Przejdź do komentarzyDZIEŃ KOBIET 12 z 19
Tekst 12 z 19 ze zbioru: DZIEŃ KOBIET
Autor
Gatunekobyczajowe
Formaproza
Data dodania2019-12-14
Poprawność językowa
- brak ocen -
Poziom literacki
- brak ocen -
Wyświetleń868

Czwartek, 22.10.15`


(...)


...tuż przed upadkiem przychodzi pycha – i to właśnie obserwujemy obecnie w PO.


Należałoby natychmiast zamknąć tvn, propagandową tubę Platformy UBywatelskiej, za wypaczanie ludziom mózgów.


...twój propagandowy bełkot jest zaiste POrażający...


...bredzenie, że sprowadzenie do Polski tysięcy muslimanów jest bezpieczne. Co za menda! Niech sobie sam weźmie ten diabelski pomiot.


to znaczy, że chcą nam „dokwaterować” do mieszkania pana Husajna wraz z rodziną...


...a najgorsze jest to, że PO może nam jeszcze sporo napieprzyć.............


Głosujcie na PO. Bedziecie obywatelami drugiej kategorii.


szczujnia tvn znowu atakuje nasz KOŚCIÓŁ


Przypominam nazwiska europosłów, którzy głosowali za przysłaniem do nas arabusów: Róża Thun, Danuta Huebner, Lidia Geringer de Oedenber... Same polskie nazwiska.


Aż nie moge się doczekać, kiedy wreszcie ktoś wykopie te Kopacz


Wybierzcie PO i PSL. Bedziecie płacić podatek KATASTRALNY. Oddacie trzy razy tyle, co wam obiecaja na wybory.


PO to partia samych szkodników. Rozkradali całą Polskę przez ostatnie osiem lat, złodzieje...


Zmiana władzy musi nastąpić. Tego chcą Polacy. To nie chwilowy kaprys, ale powszechne przekonanie. Rząd PO=PSL doszedł do ściany. Dalej ani rusz.


Oni zawsze stali tam, gdzie ZOMO. Najwięksi szkodnicy Polski po 89 roku.


Może wreszcie będzie można oglądać TVP. Bez funkcjonariuszy Partii Oszustów. Be z tępych propagandzistów, jak LIS, KRAŚKO, TADLA i inni.


Tuż tuż wybory. Otwórzcie wreszcie oczy, Polacy, dumny Narodzie! Ostatnie osiem lat byliśmy po prostu okradani. Czas skończyć ze złodziejską mafią PO=PSL!


Panie Antoni, szczęść Boże! Niech Maryja prowadzi cię dalej w zbożnym dziele, a Pan Jezus obdarza cię swoją mądrością i miłością. N iech cię uświęcą i doprowadzą do wiecznego zbawienia.


Gender i inne zboczenia to prosta propaganda zagłady ludzkości. Biblia jednoznacznie potępia to jako grzech wielki.


Wcale nie 7 tys., jak mówiła Kopacz, a 100 tys. imigrantów może niedługo trafić do Polski. Wyobrażacie to sobie?W takim Krakowie co dziesiąty to będzie jakiś czarny! Paranoja!!


A ja mam nadzieję, że wygra PiS i nie wpuszczą tu żadnego „imigranta”. Za dziesięć lat to do nas będą przyjeżdżać Szwedzi czy Duńczycy, jako imigranci, bo będą mieli już dość tego czarnego tłumu na ulicach swoich miast. We Francji jest już ich około dziesięć milionów. Niedługo nie będzie czystej krwi Francuza!... Możemy się umówić z Unią, że za jakieś dziesięć lat zaczniemy tu przyjmować uchodźców, ale tylko białych.


Wypełnia się proroctwo. W Fatimie Matka Boska mówiła, że to będzie ostatni atak szatana: atak na rodzinę właśnie. I teraz widać wyraźnie, kto stoi po stronie szatana!


