Przejdź do komentarzyRozdział VI
Tekst 7 z 11 ze zbioru: Sophie i jej dylematy
Autor
Gatuneksensacja / kryminał
Formaproza
Data dodania2013-08-26
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń2488

Dziewczyna wciąż nie mogła wyjść z oszołomienia po tym co usłyszała. Dlaczego akurat J a n e? Była to w końcu jej najlepsza przyjaciółka od dobrych paru lat... Pod wpływem delikatnego dotyku Adriana na jej palcach odzyskała przytomność myślenia. Zaczęła szybko kojarzyć fakty. 

Postanowiła szybko streścić chłopakowi całą historię. Ten słuchał z nieukrytym zaciekawieniem, jak również troską. Gdy Sophie dotarła do leśnego napadu, wyraźnie się zmartwił. Pozwolił jednak dokończyć dziewczynie opowieść.

Kiedy dotarła do punktu wyjścia, czyli do miejsca, w którym znajdowali się obecnie, przedstawiła Adrianowi swoją teorię. Zakładała ona, że mężczyzna chce ją po prostu nastraszyć z powodu jakichś zdarzeń z przeszłości. W tym celu śledził ją w lesie, włamał się do szafki, i do domu Jane, by wysłać maila, przy czym nie zostawić śladów, skąd go wysłano. Sophie sądziła, że ten ktoś musi mieć coś do ukrycia, na przykład kryminalną przeszłość, bądź był jej znajomym. Bo po co  miałby ją nękać ktoś obcy? Chyba, że był to jakiś psychopata. Na tę myśl przeszedł ją zimny dreszcz. Na szczęście zaraz poczuła obejmujące ją ramię Adriana, dzięki czemu jej ciało ogarnęło przyjemne ciepło.

Postanowili urządzić sobie spacer w drodze powrotnej. Noc była ciepła, ale głównym powodem takiej decyzji było to, że nie mogli się ze sobą rozstać. Obejmowali się, rozmawiając przyciszonymi głosami, a chłopak co chwile rozśmieszał Sophie, dzięki czemu prawie udało jej się zapomnieć o dręczącej ją rozterce. Jednak gdzieś na dnie jej umysłu czaił się nieokiełznany strach, który przyprawiał ją o zawrotu głowy, gdy tylko na chwilę opanował jej umysł. Spojrzała na Adriana; musiała nieźle zadzierać głowę do góry, by popatrzeć mu w oczy, ale zawsze podobali jej się wysocy chłopcy. Ten, który właśnie obejmował ją w pasie, spełniał wszystkie jej kryteria. Uśmiechnęła się do niego promiennie, a on to odwzajemnił.

Kątem oka ujrzała, że doszli już na jej ulicę. Westchnęła rozczarowana. Wciąż miała niedosyt, nawet po całym dniu spędzonym w jego towarzystwie. Adrian najwyraźniej czuł to samo, bo odprowadził ją aż na werandę. Tam czule ją przytulił. Sophie napawała się dotykiem jego ciepłych dłoni przesuwających się wzdłuż jej kręgosłupa, oraz zapachem jego skóry. W rozmarzeniu przymknęła oczy. Chłopak powoli odsunął się od niej, nie wiadomo czy przypadkiem, czy celowo muskając delikatnie ustami jej szyję, co poskutkowało falą ciepła i rumieńcami. Spojrzała po raz ostatni na obiekt swoich westchnień, przy czym ponad jego ramieniem ujrzała dziwny metaliczny błysk.

Na chodniku stał zakapturzony mężczyzna. Dzierżył w dłoni nóż i zmierzał prosto w kierunku żegnającej się pary.

Krzyknęła. Odepchnęła Adriana na bok, tak, że plecami wpadł na drewnianą balustradę werandy, która pękła pod wpływem jego ciężaru. Sophie usłyszała nad uchem świst. Zerknęła w bok; nóż napastnika wbił się aż po rękojeść w dębową kolumnę podtrzymującą ganek.

Adrian pierwszy ochłonął po tym natarciu. Zakapturzony mężczyzna biegł w stronę samochodu zaparkowanego przecznicę dalej. Para pobiegła do jeepa stojącego na podjeździe. Dziewczyna sięgnęła do schowka po rewolwer. Usłyszała siarczyste przekleństwo chłopaka.

