Autor | |
Gatunek | obyczajowe |
Forma | proza |
Data dodania | 2019-04-17 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 1332 |
- A wy wciąż język paskudzicie! - raptem rozległo się w drzwiach
Wśród śmiechu i rozmów nikt nie usłyszał, jak podkradł się Judaszek *jak ten cieć nocą*. Cały we łzach, głowa pochylona, twarz blada, rączki złożone do pacierza, wargi coś szepczą. Czas jakiś szuka oczyma ikony, wreszcie ją znajduje i przez dobrą chwilę wznosi swoje modły.
- Źle z nim! ach, jak źle! - woła w końcu, obejmując miłego przyjaciela mamunię.
- Czyżby aż tak?
- Bardzo - bardzo kiepski, gołąbeczko... a pamiętacie, jaki to kiedyś był zuch!
- No, żeby aż zuch... jakoś sobie nie przypominam!
- Ach, mamuniu, nie powiadajcie! Paweł zawsze... jak teraz go widzę, jak tylko wyszedł z korpusu w Petersburgu: przystojny taki, bary szerokie, cera krew z mlekiem. Tak, tak! Tak było, mój przyjacielu, mamuniu! Wszyscyśmy dzieci boga! Dziś i zdrowi, i silni, i żyć się chce i z życia korzystać, i słodyczy zakosztować, a jutro... - machnął ręką i się rozrzewnił.
- Porozmawiał chociaż?
- Mało, gołąbko; tyle tylko: żegnaj, bracie! Toż on przecież czuje! Wie, że z nim źle!
- I ty poczujesz, jak pierś ci mało nie pęknie!
- Nie, mamuniu, ja nie o tym. Mówię o przeczuciu; zdolność przewidywania, jest dana, powiadają, od kołyski; ten co umiera - zawsze to czuje wcześniej. Pociecha ta nie jest dana jedynie wielkim grzesznikom.
- No-no! o *rozporządzeniu* coś wspominał?
- Nie, mamuniu. Chciał coś powiedzieć, alem go powstrzymał. Nie, mówię, nie ma co o tym rozprawiać. Co mi tam, bracie, z łaski swojej zostawisz, ja ze wszystkiego rad będę, a jak wcale i nic nie dasz - i tak będę się za ciebie modlił! A tak chce jeszcze żyć, mamuniu! Tak chce! Tak pragnie!
- Każdy żyć chciałby!
- Nie, mamuniu, na przykład ja o sobie powiem. Jeżeli bóg zechce powołać mnie do siebie - choćby zaraz jestem gotów!
- No, dobrze, jeśli do boga - co jednak, jak do czarta trafisz?
W takim duchu toczy się rozmowa aż do obiadu, w jego trakcie i po obiedzie. Starsza pani aż w krześle nie może usiedzieć z niecierpliwości. W miarę jak Judaszek tak wciąż ględzi i ględzi, coraz częściej wraca do niej pomysł: a co, jak go przeklnę? Porfiszka jednak nawet nie podejrzewa, jaka burza wrze w matczynym sercu; syn patrzy tak jasno i wciąż pomaleńku, lekuteńko piłuje miłego przyjaciela, mamunię, beznadziejnym swoim marudzeniem.
*Przeklnę! przeklnę! przeklnę!* - coraz bardziej zdecydowanie w duchu powtarza Arina Pietrowna.
W pokojach pachnie kadzidłem, w domu rozlega się przeciągły chóralny śpiew, drzwi rozwarte na oścież, i ci, co chcą pokłonić się nieboszczykowi, przychodzą i kolejno odchodzą. Za życia nikt nie zwracał na Pawła Władimirycza żadnej uwagi, dopiero kiedy umarł, wszystkim zrobiło się żal. Wspominano, że *nikogo nie ukrzywdził*, *nikomu złego słowa nie powiedział*, *na nikogo koso nie spojrzał*. Wszystkie te cechy, dawniej uznawane za jego wady, obecnie wydawały się zaletami, i z niejasnych strzępów zwykłego pogrzebowego pustosłowia wyłaniał się obraz prawdziwie *dobrego pana*. Wielu czuło skruchę, wielu rozumiało, że często wykorzystywano naiwność nieboszczyka ze szkodą dla niego - ale któż to wtedy mógł wiedzieć, że tej naiwności tak szybki kres nastąpi? Żyła sobie prostota, żyła, myśleli, że wieki przetrwa, a ta raptem... Gdyby zaś nadal była wśród nas - i dzisiaj byśmy jej do wiwatu dali: nuże, prostoto! do galopu! Co się na toto oglądać! Jakiś kmiotek przyniósł Pijawce trzy ruble ze słowami:
- Dług-em miał u nieboszczyka Pawła Władimirycza. Nijakiego zapisu między nami nie było. To żem przyniós!
Judaszek wziął pieniądze, chłopka pochwalił i powiedział, że trzy te jego ruble na kaganek wyda ku pamięci *niegasnącej*.