Przejdź do komentarzyRozdział 33. Gość z Indii
Autor
Gatunekobyczajowe
Formaproza
Data dodania2022-03-01
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń432

W czworokątnym zamkniętym podwórzu *Grand  Hotelu* rozlegało się odwieczne kuchenne stukanie, syk pary i krzyki: *Podwójny serwis herbaciany do szesnastki!*, a na białych korytarzach było jasno i cicho jak na sali rozrządowej w elektrowni. W 150 numerach spał kongres agronomów, którzy wrócili z delegacji, 30 numerów oddano do dyspozycji zagranicznym komersantom, którzy wyjaśniali bolesny problem, czy można w końcu zyskownie handlować z Sowieckim Sojuzem, czy jednak nie; najlepszy, czteropokojowy apartament zajmował sławny hinduski poeta i filozof, a w malutkim numerze, przeznaczonym dla dyrygenta orkiestry symfonicznej spał Ostap. Leżał w ubraniu na pluszowej narzucie, przyciskając do piersi swoją walizkę z milionem. Przez noc wciągnął w siebie cały znajdujący się w tym pomieszczeniu zapas tlenu, i to, co pozostało do rana w chemicznym składzie powietrza, było azotem jedynie z grzeczności. Cuchnęło skwaśniałym winem, piekielnymi kotletami i czymś nieokreślonym równie wstrętnym. Nasz bohater jęknął i odwrócił się. Walizka zwaliła się na podłogę. Ostap natychmiast otworzył oczy.


- Co to było? - wymamrotał z grymasem. - Ułańskie fantazje na sali restauracyjnej! A nawet jakieś szwoleżerstwo! Fuuuuj! Zachowywałem się jak jakiś kupiec trzeciej kategorii! Boże mój, święty, a może ja kogoś tam na sali obraziłem? Co to za dureń krzyczał: *Agronomowie, powstań!*, a potem płakał i zaklinał się, że tak w głębi serca sam też jest agronomem? Ach, prawda, to przecież byłem ja! Ale dlaczego to robiłem?..


I wtedy przypomniał sobie, że wczoraj, postanowiwszy rozpocząć wreszcie należyte porządne życie, zdecydował, że zbuduje dla siebie osobny dom w mauretańskim stylu. Poranek spędził na cudownych rojeniach. Wyobrażał sobie okazały budynek z minaretami, szwajcara o pomnikowej twarzy, mały pokój gościnny, salę bilardową i nawet jakąś salę konferencyjną. W oddziale nieruchomości Rady Narodowej wyjaśniono mu, że działkę, owszem, może dostać, ale już w sekcji budowlanej wszystko diabli wzięli, i cały ten jego wymarzony dom się zawalił. Padł na pysk szwajcar, grzmotnąwszy swoim kamiennym obliczem o ziemię, zakołysała i rozpadła złota sala konferencyjna i rozleciały minarety.


- Pan jest osobą prywatną? - zapytano naszego milionera w sekcji budowlanej.

- Tak, - odparł Ostap. - Jestem wyjątkową indywidualnością.

- Niestety, budujemy wyłącznie dla kolektywów i dla organizacji.

- Dla kooperatywów, organizacji społecznych i gospodarczych? - spytał z goryczą Bender.

- Tak, tylko dla nich.

- A ja?

- A pan niech buduje sobie sam.

- Ale gdzie jak kupię kamienie, cegły, cement, szpingalety, wreszcie plintusy?

- Gdzieś pan kupisz. Chociaż będzie z tym trudno. Kontrahenci już są rozdysponowani według rozdzielnika przemysłu i kooperacji.


Najprawdopodobniej to właśnie było przyczyną tego absurdalnego nocnego wczorajszego ułaństwa.


Wciąż leżąc, Wielki Kombinator wyjął notatnik i zaczął podliczać wszystkie wydatki od czasu, kiedy dostał swój milion. Na pierwszej stroniczce był pamiętny zapis:



...................................


wielbłąd  180.00 rb.

baran        30.00 rb.

kumys         1.75 rb.

----------------------------

razem:    211.75 rb.




1931

  Spis treści zbioru
Komentarze (2)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Na wszystko przydziały. Skądś to znam. Nawet przydział dziesięciu półlitrówek wódki na wesele. Ale dodatkowej kartki na mięso już nie było.
avatar
W mojej niepaląco-niepijącej rodzinie o tyle było lepiej, że nie korzystaliśmy ani z przydziału na wódkę, ani z tego na papierosy
© 2010-2016 by Creative Media
×