Okazało się, że terenowe opony zostały podziurawione, najpewniej przez napastnika. A więc obawia się pogoni, kalkulowała w myślach. Jednak jazda za facetem była bezcelowa, gdyż pewnie odjechał on już w siną dal. Mimo to pognali pędem w stronę starego auta przeciwnika. Ku ich zdziwieniu, stał on oparty o maskę rzęcha i jakby na  nich czekał. W ręku trzymał wycelowanego w Sophie colta, tego samego, którego miał w lesie w trakcie napadu. Dziewczyna zamarła jak słup soli, Adrian poszedł za jej przykładem.

- Czego ty ode mnie chcesz?! - krzyknęła ze łzami w oczach.

Nieznajomy podszedł do bagażnika samochodu.

- Wkrótce sama się dowiesz. Chyba, że najpierw zabiję ciebie... i jego.

Podniósł klapę bagażnika. Tam, ściśnięty między stosami gratów, leżał... Rick. Był związany, zakneblowany i zapewne ogłuszony. Z jego skroni spływała świeża krew.

Pod dziewczyną ugięły się kolana. Najpierw włamanie do domu Jane, a teraz porwanie Ricka? Czym ona się naraziła temu facetowi? Gdy zrozpaczone myśli przemykały jej przez głowę, napastnik wsiadł do auta. Wychylił się z okna i rzucił:

- Szukaj, a znajdziesz sposób, żeby uratować sobie życie.

Po czym zapalił silnik i ruszył z piskiem opon. Do jej nozdrzy dobiegł zapach palonej gumy, który wybudził ją z oszołomienia. Powoli wrócili pod dom Sophie.

Adrian szybko pożegnał się; dziewczyna miała wrażenie, że ma serdecznie dość całej tej historii. Ona oparła się o balustradę i wtem przypomniała sobie o nożu w filarze nieopodal. Wyciągnęła go z trudem i weszła do domu.

Tam panowały egipskie ciemności, co jeszcze bardziej wzmożyło jej strach. Pobiegła do swojego pokoju, do jej oazy. Tylko tam czuła się bezpieczna. Usiadła na łóżku, i postanowiła obejrzeć wszystkie ślady, jakie pozostawił po sobie psychol. Przeczytała kilkukrotnie karteczkę zostawioną w szafce. Może już kiedyś widziała to pismo? Przeczytała maila - nadal zero wskazówek. Sięgnęła po nóż drżącymi palcami. Obejrzała do dokładnie. Wykonany był ze stali i zapewne był częścią zestawu kuchennych noży, nie było to na pewno narzędzie do zabijania. Potem rzuciła okiem na rękojeść.

Wtem dostrzegła coś dziwnego. W bocznej ściance drewnianego uchwytu noża wyczuła opuszkiem nieco chropowatą szparkę. Na pewno nie był to fabryczny defekt. Ktoś celowo ją wykonał. Sięgnęła po wsuwkę z nocnego stolika, i włożyła ją do otworu. Wypadł z niego mały arkusik białego papieru. Sophie momentalnie zrozumiała, o co chodziło mężczyźnie - miała szukać wskazówek co do patowej sytuacji, w jakiej się znalazła. Powoli rozłożyła karteczkę. Tam starannym pismem, takim samym jak liścik z szafki, napisane było:

Gdzieś przy Hawtworth Lane,

W łożu tego, kto igra ze śmiercią,

Nocami szuka życiowego szczęścia,

Znajdziesz porwane strzępy prawdy.

Ach tak, pomyślała. Bawimy się w zagadki. Umowa stoi. I zaczęła myśleć nad sensem tych czterech wersów.


  Spis treści zbioru
Komentarze (2)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Ciekawie i coraz bardziej tajemniczo. A błędy podobne do tych z poprzednich rozdziałów.
- Brakuje przecinków przed: co usłyszała, czy przypadkiem, co chwilę;
- zbędne przecinki przed: i do, bądź był, nawet. Ponadto nadal w konstrukcjach typu "chyba że" zbędne są przecinki przed "że".
avatar
Adrian napisałabym Adijen albo jakos tak,chyba,że jest polakiem.
© 2010-2016 by Creative Media
×