Przejdź do komentarzyLegat (cz.2)
Tekst 2 z 2 ze zbioru: LEGAT
Autor
Gatunekfantasy / SF
Formaproza
Data dodania2011-08-14
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń2162

*

Ciche kroki i zduszone przekleństwa, gdy ktoś potknął się o wystające ponad ziemią korzenie starych drzew. Vihreä, prastara puszcza, sączyła ciemność wprost w ich serca, ściskając je obręczą strachu. Chyboczące się płomień pochodni rzucał pomarańczową poświatę ledwo na kilka kroków przed przewodnikiem. Resztę skrywał mrok, gęsty i lepki jak przedni korzenny miód. Tutaj, w samym środku puszczy, szlak był tylko słowem honoru przewodnika.

Roen przystanął dwadzieścia kroków od obozowiska i podniósł do góry zaciśniętą pięść.

Rozstaje były ledwo widoczne, a rozchodzące się w lewo i prawo dwie dróżki nie zasługiwały nawet na miano zwierzęcego traktu. Ot, kilka cali wolnej przestrzeni między gigantycznymi drzewami, korzeniami i porośniętą śliskim mchem ściółki.

Hart i Gailen kiwnęli krótko głowami, gdy długowłosy bezgłośnie wskazał im kierunek. Ruszyli bez słowa, zagłębiając się ostrożnie między drzewa, aż ciemność zatrzasnęła za nimi swoje wrota. Teraz mężczyzna przeniósł wzrok na swoją towarzyszkę. Usiłował dojrzeć wyraz jej dziwnych, dwukolorowych oczu, ale dziewczyna cała skryła się pod zgniłozieloną opończą. W mroku mignęła jedynie jej biała dłoń, gdy wskazała przed siebie, ponaglając mężczyznę do marszu.

Ich przyjaciel – Ture - zniknął. Jedyne co mięli to strzęp zakrwawionej tkaniny i własne trzewia mdlące od nerwów i zgrozy.

Aislin ruszyła ostrożnie za mężczyzną, stawiając stopy uważnie w miejsca w których stał przed chwilą Roen. Posuwali się do przodu, obserwując przylegające do ścieżki chaszcze. Splątane gałęzie wyglądały jak żywe. Blask ich niewielkiej pochodni oświetlał roślinność, pogłębiając cienie. Sprawiał, że ożywały na moment jak w dzikim, żarliwym tańcu. Do tej pory cisza aż zatykała uszy, więc dźwięk który rozległ się nagle przed nimi zjeżył włosy na karku.

Świdrujący skowyt przypominał kwik zarzynanego zwierzęcia, a jednocześnie brzmiał aż nazbyt ludzko. I był blisko. Bardzo blisko. Kolejny wrzask rozdarł przestrzeń. Zaraz za nim poniósł się złowrogi warkot, spinając Aislin do biegu. Gdyby nie ramię Roena chwytające ją nagle w pół, pognałaby na oślep między drzewa z chęcią zemsty barwiącej jej świat na szkarłat.  Zamiast tego padła na ziemie boleśnie obijając żebra o powykrzywiane korzenie. Ramiona mężczyzny przyciskały ją do ściółki, nie pozwalając nawet unieść głowy. Porzucona na wilgotnym mchu pochodnia zgasła natychmiast ze złowrogim sykiem.

- Samakko – ostrzegł bezgłośnie Roen, wciąż trzymając ją w mocnym uścisku, prawie odbierając jej dech.

Wtedy go usłyszała. Zbliżało się na pewno. Nie widzieli go, ale wyczuwali obecność i ten zduszony, cierpki zapach mokrej sierści pomieszanej z fetorem rozkładających się roślin. Długowłosy bardzo wolno wyciągnął nóż i przetoczył się na plecy. Bezgłośnie dobył miecz, ale stal nie zajaśniała w mroku. Całe ostrze pokryte było zawiłymi grawerunkami słów i symboli ze starej mowy.

- Odciągnę go, a ty biegnij do obozu – usta mężczyzny poruszyły się wyraźnie. Choć w mroku ciężko było rozróżnić słowa Aislin od razu potrząsnęła przecząco głową. Mimo koszmarnej niewygody, tak samo przetoczyła się na plecy, zsunęła głębiej w nieckę i sięgnęła po swój miecz.

Roen błagalnie wywrócił oczyma i stanowczym gestem wskazał na obóz.

- Nie! Nie zostawię cię tu samego – dodała jeszcze, choć mężczyzna gwałtownie ją uciszał.

Część niskich gałęzi drzew zakołysała się tuż nad ich głowami. Oboje zamarli w oczekiwaniu, gdy

spomiędzy listowia wychynęło kilka niewyraźnych, ale zdecydowanie ludzkich sylwetek. Błękitne barwy przepasek u spodni oznaczała służbę dla stolicy.

- Proszę, proszę – rosły tropiciel ukazał się w prześwicie i mrugnął sztubacko do dziewczyny. - Trzeba było nie odmawiać naszemu spryciarzowi. Pochędożyłby trochę przed śmiercią, może znaleźlibyśmy was później. I podpatrzeć też by co było...

- Zmilczcie, głupcy! Ściągniecie go tutaj. – Roen syknął ostro, gdy kolejni zbrojni wypełnili przestrzeń między gigantycznymi pniami starych buków i ryknęli rubasznym śmiechem.

- Jużem myślał, że z pustymi ręcami przyjdzie wrócić, a tu proszę! Ptaszki miłośne takie, samopas po puszczy biegają i ustronia szukają.

Las milczał już od jakiejść chwili. Nienaturalna cisza nie pozostała jednak niezauważona. Aislin i Roen spojrzeli po sobie, mocniej chwytając rękojeści swoich ostrzy.

Lisia twarz jednego ze zbrojnych wykrzywiła się w upiornym grymasie, gdy ten nachylił się nad zastygłą w bezruchu Aislin.

- Mielim ich żywych do Kizmem dostarczyć, prawda Kajtus? Ale walka, to walka. Różnie to przecie bywa. To pięść się za mocno uściśnie, to sztych się omsknie. Miast w suknię, w miękkie ciałko wejdzie – mlasną obleśnie, szczerząc sczerniałe zęby tuż ponad twarzą dziewczyny.

Tym razem kobieta drgnęła. Jej oczy rozszerzyły się nagle w niekłamanym przerażeniu. Przez krótki moment tropiciel ucieszył się z wrażenia, jakie wywołał. Tylko jakiś uporczywy chochlik albo podejrzliwa, rzadka w jego głowie myśl kazał mu z ociąganiem unieść głowę.

Nie zdążył nawet krzyknąć. Jego głowa, oddzielona od ciała jednym uderzeniem potężnej łapy, poszybowała do góry a potem podskakując po korzeniach, potoczyła się pod stopy dowódcy oddziału. Rozdziawione usta mężczyzny i jego zeszklone w przerażeniu oczy, wpatrywały się w osłupiałych towarzyszy.

Wtedy las ożył raptownie. Kakofonia dźwięków eksplodowała ogłuszającym wrzaskiem, który zlał się w jedną bezładną breję paniki.

  Spis treści zbioru
Komentarze (2)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Już mniej, ale ciągle zdarzają się potknięcia i literówki. Radzę przeczytać tekst zapisany dużą czcionką, albo na dużym przybliżeniu. Niektóre błędy łatwo przeoczyć, gdy jest dużo liter obok siebie.
avatar
Przyznam sie bez bicia, ze poprawilam tylko pobieznie;/ Ale i tak cieszy mnie to "mniej". Dzieki za dobra ocene!
© 2010-2016 by Creative Media
×