Przejdź do komentarzyŚwiatłem w depresję
Tekst 21 z 33 ze zbioru: Temat zawsze aktualny
Autor
Gatunekporadnik
Formaartykuł / esej
Data dodania2020-03-23
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń1944

Światłem w depresję


Dobroczynny wpływ światła na zdrowie znany jest od stuleci. Już starożytni medycy wiedzieli, że najlepszym lekarstwem na poprawę samopoczucia jest światło słoneczne i swoim pacjentom zalecali jak najczęściej zwracać oczy w kierunku słońca.

I my, ludzie XXI wieku, też o tym wiemy. Dzięki nauce wiemy jeszcze więcej. O tej wiedzy przypominamy sobie zwłaszcza w okresie jesienno-zimowym, kiedy to niedobór światła słonecznego zaczyna źle wpływać na nasze samopoczucie. Niektórzy z nas jakoś sobie radzą i aż tak mocno nie odczuwają skutków niedoboru światła słonecznego. Zwłaszcza ci, którzy mimo złej aury za oknem często bywają na dworze. Ja należę do takich właśnie osób i rzadko mam złe samopoczucie. Jednak wiele osób w tym okresie czuje się naprawdę źle. Niektóre wręcz cierpią na tzw. depresję sezonową.


Wiele jest też i takich osób, które generalnie są podatne na depresję, więc w okresie jesienno-zimowym czują się jeszcze gorzej. Specjaliści uważają, że nic w tym dziwnego, bowiem istnieje ścisły związek między występowaniem depresji a ilością światła dziennego. Odpowiedzialna jest za to m.in. serotonina, zwana hormonem szczęścia. U osób cierpiących na depresję bardzo często odnotowuje się jej niski poziom, podczas gdy światło stymuluje jej wydzielanie. I koło się zamyka.

Korzystajmy więc z promieni słonecznych jak najczęściej. Kiedy tylko się da. Bo warto... dla zdrowia. Dla lepszego własnego samopoczucia, a w konsekwencji, dla lepszego samopoczucia całej rodziny.


Mam taką znajomą, która jest właśnie podatna na depresję i co roku o tej porze jest wręcz nie do życia. Ciągle żali się, że dręczy ją uczucie smutku i jakieś nieuzasadnione lęki. Mówi, że ma trudności z koncentracją, jest ciągle ospała, drażliwa i obolała. Zwłaszcza plecy ma obolałe. Szybko też wpada w gniew i brakuje jej motywacji do działania. Według niej — wszystko jest beznadziejne. Do tego wszystkiego, jak mówi, ma nadmierny apetyt na słodycze, którymi zajada swoje złe samopoczucie. I jaki jest tego efekt? Z roku na rok jest coraz bardziej otyła.


Uważam, że w dzisiejszych czasach nie powinniśmy tak szybko poddawać się sezonowej depresji. Dzisiaj jest na nią rada. Fototerapia, czyli światłolecznictwo. Nowoczesna metoda leczenia światłem w naturalny sposób wpływa na komórki krwi i tkanek. Pobudza procesy regeneracyjne organizmu i wzmacnia jego system odpornościowy. W fototerapii używa się specjalnych lamp, które emitują światło białe i doskonale uzupełniają niedobory światła słonecznego, lecząc tym samym objawy depresji sezonowej.

Na czym więc polega ta terapia światłem? Otóż polega na codziennym naświetlaniu oczu specjalną lampą przeznaczoną do fototerapii. Siadamy sobie wygodnie przed lampą w odległości około pół metra i co chwilę spoglądamy na nią. W tym czasie możemy sobie na przykład czytać książkę lub gazetę. Aby uzupełnić niedobór światła naturalnego wystarczą dwa seanse dziennie — rano i wczesnym wieczorem. Każdy powinien trwać od 30 do 60 minut.


Terapeuci twierdzą, że fototerapia jest bardzo skuteczna i szybko przynosi efekty. Już po paru dniach jej stosowania odczuwa się ulgę i poprawę nastroju, zmniejsza się też senność i stabilizuje się apetyt. A co też bardzo ważne, jest o wiele tańsza od farmakoterapii, a samo naświetlanie lampą jest bardzo wygodne, ponieważ można je stosować w warunkach domowych. Jest też bezbolesne i nie niesie ze sobą niebezpieczeństwa oparzenia skóry, ponieważ lampy nie emitują promieniowania ultrafioletowego. Objawy niepożądane, jak podrażnienie oczu, czy ból głowy, występują sporadycznie i dają się szybko wyeliminować poprzez skrócenie czasu naświetlania i zwiększenie odległości od źródła światła. Fototerapia nie może być stosowana jedynie u osób zażywających leki wywołujące nadwrażliwość na światło oraz ze schorzeniami narządu wzroku.


Są również lampy emitujące ściśle określoną długość fal — odpowiadającą czystym kolorom. Terapeuci stosujący tę metodę twierdzą, że wpływ kolorowego światła ma bardzo korzystny wpływ dla organizmu. I tak, światło:


czerwone:

odpręża, uspokaja, utrzymuje energię fizyczną i psychiczną w

stanie równowagi, wspomaga przemianę materii, łagodzi ból i

zmęczenie.


pomarańczowe:

ogrzewa, łagodnie odpręża, likwiduje skurcze.


