Przejdź do komentarzyLiwia - Rozdział szósty
Tekst 6 z 6 ze zbioru: Liwia
Autor
Gatunekromans
Formaproza
Data dodania2025-11-05
Poprawność językowa
- brak ocen -
Poziom literacki
- brak ocen -
Wyświetleń37

Dwie godziny później Jakub został poproszony do gabinetu doktora Sadowskiego.  

Chociaż mieszkał tutaj już ponad cztery tygodnie, to wciąż miał wrażenie, że ośrodek posiada niezliczoną ilość pracowników. Obok lekarza siedziała jakaś nowa pielęgniarka - starsza pani o wyglądzie sympatycznej, życzliwej babuszki. 

W trakcie, kiedy kobieta mierzyła mu ciśnienie, lekarz wnikliwie śledził zapis w elektronicznej kartotece. 

– Widzę, że w nocy znów męczyły cię koszmary i ból głowy. Jak się czujesz teraz? – mężczyzna zmarszczył brwi, a na jego twarz wstąpił frasobliwy grymas.  

– Jest w porządku – zapewniał, wzruszając ramionami.  

– Zastanawiam się, czy nie poszerzyć diagnostyki. Zespół stresu pourazowego często objawia się w ten sposób, niemniej jednak… 

Jakub przestał go słuchać, odpłynął. Myślał o Liwii. Nie, nie tylko myślał, czuł ją – jej zapach, bliskość, elektryzujące ciepło skóry. Całkowicie ją idealizował. W jego umyśle malował się obraz, który widział tylko w przelotnych, skradzionych chwilach:  szaroniebieskie oczy były jak zamglone, zimowe niebo, kryjące w sobie głębię, która wciągała go bez reszty. Obiecywały sekret, który chciał odkryć w każdej fałdzie jej uśmiechu. A ten uśmiech prowadził do pełnych, kuszących ust, które widział raz, na ułamek sekundy, w migotliwym cieniu – wilgotne, miękkie, stworzone do tego, by pieczętować każde ciche wyznanie. 

Jej ciało... widział je tylko w wątłym, zdradzieckim blasku szpitalnej lampki nocnej, w pośpiechu i na granicy naruszenia zasad. A jednak to wystarczyło. Kształty, które dostrzegał pod szpitalnym uniformem – doskonałe, obiecujące, napięte, niczym posąg wykuty z idealnego marmuru. Wyobrażał sobie, jak gładka jest skóra na biodrach, jak idealnie wygięty jest jej kręgosłup, kiedy się pochylała.  

Liwia była dla niego wyjątkowa, nieskalana i piękna. Była jedynym jasnym punktem w tej szpitalnej, szarej rzeczywistości – nie tylko pielęgniarką, ale muzą, tajemnicą i żarem. 

Usłyszeli pukanie. Sadowski przestał mówić, drzwi gabinetu otworzyły się i do środka weszła przejęta Anna. 

– Liwka już poszła, prawda? – upewniała się, patrząc pytająco na przełożonego. Robert wzruszył ramionami. 

– Jakieś dwie godziny temu, jakiś problem? 

W tym samym czasie starsza pielęgniarka nałożyła na palec wskazujący Jakuba pulsoksymetr. Chłopak w ogóle się nie zorientował, bo jego ciało i umysł całkowicie skupiły się na tym, co ma im do przekazania Anna na temat Liwii  

Dziewczyna nerwowo westchnęła.  

– Właśnie dzwonił jej mąż. Jeszcze nie wróciła do domu.  

Jakub w jednej chwili poczuł, jakby ktoś chlusnął w niego wrzątkiem. 

Mąż. Słowo, które natychmiast rozbiło jego misternie budowany, idealny obraz Liwii.  Domyślał się, że  kogoś ma – chłopaka czy partnera, ale MĄŻ... to było coś poważnego. To oznaczało przysięgę, trwałość i lojalność. To był solidny mur, a nie luźna barykada. Całe jego fantazjowanie o szaroniebieskich oczach i doskonałym ciele wydawało się nagle naiwne i puste. 

Usłyszał głośne pikanie. 

Pielęgniarka z siwym, wysoko upiętym kokiem zmarszczyła brwi i spojrzała pytająco na Sadowskiego, bo wyświetlacz pulsoksymetru pokazywał zdecydowanie wyższy pomiar tętna niż mogli przypuszczać. 

Robert natychmiast zwrócił na to uwagę, odrywając się od Anny. 

– Kuba, spójrz na mnie. Tętno nam skoczyło – powiedział zaniepokojony, wskazując na urządzenie. – Wszystko w porządku?  

Jakub uśmiechnął się, choć wcale nie czuł wesołości. To było to elektryzujące ciepło Liwii, które teraz przemieniło się w panikę i złość. Ale nie mógł się przyznać. 

– Faktycznie, chyba wraca ból głowy – skłamał gładko, ostentacyjnie ściskając skronie dłońmi. – Może to przez niewyspanie?  Sam już nie wiem… 

Sadowski przez moment analizował pomiar na pulsoksymetrze, ignorując obecność Anny i jej plotkarski ton. 

