzną biegła pośród wiosek, miasteczek, fabryk i kołchozów jak tysiącwiorstowa pułapka na pojazdy; po jej obu stronach, w żółknących zapaskudzonych trawach walają się do dzisiaj szkielety starych wozów oraz zajeżdżone, zdychające na naszych oczach automobile.




1931



....................................................................



*) Słowik-Rozbójnik - jedna z kultowych postaci rosyjskich baśni ludowych

  Spis treści zbioru
Komentarze (0)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
brak komentarzy
© 2010-2016 by Creative Media
×