To niesamowite!!! Żona tego politruka, Lisa, opluwa w dzienniku TVP2 naszych księży, mówiących czystą prawdę o tak zwanych „uchodźcach”...


Szkodnicy z tvn! Będzie wam to policzone!


Najwyższy czas przewietrzyć Polskę z tego odoru „ośmiorniczek”... Zegarków Nowaka, pychy Sikorskiego, Tuska z Wehrmachtu, polskich oligarchów.


WSZYSCY POLACY IDZIEMY NA WYBORY – ŻEBY UZYSKAĆ TAKĄ WIEKSZOŚĆ, KTÓRA DA NAM WRESZCIE W POLSCE, PO 70 LATACH, POLSKĄ KONSTYTUCJĘ, POLSKIE SĄDY, PRAWDZIWĄ POLSKA HISTORIĘ I ROZLICZENIE ZBRODNI SMOLEŃSKIEJ


(...)




Wtorek, 27.10.15`


– Trochę szkoda, że odchodzisz... – Ewa zamieszała herbatę. – Szkoda... Na początku myślałam, że Krzychu nam tu wrzepi jakąś zołzę... Rozumiesz. Szkoda, no... A tak dobrze nam się tu razem pracowało, od samego początku... A teraz... Nie wiadomo, kogo tu znowu dostaniemy.

– I kiedy. A roboty nie ubywa – dorzuciła Barbara. – Teraz musimy sobie poradzić we dwie z tym burdelem.

– E tam, przesadzasz. Większość spraw wyczyszczona. Może gdyby nie wybory, dalej byłoby takie bagno, fakt. – Anna łyknęła nieco kawy. Nie lubiła tu pić kawy, z fusami, bo nie miały ekspresu. Taka tam „plujka”, zawsze myślała. – A to, co zostało, to betka.

– Fakt. Ale szkoda... Szkoda i tyle, Anka, no...

– Eeee. Baśka. Od początku było wiadomo, że emerytury tu nie doczekam, nie? A teraz dostanę zaległe pobory, rekompensatę i podwyżkę. Pojechałabym sobie za te pieniądze gdzieś do Grecji, czy gdzie, może Tunezja, a tu widzisz. Z jednego młyna do drugiego od razu. Ale nie narzekam, nie. A wy naciskajcie Krzyśka, żeby wam tu ściągnął jakąś kumatą dziewczynę na moje miejsce. I tyle.

– Ba. To nie takie proste. Robiłaś w kadrach, to wiesz... – zaśmiała się Barbara.

– No... Wiecie, jaka to jest kolosalna różnica, odchodzić samemu, i to jeszcze za porozumieniem stron, a zostać wylanym? Szok po prostu. My tu sobie pijemy herbatkę, kawkę, jemy ciastka... Ech. Jak sobie przypomnę, co było rok temu... A teraz tam wracam. Hm.

– Z tarczą.

– Dokładnie.

– A nas nie jest ci szkoda?

– Hm. – Anna wzruszyła ramionami. Ciebie na pewno nie, fałszywa babo, pomyślała, patrząc ze słodkim uśmiechem na Ewę. Może trochę szkoda mi Baśki, fakt. Ale nie ciebie, lizusie.

– Dobra. Doskonale to rozumiemy przecież, Ania. Nawet Krzysiek się niby cieszy, że odchodzisz. Paradoks, nie? – rzuciła Barbara.

– Raczej udaje, że się cieszy.

– No... Jak to on. Trzyma fason.

– Samo życie.


2.


(…)


Hm. Cóż to? PO i służalcze PSL przegrało wybory? Nic w tym dziwnego. Doszła do głosu prawdziwa dusza Polaka. Teraz wszystko będzie normalnie. Żadnych nadużyć, rozkradania, Ciężka praca dla dobra kraju. Żadnych kłamstw, tylko szczera prawda. Bóg z nami!


(...)




