Przejdź do komentarzypoczątek
Tekst 2 z 4 ze zbioru: sf
Autor
Gatunekfantasy / SF
Formaproza
Data dodania2011-04-29
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń3059

POCZĄTEK

Złoty łuk

Orpin należał do ludzi spokojnych, jednak dzisiaj zdenerwowanie udzielało się także jemu. Obozowali piętnasty dzień pod Białą Wieżą. Z nieba lał się żar. Liśćmi na pobliskich drzewach nie poruszał najmniejszy podmuch wiatru. Od miesiąca nie spadła ani jedna kropla deszczu. Kończyły się zapasy wody. Jasne, długie włosy Orpina przyklejały się do jego śniadej twarzy.

W młodym wojowniku wzbierała złość. Przez siedem lat wojny przelewali krew wrogów, trzymając z dala od granic swego państwa wojska nieprzyjaciela, by zwykli obywatele mogli żyć w spokoju. Teraz, gdy wracają, ludzie, którzy zawdzięczają im swoje bezpieczeństwo, odwracają wzrok na ich widok. Żadne miasto osłabionego kraju nie chce ich przyjąć. Pozostało im tylko jedno rozwiązanie – obleżenie Białej Wieży, stolicy wschodniej części Cesarstwa.

Cesarstwo Maru składało się z pięciu równorzędnych królestw, jednak w rzeczywistości Królestwo Wschodnie było najpotężniejsze. Na znaczeniu zyskało w latach wojny. Zawdzięczało to królowi Perseuszowi. Władca ten był genialnym strategiem, dowodził wojskami Maru w najcięższych walkach. To jemu w dużej mierze można przypisać końcowe zwycięstwo.

Gdy monarcha był na wojnie, państwem zarządzała jego żona, królowa Kebi. Niewiasta ta posiadała gruntowne wykształcenie. Władała biegle trzema językami, dobrze rozumiała podstawy nowoczesnej gospodarki, dbała o kulturę i sztukę. Nie można było jej uznać za typową przedstawicielkę swojej płci. Świetnie posługiwała się mieczem i łukiem. Była bardzo tajemnicza. Krążyły plotki, że parę lat spędziła za wschodnią granicą Cesarstwa, na terenach dzikich i niebezpiecznych. Nie było dowodów na potwierdzenie tych pogłosek, jednak to właśnie ona prowadziła politykę zagraniczną Maru względem tych państw. Cieszyła się w nich dużym szacunkiem. Królowa nie była jednak pozbawiona wad. Cechował ją ciężki, porywczy charakter. Postępowała bezwzględnie wobec każdego, kto zawiódł jej zaufanie.  

Z jej ciemnych oczu bił na co dzień lodowaty chłód, jednak gdy ktoś ją zdenerwował, szybko zastępował go ogień gniewu, który przerażał nawet najdzielniejszych wojowników.

Oddziały Huritanów przybyły pod Białą Wieżę, ponieważ tylko to miasto było na tyle silne, by udzielić im pomocy. Żądali pozwolenia na wstęp za mury lub nadania im części nowo zdobytych ziem na wschód od rzeki Rewi, gdyż tam chcieli założyć własną osadę. Król jednak odmówił. Stwierdził, że żadna z przedstawionych możliwości nie wchodzi w grę, bowiem miasto jest przeludnione, a wschodnie tereny pozostaną nienaruszone, ponieważ obiecał to ich starym mieszkańcom w zamian za bezgraniczne posłuszeństwo. Huritanie wpadli w złość. Blokowali bramy miasta.

„Szkoda, że zostało nas tak niewielu. Parę lat temu inaczej rozmawialibyśmy  

z Perseuszem. Teraz nie możemy mu zagrozić militarie” – pomyślał Orpin. Z rozmyślań wyrwał go głos Walgarda.

–  Sierżancie, niech pan spojrzy.

Do małego oddziału żołnierzy z Białej Wierzy, który nie mogąc wejść do grodu  

z powodu buntu Huritanów, rozbił obozowisko pod lasem, zbliżała się uzbrojona kobieta.  

