Przejdź do komentarzyŚledzik musi być, cz.2
Tekst 45 z 108 ze zbioru: Pozostało w pamięci
Autor
Gatunekbiografia / pamiętnik
Formaproza
Data dodania2018-04-08
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń1504

cd.

W sobotnie popołudnie wszedłem w gościnne progi lokalu. W drzwiach na chwilę zatrzymałem się i odwróciłem. Przypomniałem sobie nie tak dawne zdarzenie ze szkoły średniej – przecież prawie w tym samym miejscu profesor Dzik podejrzewał mnie o nienoszenie tarczy szkolnej. Uśmiechnąłem się; ech, dobre to były czasy. Teraz już byłem dorosły i nie tylko nie musiałem się martwić, jak ukryć tarczę i jednocześnie mieć ją na podorędziu „w razie nagłej potrzeby” jaką było chociażby pojawienie się na ulicy profesora Dzika, ale mogłem jawnie wejść do baru z wyszynkiem. Dobra, koniec rozpamiętywania minionych czasów, teraz czekała mnie nowa próba, dozwolona tylko dla ludzi pracy. 

„Warsztat” zaraz obstawił wysoki stolik, bez krzeseł, dla klientów stojących. Podszedłem do lady barowej. 

– Dzień dobry. Po setce dla każdego – zadysponowałem dziarsko u barmanki. Starałem się nadać brzmieniu mego głosu intonację stałego bywalca podobnych lokali.  

– A do tego? – Barmanka przestała wycierać szklankę i odstawiła ją na blat.  

– Co, do tego? – Zdezorientowany, machinalnie zapytałem. 

– Zakąska musi być. – Wzruszyła ramionami, zniecierpliwiona głupim pytaniem. – To, co normalnie? 

– Aa… tak, to co normalnie.  

– Już podaję. 

Barmanka znała swój fach. Nie minęła minuta, a na naszym stoliku wylądowała taca z dwudziestoma kieliszkami „pięćdziesiątek”. Za chwilę doniosła na talerzyku „to, co normalnie” – widelczyk i dziesięć małych kawałków śledzika z cebulką. Po jednym na każdego z nas. Spojrzałem na tę furę jedzenia, przełknąłem ślinę i zadysponowałem ponownie: 

– Niech pani jeszcze przyniesie tego śledzia, tyle samo. Aha, i chleba. 

– Młody, coś ty taki rozrzutny? – wtrącił się majster. Podniósł rękę i poprawił: – Wystarczy chleb. No to, młody, oby tobie i nam się… 

Wzniósł do góry kieliszek. „Oby!” odpowiedzieliśmy dziewięciogłosem. Szef stuknął swoim kieliszkiem w mój, a następnie po kolei wszyscy z kolegów. Przełknąłem bezbarwny płyn, zapiekło. Wziąłem widelczyk i dziabnąłem nim w śledzika. Majster momentalnie położył rękę na mojej dłoni: 

– Zdzisiek, masz za dużo forsy? Śledzik musi być, jakby kontrol wpadła. Będziesz nową zakąskę zamawiał? 

– Aa… ale chciałbym przegryźć. Chleba mogę? 

– Chleba możesz. – Uśmiechnął się, łaskawie pozwalając na taką, niezbyt wielką rozrzutność. – Szefowo! – krzyknął do barmanki. – Dzbanek z mineralną!  

– Już się robi, panie Czajkowski! – odkrzyknęła. Ho, ho, majstra tu dobrze znają? 

Tęsknie spojrzałem na talerzyk. Śledzik kusił, zachęcał do skubnięcia… ale szef to szef! Dba o nowych, aby zbyt dużo nie wydali na wkupne. Dobrze trafiłem! 

– No to, na drugą nóżkę, aby się nie kolebać. – Ponownie zainicjował, wznosząc drugą pięćdziesiątkę do góry. Widać nie pierwszy raz pełnił honory „wprowadzającego do zgranego zespołu elektryków”.  

Wypiłem. Odchrząknąłem, próbując opanować palenie w gardle. Że też nie zjadłem obiadu; naiwnie myślałem, że napełnię żołądek tutaj, nie chciałem go przeciążyć. Ot, brak doświadczenia. A kiedy miałem je zdobyć?! To przecież mój pierwszy raz. Ponownie tego błędu nie popełnię – wcześniej zjem porządnie; o ile jeszcze będę miał okazję na ten drugi raz. 

Poczułem na sobie wzrok majstra, więcej niż wymowny – tak wyrazisty, że nawet plakat dużymi literami wypisany nie byłby bardziej dosłowny. Uniesione brwi tylko wzmacniały niewypowiedziany przekaz. Jednak szef ma podejście do młodych ludzi, wie, jak im poddać konkretną wskazówkę życiową, ukierunkować sposób dalszego postępowania. Do tego swoim doświadczeniem wspiera ich delikatnie, nie woła wniebogłosy, aby inni usłyszeli… 

– Szefowo, jeszcze raz to samo! – Szybko wprowadziłem w czyn niewymowną podpowiedź. 

cdn.

  Spis treści zbioru
Komentarze (8)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
No, czekam na ciąg dalszy, chociaż chyba go znam.
Pozdrawiam.
avatar
Bardzo ciekawe i barwne wspomnienie. Przypomniał mi się jedyny w życiu pobyt w Grudziądzu chyba we wrześniu 1970 roku i wizytę w knajpie, ale w "Polonii". Do dzisiaj pamiętam to spojrzenie knajpianej panienki i komentarz pod moim adresem. Chyba Ci o tym wspominałem.
Wydaje mi się, że wypowiedź majstra z charakterystycznym błędem (kontrol wpadła) należałoby wziąć w cudzysłowy, by podkreślić, że to majster popełnił ten błąd. Tym bardziej jest to zasadne, gdyż dość często używasz cudzysłowów.
Brakuje przecinka przed: jaką było; zbędne przecinki przed: dozwolona, więcej niż.
avatar
Marian, przeżyłeś też? ;)

Janko, co do przecinków - dziękuję i poprawiam. Co do wypowiedzi majstra - części wypowiedzi nie trzeba brać w cudzysłów, gdyż ona cała jest "w cudzysłowie" jako oryginalny cytat. Natomiast użyta w narracji - wtedy tak.
avatar
PS. Janko, "Polonia" to drugi koniec miasta, za daleko :))) Tak, wspominałeś. Pozdrawiam :)
avatar
Pamiętam imprezę "pod chmurką", gdzie wódki było pięć butelek a na zagrychę jeden mały pomidorek, który po wypiciu należało powąchać i odłożyć!
avatar
Hardy, oceny i komentarz jak w cz.1 :):) :)
avatar
W zakładzie gdzie dość długo pracowałem, był stary, jeszcze przedwojenny mistrz warsztatu elektrycznego.
Obowiązkiem każdego pracownika tzw. służb utrzymania ruchu było uroczyste składanie mu życzeń imieninowych (oczywiście w godzinach pracy). Celebra ta była suto zakrapiana.
Gdy po raz pierwszy (też jako młody pracownik) poszedłem na takie imieniny, nie chciałem pić, bo bałem się wpadki.
Wtedy mistrz powiedział:
- Pij k...wa bo doniesiesz! A jak ze mną pijesz, to nawet dyrektor ci nic nie zrobi.
No i nawaliłem się wtedy jak świnia.
Pozdrawiam serdecznie.
avatar
Marianie, jednak u mnie było inaczej, nie było picia na terenie zakładu. To była duża fabryka, kontrola na wejściu. Pozdrawiam :)
© 2010-2016 by Creative Media
×