Przejdź do komentarzyChiński Żyd cz.2
Tekst 4 z 27 ze zbioru: Nie nieprawda
Autor
Gatunekobyczajowe
Formaproza
Data dodania2019-11-16
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń968

Otwierając tą firmę potrzebował wykwalifikowanego hydraulika. Traf zrządził, że spotkał Andrzeja, kolegę ze szkolnej ławy. Andrzej miał firmę hydrauliczną. Propozycja jest prosta: wyrejestruj firmę i przyjdź pracować u mnie, a po kilku miesiącach będziesz miał  tak, o tak ( czyli super zarobki). I Andrzej to zrobił. Kiedy Andrzej zrozumiał w co się wpakował zastosował najprostszą technologię: obstrukcja. I prezes Stanisław Drogosz – to nie jest człowiek głupi, ale zły – przyszedł do nas z ofertą za plecami Andrzeja: nie macie jakiegoś znajomego hydraulika, który szuka pracy? Ja żadnego swojego  znajomego nie wpakowałbym w takie szambo, więc nikogo takiego nie znałem.

Przez jakiś czas Andrzej wykazywał dobrą wolę. Znosił mu faktury, których sam nie był już w stanie oficjalnie skonsumować, licząc na to, że Drogosz podzieli się z nim odzyskanym VAT –em. Ale Drogosz nie miał takiej funkcji jak dzielenie się w swoim oprogramowaniu. On potrafił tylko garnąć pod siebie. Andrzej wkrótce to zrozumiał, choć dziwi mnie to, że znając go dłużej niż my tyle czasu na tą konstatację poświęcił. I dał sobie spokój z jeszcze jednym sposobem tuczenia naszego socjopatycznego prezesa.

Kiedy mnie kończyła się ostatnia umowa u Drogosza, Andrzej wciąż tam pracował . Zarejestrowany jako wysoko wykwalifikowany pracownik zatrudniony za najniższą krajową.

I zięć Mirosław, swoją drogą rozsądny młody człowiek, którego ,że tak powiem, chuj poprowadził do zguby i wżenił się w tą patologiczną rodzinę, a potem, będąc już pracownikiem Stanisława  też stosował obstrukcję tylko inaczej, bardziej aksamitnie, skoro był nieźle opłacany.


Bo Stanisław Drogosz  zachowywał się jak mentalny pedofil. Mirka wykorzystywał, kiedy mógł – w końcu to tylko zięć. Ale w relacjach z nami, obcymi, nie z rodziny też widziałem ten schemat: słaby i uległy wobec silnych, ale silny i władczy, gdy spotykał słabych. Hołubił synka, Huberta, ale to jak traktował zięcia, Mirka, widziałem tak, że traktował swoją córkę jako gorsze dziecko. Wycofywał się, kiedy czuł opór i spotykał racjonalne argumenty. A wyłażący tu i tam sentyment do feudalizmu, gdzie pan jest panem, a poddany uległy wciąż i wciąż łechtał jego ego. Andrzej był potrzebny, ale skoro ukazał swoją sromotę i często chodził po zaliczki, to pokazał swoją słabość, więc … Z Andrzeja się śmiejemy, z Andrzeja się nabijamy. Nie dawałem się w to wkręcać, ale to cały czas było jak ustalanie hierarchii w stadzie pawianów.

Że pączki wszyscy dostają w tłusty czwartek? I śledzie są dla wszystkich przed wigilią? A może wolelibyśmy uczciwie zapłacone – i na pasku, nie spod stołu – za to co trzeba zostać, bo nie ma kto tego zrobić? A poza tym, z dobrej woli, te pączki i te śledzie też, bo tego wymaga kultura, ale to przecież i tak idzie na fakturę, w koszta, i tak dalej.


Opowiadałem wam o tym jak to prezes ze swym szwagrem Zygmuntem pili wódkę, przyszedł do nich głodny, proszący o jedzenie kot, oni nakarmili go sznurkiem z szynki, a potem kot ze sznurkiem w żołądku, którego nie mógł strawić, zmarł? Opowiadałem, tylko innym razem. Bawiąc się w ten sposób Stanisław i Zygmunt mieli prawie po 60 lat.

Całe szczęście, że ja jestem człowiekiem i mnie nie dało się zbyć takim sznurkiem od szynki.


To nie jest trudna historia: obsługa kotła węglowego, pompowni i stacji uzdatniania wody. Trzeba tylko chcieć się tego nauczyć. Niewiele wymaga wysiłku fizycznego, myślenie kreatywne, owszem , jest przydatne bardzo. Dlatego Wanda, gdy ją tego nauczyliśmy, świetnie sobie z tym radziła. No tak, my prości robole fizole. A prezes Drogosz to inżynier – choć jak twierdził Andrzej znający go z technikum i ze studiów, to raczej taki inżynier, który za komuny za schab, jajka i kurczaki dyplom zdobył, a potem uczestnictwo w PZPR umocniło jego pozycję zawodową i dzięki temu w CV mógł sobie powypisywać takie różności…

Po remoncie większość urządzeń była sterowana poprzez falowniki. To doświadczenie bezcenne:  ja włączam opcję działania automatycznego, czyli zgrania ze sobą napędów przez falowniki, a prezes boi się obsługiwać taki kocioł, bo nie rozumie o co chodzi i kiedy mam go z nim zostawić sam na sam każe mi przełączyć na sterowanie ręczne. O jak to łechce moje ego!


