Przejdź do komentarzySmutna wędrówka po Oświęcimskiej Rezydencji Śmierci
Tekst 56 z 94 ze zbioru: Niezwykłe przygody i przeżycia
Autor
Gatunekhistoryczne
Formaproza
Data dodania2020-08-18
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń1051

Smutna wędrówka po Oświęcimskiej Rezydencji Śmierci


Będąc z wnuczką w Polsce na odwiedzinach u rodziny, wybraliśmy się w kilka osób do Oświęcimia. Wnuczka zaplanowała sobie zwiedzić Obóz Koncentracyjny, i to już długo przed wyjazdem do Polski. Chciała na własne oczy zobaczyć, co hitlerowskie Niemcy zrobiły ludzkości w czasie II wojny światowej. Przyznam szczerze, że ani jej rodzicom, ani mnie, nie podobały się jej plany. Tłumaczyliśmy jej, że jest jeszcze za młoda (ma 12 lat) i za wrażliwa na takie potworne widoki. Że potem może mieć koszmarne sny. Na stronie internetowej Obozu Koncentracyjnego przeczytaliśmy jej nawet, że dzieciom poniżej 14 roku życia zwiedzanie Obozu jest niewskazane, mieliśmy nadzieję, że to w końcu do niej dotrze. Ale nie, nie dotarło. Ba, okazało się wręcz, że to był nasz błąd, bo wtedy ona uczepiła się słowa „niewskazane” i dopiero zaczęła nam dziury w brzuchach wiercić, twierdząc, że „niewskazane” nie znaczy zabronione… (poniekąd to logiczne). Mówiła, że jest już na tyle duża, by zrozumieć wszystko co zobaczy, bo i tak już trochę wie z książek i z naszych opowiadań, co tam się działo. Że jest już zupełnie gotowa na takie widoki i że w ogóle i w szczególe… i że musi Obóz zwiedzić… i basta!


Co było robić? Trzeba było jechać i pokazać jej to miejsce. Miejsce najbardziej nieludzkiego traktowania ludzi w historii.

Z drugiej strony, trzeba przyznać (co też słusznie zauważył mój bratanek, który pojechał z nami do Oświęcimia wraz ze swoją żoną), że to nawet chwalebne, iż moja wnuczka już w tak młodym wieku interesuje się losami Polski. Że ma taką wewnętrzną potrzebę i takie to dla niej ważne, by na własne oczy zobaczyć to makabryczne miejsce jakim jest Obóz Zagłady w Oświęcimiu.


Ona sama też ciągle powtarzała, że zwłaszcza to miejsce chce zobaczyć, bo jako Polka, w której płynie też i krew niemiecka i francuska (po ojcu), musi zobaczyć jakimi bestiami byli Niemcy dla Polaków oraz innych Narodów w czasie II wojny światowej. Że chciałaby też swoje doświadczenia ze zwiedzania Oświęcimskiego Obozu Śmierci przekazać potem swojej klasie gimnazjalnej na lekcji historii.


Kiedy przyjechaliśmy na miejsce, przed wejściem była straszliwa kolejka. Czekaliśmy 1,5 godziny, by móc wejść do środka. Wnuczka wcale się jednak nie nudziła. Pomaszerowała zaraz na skwer przed budynkami Obozu i czas oczekiwania wykorzystywała na oglądanie wystawy z Powstania Warszawskiego.



W końcu przyszedł nasz czas na wejście na teren Obozu. Brama z szyldem o treści: „Arbeit macht frei” (oczywiście jest to już tylko jego kopia) stanęła przed nami otworem. Ale zanim ją przekroczyliśmy, wybrałyśmy przewodnika niemieckojęzycznego, by wnuczka mogła wszystko dokładniej zrozumieć. Dołączyłyśmy też do grupy Niemców. Byli w różnym wieku, ale najwięcej było starszych osób. Muszę przyznać, co później w trakcie zwiedzania zauważyłam, że przez całą wędrówkę po Obozie wszyscy byli bardzo skoncentrowani. W milczeniu wsłuchiwali się w słowa przewodnika i mieli bardzo smutne twarze. Niektóre kobiety co rusz ocierały płynące po policzkach łzy.



