Przejdź do komentarzyMetyl, spirytus i ja
Tekst 26 z 30 ze zbioru: Bajerrra!
Autor
Gatunekobyczajowe
Formaproza
Data dodania2019-12-01
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń1148

METYL, SPIRYTUS I JA

Plan był banalnie prosty: kupiliśmy razem z Metylem litr spirytusu „Royal”, aby wspólnie go skonsumować pewnej imprezowej soboty. Wczesnym wieczorem miał odbyć się koncert antyfaszystowski w Kielcach, a następnie punkowa potupaja w Zagnańsku. Że pijemy, to nie podlegało dyskusji. Pytaniem było tylko: jak? Dzień był brzydki, październik, deszcz, ja w zamszowych trzewikach, więc aby potem nie było jakichś przeziębień i katarów, zaproponowałem, by spirytusu nie rozcieńczać, nie dodawać mu smaków i aromatów, ale potraktować jako swego rodzaju szczepionkę prozdrowotną. Metyl się zgodził. Zamszaki mi przemokły. Było tak jak przewidzieliśmy.

W Zagnańsku, w klubie „U Ducha”, te imprezy odbywały się cyklicznie, przez cały rok szkolny. Zasady były proste: płacisz, wchodzisz i potem to już robisz co chcesz, jeśli tylko nie przeszkadzasz innym. Pijesz, słuchasz muzyki, wskakujesz w pogo albo kisisz się na krzesełkach.

Przyjeżdżało tam wielu takich, co to tylko na wejście mieli i liczyli na poczęstunek od napotkanych. To był początek lat ’90 – Balcerowicz z kolegami dusili firmę po firmie, ciężko było znaleźć pracę, by zarobić jakieś pieniążki. No future.

Postawiliśmy butlę na stole. Taka litrówka to okazała, zwracająca powszechną uwagę instalacja. Krótka chwila i już koło nas zaroiło się od kolegów, spragnionych. Co to? Lejemy. Dla wszystkich na tyle śmiałych, by poprosić o poczęstunek. Z tych, których pamiętam, byli Niewinny i Bambosz. Może i Długi się przemazał towarzysko. Do pierwszej kolejki wystartowało 8 osób. Po wypiciu było „ uuu, to naprawdę spirytus!” Potem już wszyscy wiedzieli, że tu owszem, częstują, ale czystym spirytusem i wokoło naszego stolika zrobiło się luźniej. Druga kolejka to już tylko 6 kubków, trzecia to jeszcze mniej.

A potem to już był Bambosz nietomny i przewieszony przez barierkę na zewnątrz, przed klubem, karetka wezwana do niego i pogryziony sanitariusz, a Bambosz ocknięty i uczestniczący. Ja śpiący gdzieś tam. Metyl śpiący gdzieś indziej. I powrót do domu, do Kielc. I ranek lekki, tylko taki podrabiany, chiński kac.

Esencjonalna impreza.

  Spis treści zbioru
Komentarze (5)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Podliczmy te wypite - z jednolitrowej flaszki - kubki:

w pierwszym podejściu 8 plus w drugim 6 = 14 kubków. Dobrze rachuję??

Jeśli te kubki to były tzw. ćwiartki, to ta spirytusowa arytmetyka coś mnie tutaj... jakby deczko... nie sztymuje
avatar
Ale impreza esencjonalna, fakt
avatar
To nie tak. spiru się leje na palec, wtedy może wystarczy.
avatar
My nie terminatory - laliśmy po niecałej pięćdziesiątce.
avatar
Moi mleczni serdeczni bracia Kaszëbē śpiewali za peerelu:

Chceme le se wepic!
Chceme le se wepic
Z ty malenci butelci!

/co na nasze oznaczało "chcemy sobie wypić (bis) z tej maleńkiej butelki" - i dzieciaki to śpiewały, zataczając się ze śmiechu/
© 2010-2016 by Creative Media
×