Poniedziałek, 02.11.15`


1.


Anna zadzwoniła na portiernię z komórki, żeby otworzono jej szlaban, ale nikt nie odebrał. A szlaban sam poszedł do góry. Hm. Wjechała więc na parking i zajęła pierwsze wolne miejsce, jakie jej się nawinęło. Musi koniecznie spytać, jak to jest teraz z miejscami do parkowania. Wolna amerykanka, czy jest może jakiś grafik, czy co?

Od samego ranka tryskała wprost radością, wracała przecież do pracy! Wreszcie. Nareszcie. No... Dostała już nawet stałą kartę z chipem, z własnym nazwiskiem, ale brakowało jej pilota do szlabanu. Załatwimy i to. Jeszcze dzisiaj. A co...

Wyszła ze swojego Clio i ruszyła dziarsko do drzwi wejściowych. Ogarnęła wzrokiem cały gmach...

– No, moje.

Drzwi otworzyła szeroko, mocno. Weszła do środka i mignęły jej wspomnienia, jak to kilka razy ostatnio miała problemy, żeby przebrnąć dalej. Ha. To już dawno za mną!

O. Akurat dzisiaj był ten nowy portier. I bardzo dobrze. Stał sobie swobodnie przy jednym z kołowrotków i rozmawiał z którąś ze sprzątaczek. Na luzie i z humorem. Hm. Odwrócił się właśnie na dźwięk otwieranych drzwi i ich spojrzenia się spotkały.

– Dzień dobry – powiedział.

– Dzień dobry. – Anna uśmiechnęła się, ale bardziej do siebie samej, niż do niego.

Podeszła do drugiego kołowrotka i machnęła trzymaną w dłoni kartą z chipem, jej nowym identyfikatorem, nad czytnikiem. Właśnie w tym momencie coś zaskrzeczało i opadły ramiona obu tych cholernych kołowrotów.

– No tak. Przyszła czarownica i od razu zepsuła – powiedziała z satysfakcją i ironią, przechodząc dalej.

– Bez przesady. To jedynie krótkotrwały zanik napięcia, nawet światła nie zgasły. – Portier przekręcił metalowe ramię o sto dwadzieścia stopni, podniósł je do poziomu, potem podszedł do drugiego kołowrotka i powtórzył „zabieg”. – To nie są żadne czary, co najwyżej brak konserwacji systemu.

– Hm – prychnęła Anna lekceważąco, wzruszając ramionami.

Po kilku krokach skręciła na prawo i poszła dalej korytarzem. Portier i sprzątaczka zostali tam gdzie byli, wznawiając przerwaną rozmowę. Zastanawiała się: czy on to powiedział cierpko, dość cierpko, ironicznie, czy jak, właściwie?... Jak zwykle elegancko ubrany, pod krawatem... I nawet dobrze pachniał, cholera jasna! Co to za typ, w ogóle?


2.


– Ta da... – Rozradowany Marek otworzył butelkę dziecięcego, bezalkoholowego szampana, aż huknęło. Zaczął nalewać napój do kieliszków stojących na dużej tacy na stole.

– Bra-wo Anka! Bra-wo Anka! – krzyczał Jurek, jakby był na jakimś meczu.

Powitanie zrobili jej gorące. Ze dwadzieścia osób tłoczyło się w biurze Zespołu Redakcyjnego i właśnie wszyscy sięgali po napełnione już kieliszki.

– Toś się doczekała, co? – Grażyna już się z nią obcałowała, teraz podała jej ze szczerym uśmiechem kieliszek.

– No... Nie spodziewałam się... – Anna była bardzo mile zaskoczona.

– Ale tam. Wszyscy się cieszą, że wracasz do nas. – Agata szturchnęła ją lekko w ramię. – Ja już nie mówię, że wreszcie będziemy mogły wziąć trochę urlopu, nie?

– A, to dlatego tak się cieszysz, co?