– Może faktycznie powinieneś odpocząć – odrzekł, w końcu spuszczając wzrok z urządzenia, które wciąż uparcie sygnalizowało podwyższone tętno Jakuba. Lekarz westchnął. Był rozdarty: z jednej strony pacjent, którego stan zdrowia był jego priorytetem, z drugiej – dziwne zniknięcie pracownicy i jednocześnie bliskiej koleżanki.  

Sadowski odwrócił się do Ani, a jego twarz stała się bardziej surowa. 

– Aniu, powiedz mi, czy ktoś dzwonił do Liwii? – zapytał, celowo podkreślając słowo „ktoś”, aby uniknąć kolejnej osobistej tyrady o jej mężu. 

Anna, nieco skonsternowana nagłą zmianą tonu przełożonego, przytaknęła. 

– Tak. Próbowałam do niej dzwonić z recepcji, ale ma wyłączony telefon. Jej mąż też nie może się dodzwonić. O to właśnie pytałam. 

Sadowski przygryzł wargę. Pomyślał, że to typowe zachowanie Liwii. Potrafiła być impulsywna i emocjonalna. Pewnie znów pokłóciła się z mężem, w geście obrazy wyłączyła telefon i pojechała gdzieś na obwodnicę, żeby ochłonąć. Tymi myślami Robert natychmiast zbagatelizował sytuację. To był ich utarty schemat. 

– Dobrze – rzekł głośniej, starając się zabrzmieć profesjonalnie. – Musi mieć ważny powód. Obiecuję ci, że zadzwonię do niej za kilka minut, kiedy tylko skończę z Kubą – zapewnił młodą pielęgniarkę, dając jej do zrozumienia, że ma opuścić gabinet. – Ale w tej chwili mam pacjenta, a jego tętno jest ważniejsze niż jej telefon. Wróć do obowiązków. 

Anna, posłusznie, skinęła głową i wyszła, zamykając za sobą drzwi. 

Sadowski odetchnął. Znów skupił całą uwagę na Jakubie którego szybkie bicie serca wciąż odbijało się w rytmicznym piku urządzenia. 

– Kuba, powiedz mi jaki charakter mają te bóle głowy? Opisz mi je.  

Mężczyzna starał się przywrócić w gabinecie atmosferę medycznego profesjonalizmu, choć sam czuł, że jego myśli dryfują w stronę problemów Liwii. 



Agata dolała kawy do filiżanki nie zadając pytań. Czuła, że Liwia jest na granicy. Półmrok pokoju niemowlaka i ciche chrapanie jej kilkumiesięcznej córeczki, stanowiły spokojne, acz kontrastowe tło dla burzy, która panowała w starszej siostrze. 

Liwia upiła duży łyk gorącego napoju i odstawiła kubek na blat, patrząc na Agatę. 

– Nie. Nie poszłam na zakupy. I nie, nie kłóciłam się ze Sebastianem. Odpłaciłam mu się tym samym. – Jej głos był cichy, ale stanowczy. 

Agata wciągnęła gwałtownie powietrze, opierając się o lodówkę. 

– Liwcia, co ty mówisz? Czy... czy to oznacza, że... – Nie potrafiła dokończyć. 

Liwia wzruszyła ramionami, jej wzrok uciekł w stronę okna. 

– Mówię, że... w moim życiu pojawił się ktoś. Młodszy – uśmiechnęła się krzywo, a w jej szaroniebieskich oczach pojawił się dziwny blask, który przestraszył jej młodszą siostrę. – Ktoś, kto nie oczekuje ode mnie, że nagle zmienię całe swoje życie. Ktoś, kto chce tylko... tej jednej chwili. 

Agata wiedziała, że jej siostra jest w kropce. Wiedziała, że Sebastian i Liwia mają problemy, zwłaszcza od kiedy mężczyzna zaczął naciskać na powiększenie rodziny. 

– Liwia, proszę, nie rób sobie tego. Wiesz, że wasze małżeństwo już wisi na włosku, a to... to je dobije. Szczególnie teraz. 

– Wiem! – syknęła Liwia, obracając się szybko. – Czy ty wiesz, co ten człowiek ostatnio mi powiedział? Powiedział, że żałuje, że nie został ojcem. Po dziewiętnastu latach małżeństwa, po setkach rozmów, po tym, jak oboje ustaliliśmy, że nie chcemy mieć dzieci!  

Agata skinęła głową ze smutkiem. To było gorsze, niż myślała. To była fundamentalna różnica, której nie dało się załatać. 

– Kochana – kobieta podeszła i ujęła dłonie siostry. – Posłuchaj mnie. Wiem, że uciekasz. Rozumiem, że ten młodszy mężczyzna jest łatwą ucieczką, bo niczego nie wymaga. Ale on nie jest rozwiązaniem. Jeśli Sebastian jest gotowy zostać ojcem, to ma prawo mieć dziecko, nawet jeśli nie z tobą. 

Liwia wyrwała dłonie jak oparzona. 

– A ja mam prawo nie chcieć! 

