Przejdź do komentarzypokonamy ich smrodem
Tekst 13 z 51 ze zbioru: poważne historie
Autor
Gatunekpublicystyka i reportaż
Formaproza
Data dodania2016-03-28
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń2289

POKONAMY ICH SMRODEM.

Spotykam facetów, którzy z nostalgią wspominają pobyt w wojsku. Co kto lubi, co kto lubi… Ja o tym mówię tak: owszem, byłem w syfie. To bardziej adekwatne.

Ludowe Wojsko Polskie, armia, która miała walczyć z siłami NATO, w moich wspomnieniach miała na to szanse, ale nie dzięki sile oręża i wyszkoleniu żołnierzy. Nie wiem, czy to była świadoma, tajna strategia, ale  tak wyszło.

Ćwiczenia, bieganie z bronią i oporządzeniem, przemarsze, szkolenie na pasie taktycznym.  W pełnym oporządzeniu – plecak, broń, saperka, maska przeciwgazowa, bagnet, chlebak ( służący wbrew nazwie do noszenia granatów), to wszystko warzyło około 20 kilo. A jak mi dodali radiostację R107, czyli kolejne 20 kilo, to śmigałem po terenie obciążony 40 kilowym ładunkiem. Nie było jeszcze wówczas mundurów letnich, więc łatwo się domyśleć, że żołnierz był spocony i śmierdział. Tak, można było się umyć nad takim korytem, ale prysznic przysługiwał tylko raz w tygodniu i to o określonej godzinie. I od szczęścia pododdziału zależało, czy akurat trafił na ciepłą wodę, bo takowa bywała w kranach. – a od szczęścia żołnierz zależało to, czy w terminie prysznica nie przydarzała mu się służba Zdarzało się. Przez sześć dni w tygodniu biegiem i w marszu, a w zamian tylko jeden krótki prysznic. A bieliznę do prania też oddawało się raz w tygodniu , w sobotę. I przez następny tydzień łaziło się w tych samych kalesonach – co dzień w tych samych.  Czujecie to?

( I nie myślcie, że to tragiczna jest sytuacja. Służąc w batalionie zaopatrzenia 4 Dywizji Zmechanizowanej, czyli JW. 1375, widziałem żołnierzy Armii Radzieckiej przywożonych do tej jednostki na prysznic. Raz na dwa tygodnie. Ale nie mam pewności, że co dwa tygodnie przywożono  tych samych. Może co dwa tygodnie przywożono tylko część, w nagrodę na przykład. Potęga, no nie?)

Prysznic raz w tygodniu, a na co dzień dostęp, w miarę swobodny, do umywalni – tak, ale tu czai się kolejny problem. Nasz dzielny, broniący socjalizmu, żołnierz dostaje jedną kostkę mydła na miesiąc. I jedną żyletkę. I jedna tubkę pasty do zębów. Pasty raczej wystarczało, ale jedna żyletka i jedna kostka mydła? By myć i golić się codziennie? A tego wymagano. Golenie na początku służby zdarzało się często częściej niż raz dziennie. Bo tego wymagano – do skutku, osiągnięcia pożądanego efektu. Ach, ta kostka mydła służyła również do prania skarpet. Mieszkanie w wieloosobowych salach przy zaniechaniu prania skarpet i pominięcia higieny cielska – domyślcie się, jaki to dawało efekt. Dlatego  takie dostępne zasoby wymuszały twórcze podejście do tematu. Widziałem to będąc uczestnikiem kursu przy sztabie 5 Dywizji Zmechanizowanej: pranie skarpet w paście do zębów. Bo jedna kostka mydła na miesiąc – czy powinna wystarczyć? – dobre sobie. Czujecie to?

Dawano nam jeść, mniejsza o to, co i jak. Wiadomo, co jest tego konsekwencją: jesz więc srasz. Papier toaletowy jakoś nie utrwalił się w mojej pamięci jako element tego krajobrazu. Nie było go. Jak więc sobie radziliśmy? Służąc jeszcze w 11 Złotowskim Pułku Zmechanizowanym, czyli JW. 2849, bardzo mile wspominam dziennik „Żołnierz Wolności”, bynajmniej nie przez wzgląd na zawarte w nim treści. Nie, chodziło o ten kiepskiej jakości papier, na którym był drukowany – po prostu super do tyłu. Gazeta mająca w założeniu służyć indoktrynowaniu żołnierzy doskonale sprawdzała się ucząc już na tym rudymentarnym poziomie trudnej sztuki improwizacji w sytuacji zagrożenia. Nieco gorzej wychodziło z „Przyjaźnią”, drukowaną na śliskim papierze. Ale i w sytuacji tak trudnej żołnierz LWP stawał na wysokości zadania. Kartkę z tej gazety należało kilkakrotnie zmiąć, a następnie rozprostować. I już. A że barwiła przy wycieraniu dupsko? Nic to. Obecny poziom czytelnictwa nie jest w naszym kraju imponująco wysoki, ale wówczas, w tych okolicznościach, głód słowa drukowanego był przeogromny. Czujecie to?

Oczywiście jeśli komuś było mało, to mógł nabyć mydło za swój żołd. Wynosił on wówczas 20 tys. zyli.

Ile to było? Aby codziennie kupić paczkę najtańszych papierosów zbyt mało, a te były tańsze niż dziś. Butelka wódki kosztowała 16 tys. O jedzeniu przez grzeczność nie wspomnę – tym serwowanym na stołówkach w obu jednostkach – więc żeby przetrwać ja wolałem dokupić żarcie. I nie byłem w tym odosobniony. Mielibyśmy więc siłę, by dojść do wrogich nam krajów. A gdybyśmy tam już byli, to bez wątpienia zrobilibyśmy piorunujące wrażenie. Jako śmierdzący nosiciele socjalistycznych idei. Czujecie to?



  Spis treści zbioru
Komentarze (4)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Tak, czuję ;) Ale, co tam! Polski żołnierz potrafi. Nawet z tego LWP, o ile indoktrynerzy od prania mózgów całkowicie nie zlasowali mu tego mózgu po drodze ;-)))

Przyjaźnie :-)))
avatar
Jak sądzę,ci faceci-całkiem dobrze idzie im wywoływanie wojen,pranie brudów i mieszanie w głowach kobiet.Lepiej już założyć chustkę i się zgodzić na co?To pokazuje życie,czasem nic nie warte.
avatar
Obaj moi bracia - jeden starszy ode mnie, drugi młodszy - służyli w LWP. Nigdy nie uskarżali się na brak mydła, papieru toaletowego czy pasty do butów i zębów.

W tamtych parcianych czasach prócz armii dzielni nasi żołnierze mieli zawsze

rodzinę,

a ta ich zawsze wspierała
avatar
Pokonamy ich smrodem

(patrz tytuł)

I na nich nas.amy!
Takim my narodem,
Że maniery mamy!
© 2010-2016 by Creative Media
×