Przejdź do komentarzyKszyk, czyli w oparach absurdu - część 2
Tekst 2 z 4 ze zbioru: Kszyk
Autor
Gatuneksatyra / groteska
Formaproza
Data dodania2017-07-25
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń1552

Detektyw i komisarz dotarli na miejsce, gdzie wyłowiono z rzeki ciało niedoszłego zabójcy. Był ubrany w czarny golf, spodnie tego samego koloru, a na głowie miał kominiarkę.

- Poszedł popływać w ubraniu? Dziwne.

- Podejrzewam, że ktoś wrzucił go do rzeki.

- No tak. Ściągnijcie mu kominiarkę, chcę poznać twarz tego złoczyńcy.

Funkcjonariusze posłusznie wykonali zadanie. Detektyw i komisarz jednocześnie westchnęli.

- To Chińczyk - stwierdził detektyw.

- To mój brat - rzekł komisarz. - Eee... Czemu tak na mnie patrzycie? Moja matka poślubiła czarnoskórego Muzułmanina, dlatego ja jestem biały.

- Zawsze przypominał mi pan Indianina.

- Nieważne. Dlaczego mój brat zaatakował tę biedną kobietę?

- Z jego pamiętnika wynika, że był notorycznym dewiantem seksualnym - powiedział skośnooki blondyn.

- To niczego nie wyjaśnia. Skąd niby miał młot?

- Kupił w sklepie `Wszystko za darmochę`, w którym zresztą pracował. To też było w pamiętniku.

Detektyw zerknął przez ramię policjanta, który akurat zaprezentował znaleziony skoroszyt.

- Dziwne. Ostatni wpis jest wykonany innym długopisem, wyraźnie widać też zmieniony charakter pisma. Ktoś musiał to dodać później.

- Proszę nie komplikować - przerwał komisarz. - Jest tam coś o mnie?

- Tylko tyle: `Ten stary fiut wisi mi pieniądze`.

- To nieprawda! Oddałem mu je pięć lat temu. Co prawda nie było go wtedy w domu, więc zostawiłem sąsiadowi, ale myślałem, że przekazał.

- Widocznie tego nie zrobił.

- Mniejsza o to. Coś znaleźliście? Jakieś tropy?

- Tylko kilka odcisków kopyt saren i łap lisów.

- Rzeczywiście niewiele. To co, kończymy sprawę?

- Nic jeszcze nie zrobiliśmy.

- No tak, szukajcie więc dalej, a ja pójdę coś zjeść.

Komisarz udał się w kierunku pełnych kleszczy krzaków. Ukrył się za nimi, ale po chwili wybiegł z przestrachem. Za nim kroczył wysoki czarnoskóry policjant.

- Dlaczego obsikał mi pan spodnie? - rzucił z wyrzutem.

- Przepraszam, myślałem, że jest pan drzewem.

- Nie jestem.

- Następnym razem będę pamiętał. Co tam z naszym śledztwem?

- Stanęło i się nie rusza.

- Zupełnie jak mój chomik. Kupiłem go żonie, ale zapominała dawać mu jeść.

- Może dlatego, że nie ma pan żony.

- Kompletnie o tym zapomniałem. Tak to jest pracować z wariatami.

- Chyba nie mówi pan o mnie - oburzył się detektyw.

- Nie, o całej reszcie.

- Ale chyba beze mnie? - wtrącił skośnooki blondyn.

- Ani o mnie? - zapytał gdzieś wysoko ponad nimi czarnoskóry policjant.

- Oczywiście, że nie. Kogo dzisiaj nie ma?

- Gilberta.

- Tak, mówiłem o Gilbercie. To on jest wariatem.

- Oj, trzeba mu za to obciąć pensję.

- Tak, nie można tego tolerować. Chyba muszę go wylać. Który to?

- Ten skośnooki Chińczyk.

- Połowa mojego komisariatu to skośnookie Chińczyki.

- To i tak lepiej, niż w sąsiednim mieście. Tam tylko pies policyjny nie jest Arabem.

- O, to może ich pan wszystkich wylać - zasugerował wysoki Afroamerykanin.

- Zgadza się, wyrzucam wszystkich. Nie ma głupiego usprawiedliwiania się, będę nieugięty.

- To niesprawiedliwe. Jestem tylko w połowie Chińczykiem, od pasa w górę - żalił się skośnooki blondyn.

- A ja? Mam robotę do wykonania - powiedział ktoś inny.

- Dobra, dość. Możecie zostać. Kogo dzisiaj nie ma?

- Już mówiłem, że Gilberta.

- To wyrzucę tylko jego. Jestem taki skołowany. Kontynuujmy śledztwo.

- Co mam robić? - zapytał wysoki policjant.

- A co pan dotąd robił?

- Nic.

- To niech pan kontynuuje. A ja z resztą postaramy się złapać zabójcę.

- Przecież mieliśmy iść do domu. Już zamówiłem pizzę.

- A ja prostytutkę na noc. I co z tego?

- Do wieczora jeszcze kilka godzin.

- Mniejsza z tym. Kurczę, nie tak łatwo dopaść tego zabójcę. Powinien kręcić się niedaleko miejsca zbrodni.

- Chciałem zgłosić, że jakiś podejrzany typ kręcił się tutaj, gdy przyjechaliśmy - zameldował jeden z funkcjonariuszy.

- I gdzie teraz jest?

- Złożył zeznanie i wypuściliśmy go.

- Co powiedział?

- Cytuję:` Cha, cha, cha. Jestem zabójcą, nie złapiecie mnie`. O rety, jak to teraz czytam...

- Wypuściłeś groźnego psychola. Pamiętasz chociaż jak wyglądał?

- Miał na twarzy kominiarkę.

- I cię to nie zdziwiło?

- Było zimno. Sam ubrałem się w futro z norek.

- Chwileczkę - wtrącił detektyw. - Ten facet, którego znaleźliśmy miał na twarzy kominiarkę, więc idziemy w złym kierunku. Nie szukamy go, bo już znaleźliśmy.

- W takim razie kogo?

- Tego drugiego zabójcy.

Nagle rozległ się wystrzał i krzyk. Wszyscy rzucili to co mieli w rękach i pobiegli zobaczyć, co się stało.


  Spis treści zbioru
Komentarze (1)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Napisane z polotem, przyjemnie się czyta.
© 2010-2016 by Creative Media
×