Przejdź do komentarzyPolityk i historyk
Tekst 13 z 30 ze zbioru: Bajerrra!
Autor
Gatunekpublicystyka i reportaż
Formaartykuł / esej
Data dodania2018-02-04
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń1616

POLITYK I HISTORYK

Na kolana padam i pokornie proszę: panie Leszku, niech pan da sobie spokój z polityką i niech pan pisze.

Nie akceptowałem tego, co sobą KPN reprezentował – ani przed 1989 ani po – choć, gdy stanąłem przed wyborem w czerwcu tegoż roku, to głos swój oddałem na listę KPN. Nie na PZPR i nie na „Solidarność”, bo KPN wydawał mi się najmniejszym złem. Potem parlamentarna reprezentacja tej partii, a już zwłaszcza jej emanacja w radzie miasta Kielce brzydziły mnie swymi działaniami. A potem przeczytałem „Narodziny międzymorza” i „Wojnę polską 1939”. Rzetelnie, drobiazgowo opowiedziane historie. To pozycje, jakie trudno spotkać w ofercie wydawniczej. I dziwi mnie, że autorzy piszący o tych czasach nie powołują się na Leszka Moczulskiego, bo warto sięgać po jego książki. Sam autor zrozumiał, że „Narodziny międzymorza” to rzecz trudna ( a przede wszystkim mega obszerna) i oto w 2015 otrzymaliśmy jej skróconą, przepisaną na nowo wersję, w przystępniejszym stylu , „Tajemnice wczesnych Słowian”.

Tytuł jest nieco mylący, zawartość nie do końca jest tym, czego się po nim spodziewamy. I co niezwykłe jak na pracę historyczną, otrzymujemy tu oprócz pierwszoplanowej także i drugoplanową intrygę, kto wie, czy nie istotniejszą od opowieści o rzeczonych Słowianach.

Opowieść o tym, jak wyglądały te ziemie od momentu rozpoczęciu migracji germańskich po pojawienie się Słowian jako jednego z europejskich rozgrywających, jest rozpracowana w rzadko spotykany, profesjonalny sposób. Te ikoniczne obrazy jakie najczęściej napotykamy w tym kontekście, Moczulski boleśnie i bezpardonowo negliżuje. Mamy tu więc opisy terenu, na którym rzecz się rozgrywa i dowiadujemy się, czemu Goci poszli tak, a Swebowie inaczej. Żadnych prostych tras, jakie widujemy na mapkach ilustrujących tamtą epokę.  Kto gdzie się osiedlał i, na ile to możliwe, jak wyglądały międzyplemienne interakcje. A także wnikliwą analizę, kto był kim, zamiast mylącego, powszechnie obowiązującego oglądu. Wcześniej tego nie spotkałem, a Moczulski stara się pokazać, że jeśli źródła mówią o plemionach w danym regionie, to nie wszystkie z nich są germańskie. W tej mozaice są i Sarmaci, i Celtowie, i staro europejczycy, zdominowani i współdziałający z odmiennymi kulturowo.

Aby to wszystko opowiedzieć Moczulski opiera się o opisy geografii antycznej tych terenów, analizy lingwistyczne źródeł historycznych i języków, dane archeologiczne, metody obliczania odległości, sposoby wykreślania antycznych map i metody korygowania występujących na nich błędów, bieg cieków wodnych i ówczesny kształt ich ujścia do mórz. Istotna jest też analiza ówczesnych sposobów podróżowania: kto jak pływał i którędy. Źródła historyczne poddane są nie tylko analizie pod kątem zawartości, ale i celu ich sporządzania, co warunkuje ich treść, no i sposobom zbierania danych do nich – a to też wpływa na efekt finalny. Nie byłem tego świadom, ale na przykład jeśli informator pytany o tych zza gór mówi o nich w swym języku per „zagórzanie”, to ta właśnie nazwa jako nazwa własna plemienia  trafia na karty starożytnych map i opracowań. Urocze, prawda? A dziś wielokrotnie ci „zagórzanie” są odmieniani i ustawiani w najbardziej zadziwiających interpretacjach.