Z daleka można było zauważyć blask słońca odbijający się od jej złotego łuku. Niewiasta przez chwilę rozmawiała z dowódcą. W pewnej chwili odwróciła się i spojrzała w kierunku buntowników. Ruszyła ku nim. Szła pewnym krokiem. Łuk zostawiła przy koniu. Przy jej boku zwisał miecz. Ubrana była w obcisłą, białą koszulę rozpiętą u góry oraz brązowe spodnie, których nogawki upchnięte zostały w wysokie, wojskowe buty.

Podeszła do Merka, łysego, barczystego osiłka, który trzymał straż. Stał z kamienną twarzą i rękami założonymi na nagiej piersi.

–  Nikogo nie przepuszczamy – odezwał się pierwszy. Spojrzał na nią z góry. Dosięgała mu do ramienia.

–  Ta blokada nic nie da. Król nie wpuści was do miasta.

–  Czekamy na stanowisko królowej. Wraca do grodu za trzy dni.

–  Nie ma jej w Białej Wieży? – zdziwiła się dziewczyna.

–  Nie, po tym jak wrócił król, ona wyjechała.

–  Dokąd?

–  Tego nie wiemy.

Młoda kobieta oparła ręce na kształtnych biodrach, zwiesiła głowę i zamyśliła się przez chwilę. Następnie podniosła swe brązowe oczy na Merka.

–  O królowej krążą legendy. Prawda natomiast jest taka, że ludzie ją przeceniają. Kebi nigdy nie sprzeciwy się woli męża, choćby miała odmienne zdanie. Nic nie wskóracie. Muszę dostać się do miasta. Mam ważną wiadomość dla króla.

–  Nikogo nie przepuszczamy – powtórzył z wyrzutem osiłek.

–  Merk, zrób sobie przerwę – do rozmowy wtrącił się Orpin. – Może coś da się zrobić.

–  A co? – spytała bez entuzjazmu.

–  Twój łuk, chciałbym go zobaczyć.

–  Nigdy nie oddam nikomu swojego łuku.

–  A czy ja mówię, że masz mi go dać? Wystarczy, że mi go pokażesz.

Dziewczyna zawahała się przez chwilę.

–  Dobrze, ale muszę go przynieść, nie mam go przy sobie.

Ruszyła w kierunku oddziału, zamieniła kilka słów z dowódcą, chwyciła łuk i zawróciła. Z każdym jej krokiem Orpin nabierał coraz większej pewności, że już kiedyś ją spotkał. Jej czarne włosy były teraz dłuższe. Wydoroślała i była bardziej kobieca, ale nie zmieniła się na tyle, żeby nie rozpoznać w niej Małej Dari.

–  Możesz go potrzymać tylko przez chwilę – oznajmiła, podając mu łuk.

–  To mi wystarczy. Są na nim inicjały mojego przyjaciela. To jego broń.

–  To moja broń. Dał mi ją.

–  Wiem. Dużo mi o tobie opowiadał. Widzieliśmy się tylko raz. Pewnie mnie nie pamiętasz.

–  Szczerze mówią, nie.

–  Nie szkodzisz. Idziesz ze mną.

–  Nie, muszę dostać się do miasta.

–  Nie pytałem cię o zdanie.

Orpin jednym sprawnym uderzeniem pozbawił Dari przytomności.


Mały bohater

Aleg pozornie nie różnił się od innych dzieci. Jego życie płynęło wolno. Miał dopiero sześć lat. Naukę rozpoczynał od przyszłej jesieni. Lubił bawić się w berka, jeść lody czekoladowe, słuchać opowieści starej Hanny o wielkich wojownikach lub czarodziejach. Żył w dobrych stosunkach z dziećmi z sierocińca, który prowadziło kobiece stowarzyszenie Marut. Niewiasty w nim zrzeszone opiekowały się chorymi w szpitalach, wytwarzały leki, zajmowały się biała magią, a także sprawowały opiekę nad sierotami i osobami starszymi.