Wokoło pełno jest takich firm zewnętrznych, których obszary działania się zazębiają. O tym i tamtym wypada się wzajem informować, współpraca, zgranie działań. I wreszcie jedna z firm jeszcze do niedawna obsługiwała te sieci, które teraz chiński Żyd Drogosz miał w swojej pieczy i miała do tego sprzęt. Drogosz nie miał i mieć nie zamierzał, bo musiałby go kupić, a wydawanie pieniędzy na firmę wyraźnie go mierziło. Trzeba pożyczyć. Ja chodziłem pożyczać. Leszek chodził pożyczać. Drogosz nie chodził, bo kiedy kilka razy poszedł to zrobił to tak, że jemu się należy, on nie prosi, tylko żąda, więc najczęściej słyszał: nie. Albo dostawał czego chciał, ale z upokarzającym komentarzem.

NSK przekazując mu tą działkę do obsługi zostawiło mu też sprzęt będący na naszym wyposażeniu. Szlifierki kątowe były jeszcze jak mi się kończyła umowa, ale już młot udarowy Boscha, myjka ciśnieniowa Karchera, komplet kluczy nasadowych i parę innych fantów miało  swą bazę w Przyjmie, w domu prezesa. A my chcąc wykonać jakąś pracę chodziliśmy i żebraliśmy o  takie klucze w zaprzyjaźnionych firmach. Pożyczcie! Ludzie rozmawiają o takich sprawach, Leszek mówił o nim per „czerwone plecy” – poniży się do niespotykanego poziomu ( albo nas do tego wyśle), ale nie kupi ze sknerstwa.

A w oczy mówił, że tego czy tamtego nie da się kupić. Takie osłony najazdowe na węże strażackie rozciągnięte w poprzek ulicy? – niedostępne na rynku.

Idź pożycz, wyżebraj. Kiedy jednak do nas ktoś przychodził po czy tamto, mówił: a co to, nie ma sklepów w mieście?!! Dla mnie wszystko, ja dla innych nic.

Jak odbierano go w hurtowniach, gdzie przyjeżdżał po materiały na fakturę? I kupował na przykład dwie tarcze do szlifierki do cięcia 125 mm? Dziwak, świr, socjopata?

Proszę go o zakup 6, chyba że to głupio brzmi, to 10 śrub M20x6 o twardości 8,8, a 10, 8 to już byłaby rozkosz i super. PIĘĆDZIESIĄT KUPIĘ! Tydzień później szukam tych śrub w regale. Czego pan szuka? Gdzie pan położył te śruby, co pan kupował? – pytam. Nie kupowałem żadnych śrub.


Pracowałem u niego 4,5 roku. Nie chciało mi się go oskarżać o mobbing. Przetrwałem, nie zwariowałem, wciąż brzydzą mnie tacy ludzie jak mój były pracodawca, Stanisław Drogosz. Powiem to tak: prezesie Drogosz, wiesz ile pieniędzy jesteś mi winien? Za ile rzeczy mi nie zapłaciłeś? Ten dług nie znika. Zapłać wreszcie, to ja przestanę sobie tym zaprzątać głowę.

Nie zapłacisz i zdechniesz ( tacy ludzie nie umierają, ale właśnie zdychają), to przyjadę do Przyjma i nasram na twój  grób. Brzydzę się tobą i cię nie tknę,  ale kiedy zdechniesz bez spłacenia długów to tam przyjadę i naćtam.

Kielce to nie jest duże miasto i nawet to, że ja pieszo, a oni zmotoryzowani, jedynie redukuje możliwość spotkania na ulicy. Stanisław może sobie odwracać wzrok ( choć ze względu na bezpieczeństwo innych uczestników ruchu byłoby lepiej, żeby tego nie robił) na mój widok. I tatuś, i syn spotkani pieszo udają, że mnie nie znają – a żaden z nas specjalnie się nie zmienił. Spokojnie, z wami akurat nie chciałbym rozmawiać.  A nawet gdybym był zmuszony, broniłbym się przed taką koniecznością.





  Spis treści zbioru
Komentarze (1)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Nie wiem, czemu ten chiński Żyd - to /jak się w trakcie lektury okazuje/ nasz ziomal, prezes inż. Stanisław Drogosz, okaz rasowego ignoranta, technicznego analfabety, w dodatku kutwy - i złodzieja.

I jak to możliwe, że wszyscy w jego firmie wiedzą o tym, że łobuz kradnie - i nic z tym się nie robi??

Może to dlatego złodzieje to coraz częstsza u nas profesja
© 2010-2016 by Creative Media
×