Weszliśmy. Ja fotografowałam wszystko tylko z zewnątrz. Wnuczka zaś wszędzie, zwłaszcza wewnątrz. Ja nie mogłam. Wszystko, co było wewnątrz, omiatałam tylko wzrokiem, a już wiszące w pomieszczeniach ogromne billboardy, na których pokazane były dzieci, zupełnie omijałam. Widoku cierpiących dzieci nie mogę znieść.



Pamiętałam, że kiedy jako dwudziestoparolatka pierwszy raz byłam w Obozie, to te obrazki tak mną wstrząsnęły, że tym razem wolałam na nie już nie patrzeć. Wystarczająco przygnębiały mnie słowa naszego przewodnika.


Wnuczka szła krok w krok za przewodnikiem, mimo iż można go było słyszeć w każdym miejscu. Mówił przecież przez mikrofon, a my mieliśmy słuchawki na uszach. Ja szłam przeważnie na końcu grupy, ale ciągle przyglądałam się wnuczce. Widziałam, że dzielnie wszystko znosi. Czasami do niej podeszłam, czasami ona do mnie, o coś zapytała i znów podbiegła do przewodnika. Było widać, że wszystkimi zmysłami chłonie to co ją otacza. Oczy miała smutne, ale wyjść z Obozu nie chciała. Pytałam ją o to parę razy.



Kiedy zwiedzanie już się zakończyło i opuszczałyśmy teren Obozu, wnuczka ze łzami w oczach powiedziała:

— Widziałam wszystko, wszystko słyszałam, ale dalej nie umiem sobie wyobrazić, jak to możliwe, aby ludzie mogli być takimi bestiami. A że to byli Niemcy, to już w ogóle… — w końcu się rozpłakała i wtuliła we mnie.

Po wyjściu i pożegnaniu się ze swoją grupą i przewodnikiem, poszłyśmy jeszcze do kiosku, aby kupić książkę o historii Obozu. Kupiłyśmy. Celowo wybrałam tę w języku niemieckim, chciałam, by wszystkie moje wnuki mogły ją pokazać w szkole na lekcji historii.



  Spis treści zbioru
Komentarze (9)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Bardzo ciekawa i pouczająca relacja. Trochę zaszwankowała interpunkcja.
avatar
Muszę się przyznać, że nie byłem w oświęcimskim obozie. Wystarczy mi to, co o nim wiem i nie chcę tego oglądać.
Mam natomiast ambiwalentne uczucia dotyczące sposobu jego pokazywania. Chyba za dużo jest w tym biznesu, a za mało powagi i zadumy. Może w dobie COVID jest inaczej.
avatar
Janko, dziękuję Ci za jedno i drugie. Sprawdzę w oryginale, co z tymi przecinkami. :)

Marian, a wiesz, ja też nigdy nie chciałam zwiedzać tego miejsca upadku ludzkości. W szkole średniej, kiedy moja klasa tam jechała, udało mi się wykręcić, ale w późniejszym wieku już nie. Pierwszy raz pojechałam tam z kuzynami z Poznania, którzy mnie uprosili, abym z nimi tam pojechała, no i drugi raz z wnuczką. Za pierwszym i drugim razem bardzo to przeżyłam. Jestem pacyfistką. Nie znoszę zła, nie znoszę złych ludzi.
avatar
KC Auschwitz miał nad sobą chociaż "jakąś" formę międzynarodowej kontroli (np. w postaci paczek z MCK). Skąd to wiemy? Z takich lektur m.in. jak "Opowiadania oświęcimskie" T. Borowskiego, jak "Ucieczki oświęcimskie" (zapomniałam nazwisko Autora), jak "Łuny nad Birkenau" /Birkenau - to był obóz dla kobiet - co o ich męce dzisiaj wiemy??/ S. Szmaglewskiej. Mniejsze obozy (jak np. Stutthof) nie miały tego "szczęścia". To tam diabeł mówił: - Dobranoc...

