Przejdź do komentarzyMichaił Sałtykow-Ssiedrin - Ród Gołowliowych. Rozdział 2 - Jak to w rodzinie/19
Tekst 138 z 253 ze zbioru: Tłumaczenia na nasze
Autor
Gatunekobyczajowe
Formaproza
Data dodania2019-04-17
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń1297

- I ty, przyjacielu, będziesz widział, i wszyscy zobaczą, a dusza zmarłego uraduje się. A może TAM i dla ciebie co wybłaga! Nawet się tego nie spodziewasz - a tu szczęście bóg tobie ześle!


Bardzo możliwe, że w ocenie zalet nieboszczyka Pawła Władimiricza w sposób niejasny miało swój udział również zwykłe porównanie - Judaszka w całej okolicy nie lubiano. Nie dlatego, że nie można było go uniknąć czy wyminąć, ale tak strasznie lubił głupstwa, tak naprzykrzał się ludziom i ich czepiał. Nawet ziemię w arendę rzadko kto decydował się brać u niego, bo chociaż ten, co prawda, ci może jakiś kawałek i wydzierżawi, to za każdy dodatkowo zaorany centymetr, za każdą minutę spóźnienia w spłacie należności natychmiast po sądach zacznie włóczyć. Wielu swoim sąsiadom z Gołowliowa w ten sposób zszargał opinię, samemu nic nie wskórawszy (pieniactwo jego wszędzie tak znano, że sędziowie często, nie czytając, jego pozwy uchylali), wielu też jednak zrujnował procesami i odciąganiem od pilnych robót w polu i obejściu. *Nie kupuj posiadłości, kupuj sąsiada* - głosi przysłowie - wszyscy zaś dobrze wiedzieli, jaki to z Krwiopijcy sąsiad. Co z tego, że sędzia uzna ciebie za niewinnego, skoro ten samymi swymi żądaniami i szatańskim nękaniem ciebie zamęczy. A że złość - a nawet nie tyle złość, co moralne skostnienie, pokryte fałszem - zawsze napełnia nas jakimś zabobonnym lękiem, to nowi *sąsiedzi* (Judaszek bardzo przyjemnie nazywa ich *najmilszymi sąsiadami*) bojaźliwie kłaniali się w pas, przechodząc obok Gołowliowa, który cały w czarnej żałobie stał właśnie przy zwłokach brata ze złożonymi do modlitwy dłońmi i wzniesionym do nieba okiem.


Dopóki nieboszczyk leżał w domu, wszyscy chodzili na paluszkach, zaglądali do jadalni (tam właśnie na stole ustawiono trumnę), kiwali smętnie głowami i mówili półgłosem. Judaszek grał ledwie żywego, powłóczył nogami w korytarzu, zachodził do *umiłowanego zmarłego*, rozczulał się, poprawiał na trumnie przybranie i poszeptywał z komisarzem policji, który sporządzał stosowne opisy i przystawiał swoje pieczęci. Pietieńka i Wołodieńka krzątali się nieopodal, stawiali i zapalali kolejne świece, podawali kadzidło itp. Aniusia i Liubusia płakały i przez łzy cienkimi głosami wspierały chór diaczków w ich żałobnych pieniach. Kobiety z czeladnej, całe w czarnych kalikotowych sukniach, ucierały fartuchem zaczerwienione od płaczu nosy.