„Tajemnice” to także znaczący wywód na temat tych źródeł – czemu warto się na nich opierać i z jakimi zastrzeżeniami. Ich dzisiejsze odczytania i wyciągane z nich wnioski to ta drugoplanowa intryga. Autor wylicza mielizny kolegów po fachu. Gdzie ich tezy opierają się na niczym, na myśleniu życzeniowym, a gdzie na błędnym odczytaniu. Jednak gdy autor zaczyna pisać o wschodzie słowiańszczyzny robi się nieco słabiej, bo pojawiają się argumenty typu „na pewno” z lichym uzasadnieniem. To jednak tylko detal, zauważalny, ale niewiele znaczący dla wymowy całej pracy.

„Tajemnice wczesnych Słowian” przeczytać warto nie tylko dla tego bogatego materiału faktograficznego, ale i dla konkluzji, jakie autor z niego wyprowadza. Te zaś są dwie i wynikają z siebie wzajem.  W związku z tym, że wędrówki ludów ze względów logistycznych omijały tereny u źródeł Odry i Wisły, to wykazująca tu ciągłość osadniczą ludność  mogła rozwijać się względnie spokojnie, wchłaniać niewielkie grupy, które się tu zabłąkały, by około IVw n.e, eksplodować demograficznie i podjąć odśrodkową ekspansję terytorialną. Tak, Moczulski mówi, że to tu był słowiański matecznik.  Druga myśl, której ślady odnaleźć można już było w jego aktywności politycznej, to rozwój rodzimej gospodarki. Gdy od III w n.e. Germanie przerywają szlak bursztynowy i region nasz traci kontakty handlowe, zostajemy sami sobie, to umożliwia to takie urośnięcie w siłę, przy wykształceniu specyficznych, predemokratycznych form bytowania, że po demograficznej eksplozji Słowianie opanowują pół Europy. Piękne – aż serce rośnie.

Mimo skomplikowanej problematyki rzecz napisana lekko i trudno się od lektury oderwać. Są i figliki, jak ta zagadka ze strony 188.

A jako, że Moczulski zagłębia się w lingwistykę, to wspomina o tym, że wiele nazw zostało narzuconych i tak długo powtarzanych, aż się przyjęły i uznane za własne, jak „germanie”. I że byli Longobardowie, Swebowie, ale nie było tak naprawdę Germanów. Tak jak i Niemców, choć Słowianie ( czyli mniej więcej swojacy, bo mówiący po naszemu) niemców spotykali – tych wszystkich, którzy nie gadali po naszemu. I dopiero z czasem pojęcie to zawęziło swe znaczenie.

  Spis treści zbioru
Komentarze (3)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Słowiańszczyzna - to bardzo szeroki etnograficznie temat obejmujący terytorialnie ziemie od Łaby na zachodzie po Ural na wschodzie i Bałkany na południu razem dobre pół Europy, jak nie więcej. Potencjał demograficzny, kulturowy i religijny tego bardzo zróżnicowanego świata w swojej dynamice musi budzić respekt tym bardziej, że ekonomicznie był to region przez całe wieki zawłaszczany przez cywilizacyjnie potężniejszych sąsiadów. Że jako Słowianie przetrwaliśmy do dzisiaj, mamy dowód, iż są to narody o wielkiej sile witalnej i potężnych zdolnościach adaptacyjnych. Etruskowie wyginęli, zniknęli Prusowie i Jaćwingowie, nie ma żywych nosicieli łaciny, którą posługuje się dzisiaj wyłącznie nauka, w tym światowa medycyna. My - żyjemy.
avatar
Ja akurat nie jestem Słowianinem, tylko staroeuropejczykiem i bliżej mi do wspomnianych Etrusków, czy też Basków.
avatar
Dawno, dawno temu czytałem "Kulturę Ludową Słowian" Kazimierza Moszyńskiego, a i teraz do KLS czasem zaglądam. Polecam zainteresowanym kulturą Słowian i nie tylko. W tomie poświęconym kulturze materialnej można zobaczyć mapy zasięgu różnych wytworów (narzędzia,sprzęty...). Nauka wynika z tych mapek jedna, przedmioty nie mają narodowości, a archeologia prehistoryczna, powinna unikać opowieści plemionach, czy narodach.

Nie ma Prusów i Jaćwingów, ale są Litwini i Łotysze, też Bałtowie. Po Słowianach żyjących na zachód od Odry pozostała tylko garstka Serbołużyczan, na Pomorzu ostali się tylko Kaszubi, a to dzięki prznależności do polskiej prowincji kościelnej i kilkustet lat w granicach państwa polskiego (w dużej części szlachta).

Nie ma nosicieli łaciny, ale są setki milionów ludzi mówiących językami romańskimi. :)
© 2010-2016 by Creative Media
×