Przejdź do komentarzyM. Sałtykow-Ssiedrin - Ród Gołowliowych, rozdz. IV - Siostrzeniczka/3
Tekst 165 z 253 ze zbioru: Tłumaczenia na nasze
Autor
Gatunekobyczajowe
Formaproza
Data dodania2019-05-17
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń1349

/Judaszek/ Ze zwykłym sobie zaaferowaniem pogrążył się w otchłań drobiazgów, towarzyszących pogrzebowi. Przez całe rytualne 40 dni brał udział w codziennych nabożeństwach żałobnych, zamawiał modlitwy ku pamięci zmarłej, wiódł z popem spory, szurał nogami, chodząc z pokoju do pokoju, zaglądał do jadalni, gdzie leżała nieboszczka, żegnał się krzyżem świętym, wznosił oczy do nieba, wstawał po nocach, bezszelestnie podchodził do drzwi i wsłuchiwał w monotonne śpiewy psalmisty itp. Przy tym był mile zdziwiony, że z powodu tej śmierci nawet się nie wykosztował, ponieważ Arina Pietrowna jeszcze za życia odłożyła pieniądze na swój pochówek, szczegółowo bardzo rozdysponowawszy, ile i na co należy wydać.


Po powrocie z cmentarza Porfiry Władimirycz niezwłocznie zajął się przeprowadzeniem rozeznania co do faktycznej sytuacji finansowej matki. Przeglądając jej papiery, znalazł może z dziesięć testamentów (w jednym z nich nazwała go *arogantem*) , lecz wszystkie one były napisane, jeszcze kiedy była samowładną panią, i leżały one w brudnopisie, w formie tylko projektów. Dlatego Judaszek wielce się kontentował, że nic nie musi zamydlać, ogłaszając siebie jedynym prawowitym spadkobiercą pozostałego po zmarłej majątku. A składał się on z kapitału rzędu 15 tysięcy rubli oraz skąpych ruchomości, w liczbie których był też znany nam powóz, co to omalże stał się kością niezgody między nim a mamunią.


Staruszka starannie oddzielała własne finanse od rachunków z tytułu opieki nad wnuczkami, więc od razu można było poznać, co należy do niej, a co - do sierotek. Pijawka natychmiast, gdzie trzeba, poinformował, że jest jedynym dziedzicem, papiery obu siostrzenic zapieczętował, rozdał służbie ubogą matczyną garderobę; powóz i dwie krowy, które według danych Ariny Pietrownej wciągnięte były do rubryki *moje*, odesłał do Gołowliowa, po czym, odsłużywszy ostatnią mszę żałobną, wrócił do swojej posiadłości.


- Oczekujcie teraz właścicielek. - mówił ludziom, którzy zebrali się w sieni, by go odprowadzić, - Przyjadą - prosimy bardzo! nie przyjadą - to jak sobie chcą! Ja ze swej strony zrobiłem już wszystko; rachunki sierot doprowadziłem do porządku, niczego nie skrywałem, nie zataiłem - wszystko na waszych oczach było. Kapitał, jaki zostawiła mamunia, należy do mnie - zgodnie z prawem. Być może coś niecoś z mojego nawet tutaj *zostało* - ha, trudno! sierotkom sam bóg nakazywał pomagać! Żal mamuni! dobra była staruszka! zapobiegliwa! I o was, o służbę też się zatroszczyła, przyodziewy swoje zostawiła! Ach, mamuniu, mamuniu! niedobrze, gołąbeczko, żeście nas osierocili! Ale skoro bogu to w wygodę, trzeba jego świętej woli poddać się w pokorze! Byleby tylko jego duszy było miło, a o nas... cóż nawet o tym myśleć!


Za tą mogiłą następowała już kolejna.