Mojego stryjka, Antoniego Pieńkowskiego (już wtedy - po obozowych przejściach - chorego psychiatrycznie) za worek kosztowności wykupiła z tego obozu jego żona, Zofia Pieńkowska. Po powrocie do domu któregoś dnia wszedł na balustradę mostu na Wiśle i stamtąd skoczył do rzeki.
avatar
W oficjalnej tłamszącej wszystko dętej narracji, dotyczącej ofiar hitlerowskiego barbarzyństwa pomija się skrzętnie wszelkie dane poza - oczywiście- liczbami. Liczby są zawsze okrągłe, które zajęty grillowaniem i frytkami lud łyka jak pelikan.

Tymczasem popełniane w Polsce dzień po dniu przez całe mroczne 6 lat (365×6= ??!) na wszystkich naszych ziemiach zbrodnie i ich skala - to oprócz statystyk także TAKŻE ofiara przetrąconego narodowego ducha.

Ofiara wariactwa, przez którego zmasowany ogień Polacy przeszli jako NIEZWYCIĘŻENI.

Gloria Victis!
avatar
Postscriptum

Kochana Michalszko, złota-brylantowa! Dziękuję Ci za Twoją odwagę tygrysa, by podejmować kolejne tematy, których F O R M A T U jak ognia boją się wszystkie słynne lwy salonowe, zusammen czy osobno wzięte! Jesteś WIELKA :)
avatar
Emilio, a ja Ci dziękuję za bardzo mądre, konstruktywne komentarze. To Ty jesteś wielka. :)
Jestem pacyfistką, nie cierpię zła i podłych, nienawistnych ludzi...
W każdym narodzie są źli, podli ludzie. W Polsce nie inaczej. Pisowcy na głowie stają, aby Polskę wybielić ze wszystkich złych rzeczy, wszystkich krzywd, jakich się na przestrzeni wieków Polacy dopuścili. Nie potrafią uderzyć się w pierś, fakty uznać za prawdę i przeprosić.
Moja rodzina też bardzo ucierpiała w czasie wojny z rąk hitlerowców, także z rąk bolszewików. Nieraz o tym tutaj pisałam. Np. we wspomnieniu: „22 dni nadziei i beznadziei”.
Jako dziecko, dorastając w zbombardowanym mieście, nienawidziłam Niemców, i gdyby mi ktoś wtedy powiedział, że w przyszłości przekorny los rzuci mnie właśnie do Niemiec, padłabym ze śmiechu. Rzucił. I jedno, najważniejsze, co po ponad 30 latach życia w Niemczech mogę powiedzieć, to to, że mnie, jako Polkę, tu nigdy żadna krzywda nie spotkała, wręcz przeciwnie. Z kolei w Polsce, od podłych Polaków, nieraz i nie dwa.

Obecna sytuacja w Polsce coraz bardziej mnie przeraża. Pisowska Polska dużymi krokami zmierza... aż się boję wypowiedzieć — gdzie. Strach się bać...
avatar
Ciekawe i pouczające opowiadanie .
Nigdy nie byłem w tym obozie - wystarczy mi co wiem .
Dochodzą niestety jeszcze problemy z zawłaszczaniem męczeństwa i rugowaniem obecności Polaków .
Pod wieloma względami to przerażające miejsce i może wpłynąć bardzo mocno na młodego człowieka .
avatar
Dzięki, Rozar. I oby wpłynęło... Mądrze pouczająco i ostrzegawczo. Nigdy więcej takiej potworności na ludzkości!!! Ani ze strony Niemiec, ani ze strony innych narodów.
© 2010-2016 by Creative Media
×