żółte:

wzmacnia organizm, pobudza układ trawienny wzmacnia odporność

nerwową.


zielone:

przywraca równowagę, uspokaja, likwiduje napięcia i bóle, daje

głęboki spokój.


niebieskie:

działa uspokajająco, uśmierza ból, chłodzi, wycisza.


fioletowe:

pobudza system odpornościowy, koi nerwy, wspomaga wysiłek umysłowy,

odpręża, łagodzi podrażnione nerwy.


Mnie najbardziej odpowiada światło czerwone i niebieskie. Mam taką specjalną lampę i czasami jej używam, zmieniając sobie kolory w zależności od nastroju i samopoczucia.

Kiedy oglądam telewizję, w kąciku zapalam czerwone światło. Niebieskie światło rzadziej. Wtedy tylko, kiedy jestem totalnie zmęczona. Na szczęście zbyt często mi się to nie zdarza.



Wspaniałe efekty daje również leczenie podczerwienią, czyli promieniowaniem podczerwonym, którego podstawową cechą jest działanie rozgrzewające. Stosuje się ją w zasadzie w fizykoterapii, ale ona ma przecież także nieoceniony wpływ na poprawę samopoczucia Do emisji podczerwieni stosuje się najczęściej lampę sollux. Promieniowanie tej lampy powoduje rozgrzanie i rozszerzenie naczyń krwionośnych, a co za tym idzie, wzmaga ukrwienie i przemianę materii, a przede wszystkim, zmniejsza napięcie mięśni. Dobroczynne działanie tej lampy znam doskonale i nieraz jej używam. Niekiedy też i w celach kosmetycznych. Parę dni temu pożyczyłam ją mojej znajomej, o której wspominałam wyżej. Mam nadzieję, że i jej pomoże... No, przynajmniej na obolałe plecy. A to już, bądź co bądź, jedna dolegliwość mniej.

Jestem zdania, że przy wszystkich dolegliwościach, czy to natury fizycznej, czy psychicznej, i tak najważniejsze jest to, by samemu chcieć sobie pomóc, inaczej żadne leczenie nie odniesie pożądanego skutku.



  Spis treści zbioru
Komentarze (4)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Michalszko pewnie w tym wiele racji. Nie mam takich lamp i o ich skuteczności nie będę się wypowiadać. Wiem, że człowiek w podeszłym wieku z licznymi schorzeniami może wspomagać swoją witalność różnymi suplementami i lekarstwami zalecanymi przez lekarza. Gimnastykowanie się, korzystania z masaży i zdrowy styl żywienia, to również dobry sposób na poprawę samopoczucia.
avatar
Ludy zamieszkujące ziemie za kręgiem polarnym - gdzie słońce nie wschodzi przez wiele tygodni i poza dzikim mrozem i huraganowym wiatrem panuje polarna noc - to Eskimos w Eskimosa wszyscy co do jednego greccy herosi.

Wyobrażacie sobie, Drodzy Moi, bez elektyczności, pralki, telewizora etc., etc. i codziennej/conocnej fototerapii przeżyć tam w takich warunkach bodaj JEDNĄ dobę??
avatar
Kilkumiesięczny brak światła za kręgiem polarnym (nie tylko na dalekiej północy w Arktyce, ale także na Antarktydzie, gdzie w różnych stacjach polarnych żyje jakby nie było sporo ludzi - np. w polskiej stacji im. Arctowskiego, założonej w 1977 r., każdego roku pomieszkuje aż 8 fachowców od kucharza, przez elektryka, po profesurę Instytutu Biochemii) skutkuje również niedoborami melatoniny - enzymu odpowiedzialnego m.in. za nasz sen i jego deficyty.

Bezsenność rodzi rozdrażnienie - a stąd do depresji już tylko rzut beretem
avatar
Igo, a ja właśnie jestem przeciwna jakimkolwiek lekarstwom. Moja apteczka jest pusta. I życzę sobie, aby taka pozostała. Jestem fanką zdrowego stylu życia. Ciągle uprawiam sport. Przynajmniej 2-3 razy w tygodniu. Codziennie rano się gimnastykuję. I to żaden przymus. Mam w tym wielką przyjemność od lat.
Ale rozumiem, że schorowani ludzie muszą przyjmować medykamenty.


Emilio, trudno to nam, ludom słońca, sobie wyobrazić. :) Ale tak już jest ludzkość podzielona. Nam, ludziom klimatu umiarkowanego, niełatwo jest przestawić się nagle na klimat polarny. Ba, nawet i na zwrotnikowy nie jest łatwo. Bo co za dużo, to niezdrowo.
Podziwiam tych ludzi, którzy dobrowolnie pomieszkują na Arktyce czy też Antarktydzie. No ale cóż, NAUKA wymaga poświęceń.
© 2010-2016 by Creative Media
×