Było jednak coś w Alegu, co czyniło z niego ulubieńca nie tylko starej Hanny, lecz także wychowawczyni jego rocznika, dwudziestoletniej panny Smóg. Aleg nigdy nie zwracał na siebie uwagi. Był grzecznym, spokojnym dzieckiem. Wyglądał niepozornie. Jedyna rzecz, która go wyróżniała, to zniekształcone lewe ucho. Trudno było je jednak dostrzec, gdyż zakrywała je czupryna brązowych włosów opadająca na czoło i chude ramiona. Mimo to, bystra panna Smóg uważała tego chłopca za nieprzeciętnego.

Zdarzyło się, że w szesnastym dniu huritańskiego oblężenia, dzieci wybierały się na urodziny do starego, emerytowanego maga Albina. Miały przy okazji zwiedzić jego obserwatorium. Albin kończył właśnie 528 lat. Czarodziej ucieszył się, gdy dowiedział się, że będzie miał goście. Lubił dzieci, a na emeryturze czas płynął wolno.

Po herbatce Albin zabrał gości na dziedziniec, na którym stał jego najnowszy teleskop.

–  Zamówił go u mnie król Herbiusz. Wiecie dziatki, jakim królestwem on rządzi?

–  Środka – pierwsza udzieliła odpowiedzi Marysia.

–  Zgadza się.

–  A jak on odbierze tę lunetę? Przecież Huritanie nikogo nie przepuszczą – zapytał Krys, najlepszy przyjaciel Alega.

–  Słuszna uwaga – zakłopotał się mag. Zaczął gładzić swoją długą, białą brodę. Ta czynność pozwalała mu skupić myśli. – Nie wiem – odparł wreszcie wesoło. – Jednak myślę, że Huritanie niedługo odejdą.

–  A skąd oni się wzięli? – dociekał dalej Krys.

–  Wrócili z wojny.

–  To wiemy, ale kim są Huritanie? – sprostował Aleg.

–  Huritanie to plemnie, które kiedyś zamieszkiwało najodleglejsze kresy wschodnie naszego państwa. To niebezpieczne tereny. Z tego też powodu od najwcześniejszych lat chłopcy szkoleni są tam na wojowników. Huritanie nie są z nami spokrewnieni. Mieliśmy szczęście, że walczyli po naszej stronie. Jednak teraz pojawił się problem, gdyż ich osady zostały zniszczone, a całe plemnie, oprócz żołnierzy, którzy ruszyli na wojnę, doszczętnie wybite. Nie mają się gdzie podziać i nikt nie chce udzielić im pomocy. Nie dziwię się, że są źli.

–  Oni są źli? Zrobią nam krzywdę? – spytała przerażona Kachna.

–  Nie, Albin chciał powiedzieć, że są zdenerwowani. – Wtrąciła panna Smóg. – 

Albinie, proszę cię, pokaż dzieciom teleskop, opowiedz jak działa, a później chodźmy do środka. Zbliża się południe. Niedługo zrobi się nieznośnie gorąco.

–  Dobrze. A więc dzieci zbierzcie się przy mnie...

Panna Smóg nie słuchała opowieści czarodzieja. Usiadła na ławce w cieniu pod ścianą. Odgarnęła długie, rude włosy i wyciągnęła z płóciennej torby „Zioła i napary”, najnowszą publikację profesora Dery. Nie zdążyła się jednak w nią wczytać, gdy jej uwagę przyciągnęło pewne zdarzenie.

Piotruś Belig miał swoją paczkę. Dzieci nazywały ją bandą Beliga. Banda ta siała postrach w sierocińcu. W dzień wizyty u maga mali stręczyciele postanowili pozbawić Krysa pamiątki po tacie – starego, zepsutego zegarka. Rzecz ta posiadała jedynie wartość sentymentalną, jednak Belig chciał odebrać ją Krysowi w zemście za to, że ten doniósł na niego, gdy ukradł magiczne nici starej Hanny.

