Przejdź do komentarzyM. Sałtykow-Ssiedrin - Ród Gołowliowych, rozdz. III - Bilans rodzinny/14
Tekst 155 z 253 ze zbioru: Tłumaczenia na nasze
Autor
Gatunekobyczajowe
Formaproza
Data dodania2019-05-08
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń1352

Pietieńka mówił niewiele. Na wszelkie ojca okrzyki: co za niespodzianka!, aleś, bracie, tatunia ucieszył!, a ja tu siedzę i myślę, kiego diabła, Panie przebacz, po nocy  tu do nas niesie? - a to syn! itd. - na to wszystko odpowiadał albo milczeniem, albo wymuszonym bladym uśmiechem. A na pytanie: - i jak to raptem przyszło ci to do głowy? - odparł nawet serdecznie: - a tak jakoś wpadło, tom i przyjechał.


- Oj, dziękuję ci! dziękuję! przypomniałeś ojca sobie! uradowałeś! Pewnie i o babci-staruszce pamiętałeś?

- O babci też.

- Czekaj! a może i o rocznicy brata żeś pamiętał?

- Tak, o tym również.


W takim duchu toczyła się rozmowa dobre pół godziny, tak że nijak nie można było wyczuć, czy istotnie jest tak, jak mówi Pietieńka, czy też to wszystko tylko po to, byle zbyć temat. Dlatego, jakkolwiek Judaszek był wyjątkowo odporny na synowski chłód swoich dzieci, w końcu nie ścierpiał tego i zauważył:


- Aleś ty, bracie, niemiły! Nie można powiedzieć - cóż za uprzejmość!


Gdybyż to Pietieńka choć raz w tym momencie przyjął te uwagi potulnie, a jeszcze lepiej pocałował tatunia w rączkę i rzekł: - wybaczcie, tatku kochany! przecie ja prosto z dalekiej drogi, zmęczony jestem! - wszystko skończyłoby się szczęśliwie. Syn jednak postąpił całkiem niewdzięcznie.


- Jestem, jaki jestem! - odparł tak ordynarnym tonem, jakby chciał powiedzieć: - ależ odczep się ode mnie, bądź, chłopie, łaskaw!


Porfiry Władimirycz wtedy poczuł taki ból, taki ból, że nie potrafił już tego zmilczeć.


- Jakżem się o was troszczył, zda się! - zawołał z goryczą, - nawet dzisiaj siedzisz, a wciąż tylko deliberujesz, jakby tu najlepiej i najskładniej wszystko tak urządzić, żeby każdemu było i milutko, i wygodniutko, bez biedy i nieszczęścia... A wy ciągle ode mnie uciekacie i uciekacie!

- Jacy - *wy*?

- A ty... a i też nieboszczyk Wołodieńka, Panie świeć nad jego duszą... też był taki sam...

- Cóż! Jestem wam bardzo wdzięczny!

- Żadnej ja od was wdzięczności nie widzę! Ni wdzięczności, ni łaskawości - niczego!

- Charakter już taki niełaskawy - to wszystko. A co to wy tak ciągle w liczbie mnogiej? jeden już umarł...

- Tak, umarł, bóg go pokarał. Bóg karze dzieci niepokorne. Ja jednak o nim pamiętam. Krnąbrny był, lecz ja go wspominam. Jutro, np., nabożeństwo żałobne odsłużymy i wypominki*). Skrzywdził mnie, ale ja pamiętam o swojej powinności. Bożeż ty mój! cóż to się dzisiaj na tym świecie wyprawia! Przyjechał syn do ojca i już od pierwszych słów powarkuje! Czyż tak żeśmy kiedyś postępowali! Bywało, jedziesz do Gołowliowa i już na 30 wiorst**) przed domem wciąż sobie wkołomacieju powtarzasz: wspomnij, Panie, króla Dawida i całą jego pokorę! Przecie mamunia tu siedzi - żywy człowiek - to ci powie! Dzisiaj zaś... nie pojmuję! nie pojmuję!

- Ja też nie pojmuję. Przyjechałem spokojnie, przywitałem z wszystkimi, w rączkę was pocałowałem, teraz siedzę, herbatę piję, a dacie kolację - to ją zjem. O co te krzyki?


Arina Pietrowna siedzi w swoim fotelu i uważnie się przysłuchuje. I ma wrażenie, że słyszy znowu tę samą znaną śpiewkę, która już dawno nie wiedzieć kiedy się zaczęła. Niby ją skończono na wieki, a ta nagle weźmie i powróci, otworzy się jak książka na jednej i tej samej zawsze stronie. Staruszka wszak wie, że podobne *spotkanie* między ojcem a synem niczego dobrego nie wróży, i dlatego uważa za swój obowiązek wmieszać się do ich kłótni i rzec coś pojednawczego.


- No-no, koguty! - mówi, starając się swemu pouczeniu nadać żartobliwy kpiarski ton. - Dopiero co się zobaczyli, już bijatyka! Jak to na siebie skaczą, jak naskakują! Tylko patrzeć, jak pierze poleci! Ach-ach-ach, jakie nieszczęście! A wy, zuchy, usiądźcie sobie spokojniutko i pogadajcie, jak się należy, a ja, stara babka, niech posłucham i waszym widokiem nacieszę! Ty, Pietieńka, ustąp! Ojcu, mój drogi, zawsze trzeba ustąpić, bo to ojciec! Jeśli czasem i wyda się tobie co gorzkie, przełknij to z gotowością i pokorą a szacunkiem, boś ty syn! Ty zaś, Porfiry Władimiryczu, bądźżeż wyrozumiały! Toż to twój jedyny syn, człowiek młody, rozpieszczony. Przecie od stacji wiorst 75 przejechał w tym zimnie po bezdrożu, wybojach i zaspach: i zmęczył się, i przemarzł, i pewnie chciałby już pospać! Widzisz, herbatkę już wypiliśmy, każ kolację podawać, i idziemy lulu! Tak już jest, drodzy moi! Rozejdziemy się do swoich pokojów, pomodlimy, a tu i nerwy same przeszły. I wszystkie nasze złe myśli - wszystko bóg odegna we śnie! Jutro zaś wcześnie wstaniemy i pomodlimy za nieboszczyka Wołodieńkę. Odsłużymy mszę, odprawimy wypominki, a później, jak wrócimy, spokojnie pogadamy. I każdy, już odpocząwszy, o swoich sprawach wedle porządku, jak się należy, opowie. Ty, Pietieńka, o Petersburgu, a ty, Porfiry, o swoim wiejskim życiu. Teraz zaś zjemy wieczerzę - i z bogiem, spać!


............................................................


*) wypominki - jeden ze sposobów modlitewnego wyrażania pamięci o zmarłych;

**) wiorsta - odcinek drogi nieco ponad kilometr długości

  Spis treści zbioru
Komentarze (2)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Dziękuję za kolejne tłumaczenie. To były czasy... Ludzie żyli ze sobą, nie obok siebie, jak dzisiaj.
avatar
Podzielam zdanie szanownej kolezanki,poprzedniczki...
Pozdrawiam Panią tłumaczkę...
© 2010-2016 by Creative Media
×