Kiedy tylko nastąpiła śmierć Pawła, matka poszła do swego pokoju i zamknęła drzwi na klucz. Nie do łez jej teraz było, wiedziała bowiem, że natychmiast musi podjąć jakieś stanowcze kroki. Pozostawać dłużej w Dubrowinie ani myślała... *za nic w świecie!* - a zatem czekało tylko jedno: wyjechać z panienkami do Pogoriełki, do mająteczku sierot, tego samego, który niegdyś stanowił *ogryzek*, wyrzucony niegodnej córce, Annie Władimirownej. Podjąwszy takie postanowienie, starsza pani poczuła ulgę, jakby Judaszek raptem i na zawsze utracił nad nią wszelką władzę. Spokojnie przeliczyła 5-procentowe papiery (kapitał, okazało się, wynosił w sumie: swój - 15 tysięcy i tyleż samo - sierocy, przez nią przez lata zaoszczędzony) i równie spokojnie podsumowała, ile trzeba teraz z tego wydać na doprowadzenie do porządku opuszczonej sadyby w Pogoriełce. Po czym niezwłocznie posłała po tamtejszego zarządcę, wydała mu polecenia co do najmu cieśli a także wozaków z Dubrowina dla przeprowadzki jej oraz wnuczek rzeczy. Kazała przygotować powóz (w powozowni Pawła stał też jej  w ł a s ny, i miała na to  p a p i e r y, że jest jego właścicielką) - i zaczęła się pakować. Do Judaszka nie czuła ni nienawiści, ni sympatii: czuła tylko wstręt do jakiegokolwiek z nim kontaktu. Przez te trzy dni przed pogrzebem nawet jadła teraz niechętnie i mało, bo musiała odtąd jeść nie z Pawła, a z Pijawki miski. Kilka razy jedyny już syn pukał do jej pokoju, żeby pogwarzyć z miłym przyjacielem mamunią (doskonale rozumiał jej przygotowania do odjazdu, lecz udawał, że nic o niczym nie wie), jednak matka nie wpuszczała go.


- Idź sobie, kochanku, idź! - mówiła przez drzwi. - Nie mam czasu.


Po trzech dniach wszystko było gotowe do przeprowadzki. Wystali się na mszy żałobnej, odśpiewali pieśni, i Pawła Władimirycza pochowano. Wszystko odbyło się dokładnie tak, jak to sobie Arina Pietrowna wyobrażała tego dnia, kiedy Krwiopijca przyjechał z synami do Dubrowina. Dokładnie w ten sam sposób krzyknął: *Żegnaj, bracie!* kiedy spuszczano trumnę do grobu, i tak samo w ślad za tym zwrócił się do stojącej za nim Ulituszki i śpiesznie powiedział:


- Kutię! nie zapomnijcie wziąć kutię! i w jadalni na czyściutkim obrusiku postawcie... toż w domu też braciszka musimy wspomnieć!

  Spis treści zbioru
Komentarze (5)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Emilio, może by Ciebie posłać do psychologa?
To nie jest normalne żeby tłumaczyć takie nudy. Ten świat ruskiej bajki opartej na gusłach i lękach przecież nie istnieje. Pora by było się z tym zmierzyć na platformie autorefleksji.
avatar
Z ogólnie dostępnych danych za rok 2018 wynika, że w Polsce jest dzisiaj ponad 9 mln - w różnym wieku czyli od przedszkola po trumnę - rodaków z co najmniej JEDNYM problemem z zakresu psychiatrii. Spróbujmy teraz ustalić, kto z nas ma żółte papiery i się leczy, a kto jeszcze tego nie spróbował.

Twórczość Sałtykowa-Ssiedrina jest znana na całym świecie. Nie widzę powodu, by u nas tego nie publikować tylko dlatego, że akurat w naszym kraju nikt tego nie tłumaczy
avatar
Na przełomie minionych dwóch ostatnich stuleci wielcy i utytułowani, ze świecznika rodzimej nauki i kultury Polacy czytywali Sałtykowa-Ssiedrina w oryginale, i to nazwisko jeszcze przed wojną naprawdę istniało w zbiorowej świadomości i krwioobiegu naszej rodzimej inteligencji.
avatar
Emilio, nie przejmuj się i tłumacz dalej. Twoja praca jest godna pochwały. Może kiedyś dzieci albo wnuki Arcydzieła sięgną po tę ciekawą rosyjską literaturę.
Jak można w ogóle takie słowa napisać? Arcydzieło, powinieneś pójść do kąta i się wstydzić. ;)
Pozdrawiam!
avatar
Problem tkwi głębiej. Głębiej niż pierwsze pokłady gleby.
Mogłabyś przynajmniej tego trenu nie kolportować.
A co do stawiania po kątach, to w szkole, za takie uwagi, nauczyciele musieli stawać do raportu przed samym Ojzonem Mauszulewskim.
© 2010-2016 by Creative Media
×