Banda odciągnęła chłopca na bok. Dzieci zaaferowane opowieściami Albina, nic nie zauważyły. Krys nie chciał oddać swojej pamiątki. Belig uderzył go w brzuch. Panna Smóg podniosła się gwałtownie z ławki. Nie zdążyła zareagować, gdy z pomocą przyjacielowi przyszedł Aleg. Rzucił się na przywódcę łobuzów. Był od niego niższy i szczuplejszy, mimo to powalił go na ziemię. Jednym ciosem rozkwasił mu nos. Towarzysze Piotrusia odsunęli się gwałtownie. Stracili sporo ze swej odwagi. Panna Smóg powstrzymała Alega przed zadaniem drugiego razu. Chwyciła jego uniesioną rękę. Chłopiec odwrócił się gwałtownie i spojrzał  

w jej szafirowe oczy. Nauczycielka zamarła. Podejrzewała kim jest to dziecko, ale nie miała żadnych dowodów. Teraz zyskała pewność. Ciemne oczy Alega, z których zawsze bił niespotykany spokój, rozbłysły przerażającym żarem nienawiści i żądzy krwi. Zapamiętała wszystkie ruchy podopiecznego, które wykonał w bójce z Beligiem. Były sprawne  

i precyzyjne, a przecież ten chłopiec nigdy z nikim nie walczył, nigdy nikogo nie uderzył. „Widocznie nigdy nie miał dostatecznie dobrego powodu” – pomyślała panna Smóg. W tym dniu nabrała absolutnej pewności, że Aleg pochodził z plemienia Huritanów.

To nie był jednak koniec niesamowitych zdarzeń. Nie opadło jeszcze zdziwienie dzieci, maga i nauczycielki, gdy masywne drzwi otworzyły się i na mały dziedziniec zaczęły wchodzić damy dworu. Wszystkie ubrane były w piękne suknie przyozdobione szlachetnymi kamieniami. Małe parasolki chroniły oblicza pań przed doskwierającym słońcem. Panna Smóg, która do niedawna wydawała się Alegowi najpiękniejszą kobietą świata, w swej szarej, prostej szacie wyglądała jak kopciuszek przy ulubienicach królowej.

Jako ostatnia weszła sama władczyni. Miała na sobie ciemnoniebieską suknię. Na jej odkryte ramiona opadały długie, czarne włosy. Nie nosiła biżuterii. Jej twarz była opalona, co wyróżniało ją spośród kobiet z jej sfery. Nie miała więcej niż 26 lat. Na jej widok wszyscy skłonili się.

­– Który z nich to Aleg? – zapytała pannę Smóg.

Dzieci rozeszły się na boki. Wokół Alega zrobiło się pusto. Chłopiec podszedł do wychowawczyni i złapał ją za rękę.

–  To on – oznajmiła nauczycielka.

–  Podejdź do mnie – rozkazała królowa.

Aleg spojrzał na pannę Smóg. Gdy ta powiedziała „idź”, niepewnie ruszył ku monarchini. Kebi ujęła jego dłoń i wyszła, a zaraz za nią udały się damy dworu.

Aleg zdążył jeszcze odwrócić się i spojrzeć na przyjaciół. Widzieli go po raz ostatni. Zapamiętali tego wesołego towarzysza zabaw jako bohatera, który zwyciężył Piotrusia Beliga.


Na wrzosowiskach

Wszemir czekał na Dari na wrzosowiskach. To ona wyznaczyła w ty miejscu spotkanie o czternastej. Pagórki, które zwykle mieniły się żywą, fioletową barwą, dzisiaj wyglądały posępnie. Susza nie oszczędziła wrzosu.

Wczoraj zobaczył Dari po raz pierwszy od siedmiu lat. Gdy ją opuszczał, była jeszcze podlotkiem. Spędzili razem dwa lata. Poznali się na wschodnich krańcach królestwa. Pewnego dnia pojawiła się w ich wiosce. Pobierała nauki u miejscowej czarownicy. Nikomu nie chciała wyjawić swego imienia, więc nazywali ją Dari.

Wszemir bardzo ją kochał. Musiał jednak odejść, gdyż zbliżała się wojna. Dari mu tego nigdy nie wybaczyła. Był szczęśliwy, ale także pełen obaw, gdy poprzedniego dnia Orpin przyniósł ją nieprzytomną do jego namiotu.

