Przejdź do komentarzySpotkanie z leśną przyrodą. Opowiastka Mexa
Tekst 11 z 11 ze zbioru: Opowiadanie dla dzieci
Autor
Gatunekprzygodowe
Formaproza
Data dodania2020-06-25
Poprawność językowa
- brak ocen -
Poziom literacki
- brak ocen -
Wyświetleń881

Spotkanie z leśną przyrodą. Opowiastka Mexa


Cześć dzieciaki! To znowu ja, Mex. Opowiem wam dzisiaj o spotkaniu z leśną przyrodą, na które wybraliśmy się z moją babcią i siostrą.

„U nas dzisiaj jest święto. Pfingstmontag, czyli Zielone Świątki” — tak mówi moja babcia, a że w kalendarzu zaznaczone jest na czerwono, jest więc dniem wolnym od pracy. Dla wszystkich. I dobrze! „Wolnego nigdy za wiele” — tak mówi z kolei moja mama. Korzystając z tej okazji, wybraliśmy się na dłuższą wędrówkę po lesie. I to już z samego rana, zaraz po śniadaniu, bo spaliśmy u babci. Rodzicom daliśmy wolne i oni pojechali gdzieś na nocny koncert rockowy.

Byliśmy z siostrą zachwyceni, bo bardzo lubimy u babci spać. Wędrować z nią po lesie również. Bardzo się cieszyłem z naszej wędrówki. Tak bardzo, że co rusz śpiewałem:

— Heut ist so ein schöner Tag... la, la, la, la, la! — A siostra i babcia śpiewem odpowiadały mi jak echo, ale po polsku:

— Dziś jest taki piękny dzień!... la, la, la, la, la!

Wędrówka była wspaniała. Dużo rozmawialiśmy, momentami śpiewaliśmy, i ciągle maszerując, uwiecznialiśmy co piękniejsze widoki, roślinki i zwierzątka. Moja siostra swoim aparatem, a babcia swoim. Czasami ja pstrykałem fotki, raz siostry aparatem, raz babci.

Bardzo dużo zdjęć zrobiliśmy. Babcia mówiła, że w domu je wszystkie oglądniemy na ekranie komputera, żeby dokładnie zobaczyć najmniejsze nawet ich szczegóły.


Kiedy wróciliśmy do domu byliśmy trochę zmęczeni, ale przede wszystkim bardzo zadowoleni. Najpierw zjedliśmy obiad, a potem we trójkę zasiedliśmy przy komputerze. Babcia przeniosła wszystkie zdjęcia z obu aparatów fotograficznych na twardy dysk komputera i zaczęliśmy je po koli oglądać. To była wspaniała zabawa tak sobie je oglądać na dużym ekranie i jeszcze do tego powiększać. Wszystko wyraźnie było na nich widać. Nawet środek malutkich kwiatuszków. Nawet najmniejsze robaczki.

Pochwalę się niektórymi zdjęciami, ale tylko tymi, które sam zrobiłem i które najbardziej mi się podobają. Wymyśliliśmy do nich z babcią i siostrą nawet króciutkie wierszyki.


Wiecie dzieci, ja kocham swoje miasto,

Choć to nie polskie i brzmi kanciasto

I choć nie tu naszych przodków ojcowizna...

Tu jest nasz dom, tu nasza druga Ojczyzna.



W obramowaniu dębu starego,

Widać kawalątek miasta naszego.

Chyba nikt nie zechce zaprzeczyć,

Że widoczek jest całkiem do rzeczy.



Na dębie posiedzieć przyjemność wielka,

Że trochę wysoko, to nic... bagatelka!

Nachapać się można dobrej energii

I pozbyć się także dokuczliwej alergii.


Czyli kataru siennego (Heuschnupfen Alergii), choć na chwilę.Tak mówi moja siostra, a ona wie, co mówi, bo męczy się z nim już od kilku lat.



Kwiatuszki bodziszka łąkowego

Patrzą w obiektyw aparatu mojego.

Co chwilę oczka do mnie puszczają

I wdzięczne pozy co rusz przybierają.



Oooo...! A cóż to takiego?

Pojęcia nie mam nijakiego...

Ogromniaste to takie niczym drzewo,

Porusza liśćmi, raz w prawo, raz w lewo.



Bodziszek czerwony przy polanie rośnie,

Listki ustawia do wiatru i tańczy radośnie.

— Ech, ty bodziszku, dziwnie się nazywasz,

Czerwony nie jesteś, a każesz się nazywać.



Ojej...! A cóż to znów takiego?

Czyżby to był barszcz Sosnowskiego?

Lepiej tę roślinę szerokim omijać łukiem.

Każdy wie dlaczego, chyba że jest nieukiem.



W spróchniałym pieńku drzewa

Wre praca i nikt nie ziewa...

Rój mrówek buduje mrowisko.

Lepiej nie wadzić, nie podchodzić blisko.



Ślimak, ślimak, wystaw rogi,

Dam ci sera na pierogi...!

Nie chcesz? Twoja sprawa.

Może nie dla ciebie taka strawa.



— A co ty ślimaczku tam pałaszujesz?

Że co? Że tylko coś smakujesz?...

Ślimaczek wie, co dobre dla niego

I za nic na ser nie zamieni tego.



Motylek malutki w kolorze czerwieni

W promieniach słoneczka cudnie się mieni.

— Ojej, motylku, ale masz dreszcze...

Poczekaj, nie odfruwaj, uwiecznię cię jeszcze!



Na koniec jeszcze zdjęcia kwiatuszków zrobione przeze mnie i dwa zdjęcia zrobione przez babcię. A na nich, ja z moją siostrą. Kiedy je oglądaliśmy na ekranie komputera, babcia ze śmiechem powiedziała:

— Na pierwszym zdjęciu widzę jak wędrowały dwa Michały, a na drugim... No cóż. Po prostu miłość. Braterską miłość. A do niej droga zawsze jest prosta.



I pewnie babcia ma rację, bo razem z siostrą bardzo lubimy wędrować, i też się bardzo kochamy... jak dwa wariaty.



  Spis treści zbioru
Komentarze (0)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
brak komentarzy
© 2010-2016 by Creative Media
×