– Pewnie, że tak, Anka... No, sama wiesz, jak jest. Jasne, że się cieszę, że wracasz. A urlop, to taki dodatek do tego. Ty wiesz, ile ostatnio miałyśmy roboty? Wszystko przez te cholerne wybory.

– No. Ale teraz to już będzie z górki, nie? – Grażyna poparła Agatę, z uśmiechem nie schodzącym jej z ust.

– Zaraz ma tu nawet przyjść ktoś z dyrekcji, pewnie Gośka.

– A ci tu po co?

– No wiesz, wypadałoby, żeby się tu pokazali.

– Jasne. Na pogrzeby pracowników też chodzą, obowiązkowo.

– He, he, he... Cała Anka... Słyszycie?

– Jak ja się stęskniłem za twoimi materiałami, Ania. – Marek stuknął lekko w jej kieliszek. – Nie masz pojęcia, jakie sztywne teksty mi dawała Agata...

– No, no. Ciesz się, że nie musiałeś sam ich robić, he, he...

– No to zdrówko! – Marek napił się szampana.

Wszyscy wokoło odpowiedzieli i napili się nieco.

– A nasz Mareczek startuje w konkursie na nowego dyrektora. – Uśmiechnięta Agata mrugnęła znacząco do Anny. – Czemu nie? Jestem za.

– I chyba ma niezłe szanse – dopowiedziała Grażyna.

– Marek? – zdziwił się Jurek.

– Wow. Niegłupie, wiesz, Marecki? Ty byś się nadawał na szefa, fakt. – Anna pokiwała głową z aprobatą. – Przynajmniej będzie tu normalnie, nie? – Rozejrzała się po pozostałych.

– Jasne. Mnie taki szef pasuje. – Natalia uśmiechnęła się do Marka.

Anna dopiero teraz zaczęła się ze wszystkimi witać, takie tempo narzucili. Adam, Tadeusz, Kacper, Danka, Olo, Dorota, Kaśka, Mirka, Darek, Sylwia, Ela, Halinka, Lucyna... Ale ich tu jest wszystkich... Jolka...

– Przecież myśmy prawie razem zaczynali, Ania, nie? Który to był? Dziewięćdziesiąty piąty? Co? – dopytywał się Marek. – Czy szósty?

– No, jakoś tak.

– I nie jakiś tam z Centrali, tylko nasz, lokalny...

– Pewnie, pewnie...

– Jasne...

– No i jak ci tam było w Związkach, opowiadaj. – Iza stuknęła się z nią kieliszkiem.

– W porządku. Robiłam tam za kadrową, jak Danka. Papiery, papiery i jeszcze raz papiery.

– No, to nie to, co tu, co?

– I wreszcie wracasz na swoje. – Mirka uścisnęła ją i pocałowała w policzek.

– Jasne, jasne...

– Timing, rozpiski, cięcie, klejenie, nie ma jak Anka – perorowała rozochocona Grażyna. – Naprawdę było nam ciężko bez ciebie. Dali nam takich żółtodziobów... Nie nadążali. Tu nie wystarczy szybko przebierać paluchami po klawiaturze, tu trzeba myśleć, nie?

– Jasne. Jeden był dwa tygodnie, drugi wytrzymał trzy. E, gamonie. A my cały czas mamy przez to kulawy grafik.

– No to bierzmy się do roboty, bo aż mnie ręce świerzbią. – Anna dokończyła gazowany, lekko słodki napój i odstawiła kieliszek na tacę. – Do roboty, ludzie, do roboty...

– Anka, nie rób nam już nigdy pod górkę, dobra? – Marek także odstawił swój kieliszek.

– Obiecuję, szefie.

– No. I tak trzymać. – Marek cmoknął ją w policzek. – Nasza „Superanka” wróciła, ludzie...


  Spis treści zbioru
Komentarze (0)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
brak komentarzy
© 2010-2016 by Creative Media
×