Po odzyskaniu świadomości rzuciła się na niego. Była wściekła. Robiła mu wyrzuty. Nie chciała powiedzieć skąd się tu wzięła i co tu robi. Wszemir postanowił już nigdy nie wypuszczać jej ze swych rąk, jednak ona prosiła go, by pozwolił jej wejść do miasta. Musiała koniecznie zobaczyć się z królem. Obiecała Huritanowi, że spotka się z nim następnego dnia na wrzosowisku.

Wkrótce Wszemir uległ jej prośbą. Teraz, gdy zbliżała się godzina czternasta, zaczęły ogarniać go wątpliwości. Odzyskał spokój dopiero, gdy ujrzał jej sylwetkę na horyzoncie. Szła powoli. Za rękę trzymała dziecko.

Spotkali się na pagórku. Stanęli naprzeciw siebie. Wokół panowała idealna cisza. Nie było słychać wiatru, szumu pobliskiego lasu, śpiewu ptaków, odgłosów zza murów miasta. Świat zasnął, czas stanął.

–  To twój syn – oznajmiła.

Wszemir spojrzał na chłopca. Miał ciemne oczy, tajemnicze spojrzenie, długie brązowe włosy.

–  Jeśli stąd odejdziesz razem ze swym wojskiem, będziesz mógł go zabrać ze sobą.

Wszemir zawahał się.

–  Jaką mogę mieć pewność, że jestem jego ojcem?

Dari odsłoniła włosy znad lewego ucha chłopca. Huritanin nie mógł mieć już wątpliwości. Maluch odziedziczył wadę po nim.

–  Masz do mnie aż tyle żalu, że jesteś w stanie oddać własne dziecko, by mnie więcej nie zobaczyć?

–  Oddałam go zaraz po urodzeniu. Nie wychowuję go i nigdy nie będę mogła tego robić. Dziewięć lat temu przybyłam do waszej wioski, gdyż uciekłam z domu. Nie chciałam wyjść za księcia, którego wybrali mi rodzice. Gdy ruszyliście na wojnę, przyszli Jobingowie i wszystkich zabili. Przeżyłam dzięki braciom, którzy szukali mnie przez dwa lata. Wróciłam do domu. Moja rodzina była w ciężkiej sytuacji. Nie miałam wyboru. Musiałam wyjść za Perseusza. Dziś on jest królem, ja królową. Nie udało się utrzymać w tajemnicy tego, że byłam w ciąży z innym mężczyzną. Mój mąż zgodził się znieść tę hańbę, ale musiałam zapomnieć o synu.

Na chwilę zapadło milczenie. Kebi czekała na odpowiedź Wszemira.

–  Więc to ty jesteś królową – stwierdził wreszcie.

–  Tak. Po powrocie króla ruszyłam na wschód do Mędrca Kalidesa, gdyż mąż mój chciał, by Wszechwiedzący odpowiedział mu na ważne pytanie. Jednakże rozmawiałam także z Merisami. Zgodzili się odstąpić wam trochę ziemi. Król nic o tym nie wie. Nie chce was na swych terenach. Ruszajcie jeszcze dziś.

Pochyliła się nad chłopcem i zawiesiła błękitny kryształ na jego szyi.

–  Żebyś nigdy o mnie nie zapomniał.

Odwróciła się, by odejść. Wszemir złapał ją za ramie.

– Zawsze będę cię kochał.

Nie spojrzała na niego, wyszeptała tylko cicho „ja ciebie też” i odeszła.

Zerwał się wiatr. Gdy sylwetka królowej nikła w oddali, Aleg odezwał się do ojca:

– Może wreszcie spadnie deszcz.

– Może.

W tym dniu Aleg wkroczył na przeznaczoną mu ścieżkę. Tak zaczynała się jego legenda.

  Spis treści zbioru
Komentarze (1)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Droga eufrozyno. Nawet jeśli miejscami gubię się w świecie Twoich fantazji, jestem zauroczony. Masz dzięki magii swoich fantazji, magiczną siłę! Ale musisz pracować nad językiem i kompozycją swoich utworów. Mam kłopot z ocenami, gdyż według mnie jesteś zjawiskiem literackim, nietypowym. Widzę dla Ciebie perspektywę trudnej pracy, ale i w przyszłości, gdy będziesz pracować, sukcesy, których życzę.
© 2010-2016 by Creative Media
×