Do historii z ostatnim synem Porfiry Władimirycz odniósł się dziwacznie. Gazet nie czytał, z nikim nie korespondował, więc nie mógł mieć żadnej wiedzy o procesie sądowym, w jakim jego Pietieńka figurował. W ogóle był to człowiek, co jak ognia unikał wszelkich zmartwień czy kłopotów i który po uszy pogrążył się w odmęty błahostek najpaskudniejszej dbałości wyłącznie o siebie samego. Podobna egzystencja w efekcie finalnym nigdzie i w niczym nie pozostawia po sobie najmniejszego śladu. Ludzi takich wystarczająco wiele na świecie, i wszyscy oni żyją osobno, nie potrafiąc i nie pragnąc przytulić się do niczego i do nikogo, ani wiedząc, co ich czeka za najbliższym rogiem. W końcu pryskają, jak te bańki deszczu w kałuży. Przyjaciół żadnych nie mają, bo dla przyjaźni niezbędna jest wspólnota jakichś zainteresowań; nie mają też kontaktów praktycznych, ponieważ nawet w pozbawionych życia urzędach i biurach wykazują jakąś zupełnie nie do zniesienia martwotę. 30 lat z górą tłukł się i przemykał po labiryncie swego departamentu Porfiry Władimirycz; gdy któregoś pięknego poranka zniknął - nikt nawet tego nie zauważył. Dlatego właśnie o tragicznym losie jedynego już syna dowiedział się jako ostatni, gdy wieść o tym rozniosła się nawet pomiędzy służbą. Lecz także wówczas udał, że nic o niczym nie wie, i, kiedy Jewpraksiejuszka z rozpędu raz wspomniała o Pietieńce, ten zamachał na nią rękoma i krzyknął:


- Nie, nie, nie! nie wiem nic i nic nie słyszałem - i słuchać nie chcę! Nie chcę znać jego paskudztw!


Mimo to jednak w końcu MUSIAŁ się dowiedzieć. Przyszedł list, w którym syn powiadamiał go o swojej rychłej deportacji na zesłanie do jednej z oddalonych guberni i przy okazji pytał, czy tatunio będzie mu nadal wysyłał pieniądze, teraz, kiedy już wyrusza na katorgę. Dzień cały Porfiry Władimirycz znajdował się w widocznej rozterce, snuł się z pokoju do pokoju, zaglądał do kaplicy, czynił znaki krzyża i wzdychał. Na wieczór wszak uporał się ze sobą i napisał tak:


*Wyrodny synu Piotrze! Jako wierny carski poddany, zobowiązany czczić prawo, nie powinienem nawet na Twój list odpowiadać. Ale jako ojciec i zwykły słaby człowiek, powodowany współczuciem, nie mogę odmówić pożytecznej rady dziecięciu, które z własnej winy pogrążyło się w otchłani zła. Tak więc oto pokrótce moje zdanie na ten temat: kara, jakiej podlegasz, jest ciężka, lecz w pełni przez Ciebie zasłużona - taka jest pierwsza i najgłówniejsza myśl, jaka odtąd powinna Ci zawsze towarzyszyć w Twoim nowym życiu. Pozostałe zaś zachcianki, a nawet o nich wspomnienia winieneś porzucić, albowiem w Twoim położeniu wszystko to mogłoby jedynie rozdrażniać i budzić bunt. Zakosztowałeś już gorzkich owoców pychy, spróbuj też posmakować kwasu pokory, tym bardziej, że nic innego w przyszłości was tam nie czeka.

  Spis treści zbioru
Komentarze (4)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Dziękuję za kolejne tłumaczenie. Ciekawi mnie, czy Ty tak na bieżąco tłumaczysz, czy już wcześniej miałaś te tłumaczenia przygotowane?
avatar
"Ród Gołowliowych" tłumaczyłam w latach 90.tych, ale powieść leżała u mnie w domu już całe dziesięciolecia wcześniej, i wracałam do niej po wielekroć, wciąż od nowa... To działa jak narkotyk.

Patrzenie na świat oczami kolejnych bohaterów - członków tej rodziny (a taka jest chronologia wszystkich tutaj pogrzebów i taka też konstrukcja tej książki) - pomaga widzieć jak pod mikroskopem całą złożoność duszy ludzkiej... która schodzi na naszych oczach nieuchronnie na manowce... i zawsze nogami do przodu
avatar
Z ludzkim losem tak było i będzie... zawsze nogami do przodu. I to jest jedyna sprawiedliwość na tym świecie.
Dziękuję za odpowiedź i pozdrawiam. :)
avatar
Dzięki Emilio, za kolejne wrażenia z magicznej wręcz, krainy
Gołowliowych...
© 2010-2016 by Creative Media
×