Przejdź do komentarzyKonstantin Simonow - Przypadek Połynina /15
Tekst 255 z 253 ze zbioru: Tłumaczenia na nasze
Autor
Gatunekobyczajowe
Formaproza
Data dodania2020-01-25
Poprawność językowa
- brak ocen -
Poziom literacki
- brak ocen -
Wyświetleń1220

- Może się pani nieco ogrzeje z dalekiej drogi i coś z nami zje? - zapytał Gricko.


Galina Pietrowna odparła, że z przyjemnością i ogrzeje się, i coś przekąsi, gdyż jej koledzy zostali na kolację tam, gdzie dawali koncert, w przyfrontowym lesie, a ona najpierw uprosiła, żeby ją zawieziono do szpitala, a później, już w drodze, namówiła kierowcę, by zajechał do nich tutaj na lotnisko.


- Tak w ogóle to go troszkę oszukałam. Nie bardzo mi to wychodzi, ale tym razem udało się. - i, zwracając się do Połynina, spytała. - Auto da mi pan na pewno?

- Skoro już to obiecano - to na sto procent! - odparł major. - Nie wiem, jak to jest tam u was, w piechocie, lecz w awiacji tylko tak.

- A pan niech nie wini piechoty, - powiedziała Galina Pietrowna, - przecież to oni mnie tutaj dowieźli.

- Ja nie winię, przeciwnie, wniesiemy nawet podziękowania w jutrzejszym rozkazie. Sam to przygotuję i dam pułkownikowi do podpisu! - To mówiąc, swoimi długimi rękoma wyciągał spod stołu i kładł i stawiał na blat kolejno: butelkę spirytusu, paczkę sucharów, puszkę konserw, kawał żółtego sera i pęto suszonej kiełbasy*).


Nawykły do tego, że Gricko nie tylko prowadzi ich wspólne żołnierskie gospodarstwo, lecz także nie lubi, gdy mu w tym gospodarstwie mieszać, Połynin nie uczestniczył w przygotowaniach do kolacji, a siedział w swoim kącie, z troską popatrując na kobietę, żywo przekomarzającą się z Gricko, tak jakby całkiem o nim zapomniała.


*Robi to naumyślnie czy co?* - myślał, patrząc na nią.


Odpowiedź usłyszał dopiero wtedy, kiedy tylko wypili - Galina Pietrowna z półkieliszka, a oni po setce - rozcieńczony samogon, i kiedy Gricko, zakąsiwszy toast ćwiartką kiełbasy, przypomniał sobie, że musi śpieszyć do sztabu.


Ledwo tylko wyszedł, twarz kobiety natychmiast się zmieniła: znowu była znużona i smutna jak wtedy, gdy ją zobaczył pierwszy raz, jak śpiewała. Siedziała bez ruchu i bardzo długo, dobre kilka minut, nic nie mówiła i nawet nie patrzyła na Połynina.


- Ano, przyjechałam do pana, - powiedziała w końcu. - Mądre kobiety tak nie robią, więc, jak widać, ja jestem głupia. Niech pan choć coś powie, cokolwiek! Przecież rozmawiałam tylko po to, by coś mówić, kiedy był tutaj ten pański przyjaciel, a tak naprawdę wstydzę się okropnie i boję!


Cóż mógł na to odpowiedzieć? Pułkownik zrozumiał z tego tylko jedno: że wszystko, co napisała w liście - to naga prawda, że ona jest w nim naprawdę zakochana i przyjechała dowiedzieć się, jaka jest jego odpowiedź. Wstał z miejsca, podszedł do niej, podniósł ją za łokcie zza stołu, objął i pocałował, wciąż widząc przed sobą jej otwarte, nieruchomo w niego wpatrzone oczy.




..............................................


*) kto tego nie wie: w ziemiankach (czyli domkach wykopanych głęboko w ziemi) zimą temperatura na poziomie *podłogi* jest plus minus taka, jak w naszych lodówkach

  Spis treści zbioru
Komentarze (1)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Ciekawa opowieść. No,to pułkownik po kielichu nabrał odwagi. U nich po wódce niczewo nie razbierjosz.
Potrafię pisać w języku rosyjskim, ale na komputerze
nie wyszło.
Pozdrawiam
© 2010-2016 by Creative Media
×