– Masz! I właśnie dlatego powinnaś być uczciwa. Liwia, jeśli jego pragnienie jest tak poważne jak twoja niechęć to jedynym, lojalnym rozwiązaniem dla was obojga jest rozwód. On zasługuje na spełnienie, a ty nie zasługujesz na to, by robić coś pod przymusem. To musi się skończyć. Natychmiast. 




Ten dzień był groteskową maskaradą. Od kłamstw rzucanych w słuchawkę szefowi „Wyłączony telefon? Ach, miałam wyciszony, przepraszam! Właśnie wracam z zakupów!” po unikanie konfrontacji z mężem, któremu rzuciła lakoniczne „Miałam ciężki dyżur, daj mi spokój” i na resztę dnia zaszyła się w ciemnej sypialni. W jej głowie panował zamęt - wściekłość na Sebastiana, poczucie winy, strach i palący, fizyczny głód Jakuba. Czuła, że tylko on jest w stanie zapewnić jej poczucie spokoju i bezpieczeństwa, którego tak bardzo teraz potrzebowała.  

Wróciła na nocną zmianę przepełniona tą samą, palącą frustracją co wcześniej, ale z nową, ryzykowną potrzebą. Cały dzień grała, kłamała i unikała, a teraz pragnęła  ukojenia i  czystego, fizycznego spełnienia. 

Weszła do pokoju Jakuba bez pukania. Powietrze zgęstniało od elektrycznego napięcia, z jakim zatrzasnęła za sobą drzwi. Kuba leżał zrelaksowany na łóżku, czytając jakąś książkę, a jego oczy, niegdyś zagubione, teraz patrzyły na nią z mieszaniną uległości i drapieżnej pewności.  

Już wiedział. 

Liwia ruszyła do niewielkiej łazienki. Podeszła do prysznica odkręcając ciepłą wodę.  Odwróciła się do Jakuba, szybko i bezceremonialnie zrzucając swoje ubranie. W przeciwieństwie do poprzedniej nocy, nie czekała. W ułamku sekundy była naga, prowokacyjna i absolutnie zdeterminowana. Weszła pod natrysk, stając tyłem do wejścia. Woda spływała po jej plecach, muskając kręgosłup. 

– Masz pięć minut – rozkazała, odwracając głowę i patrząc porozumiewawczo. Jej głos, zniekształcony przez szum wody, był arogancki i niecierpliwy. 

To był test. Liwia oddała mu stery i czas, ale wymagała efektywności i absolutnego spełniania. Chciała czuć, że to on kieruje, że jego młoda energia jest w stanie zmieść jej złość i napięcie. 

Jakub  bez zawahania przyjął wyzwanie. 

W jego oczach urodził się blask łowcy. Rozebrał się i ruszył do przodu z gwałtowną, zwierzęcą precyzją. 

Dołączył do niej, cicho zamykając za sobą kabinę, a gorąca para natychmiast ich otuliła. Nie pytał. Odwrócił ją  i gwałtownie przycisnął do zimnych kafelek na ścianie. Pocałunek był nonszalancki i stanowczy. Jakub nie marnował czasu na pieszczoty.  Znał już jej punkt zapalny. Jego usta odnalazły jej szyję, a silna dłoń zjechała z karku w dół, kontrolując jej ruchy. To on dyktował rytm. 

Liwia poczuła, jak jej ciało natychmiast odpowiada na tę agresywną, niecierpliwą dominację. To było dokładnie to, czego pragnęła po dniu pełnym emocjonalnych kłamstw – fizycznej, bezmyślnej ulgi. Oparła głowę o ścianę oddychając z wysiłkiem.  

Jakub poprowadził ten akt z bezbłędna precyzją. Wykorzystał to, że Liwia była cała mokra i śliska. Jego ruchy były szybkie, głębokie i intensywne, jakby odliczał w głowie każdą sekundę. Nie prosił, nie pytał – brał to, co mu zaoferowano. 

Liwia, zaskoczona siłą i szybkością tej reakcji, poczuła, jak napięcie narasta w niej w geometrycznym postępie. To był gwałtowny i wyuzdany atak na jej zmysły. Dostała to, czego chciała. Jej umysł zalał się falą niepohamowanej rozkoszy. 

W czasie, gdy Jakub zacisnął szczękę dając z siebie wszystko, by jej zaimponować, Liwia poczuła, jak świat się zatrzymał. Gwałtowny, stłumiony jęk uwolnił się z jej gardła, a całe ciało napięło się, tracąc kontrolę. Osiągnęła spełnienie – dokładnie tak, jak tego zażądała. 

Wyczerpany chłopak oparł się o nią, a jego czoło dotknęło jej mokrego ramienia. 

Po chwili zawahania Liwia odzyskała twardą maskę. Odsunęła go, patrząc na zegarek na prawym nadgarstku. 

– Trzy minuty i czterdzieści sekund – rzuciła bez emocji, ale w jej oczach pojawił się szacunek. – Jesteś dobry, Jakub, bardzo dobry. 

Zostawiła go samego w parującej wodzie i bez słowa zaczęła się wycierać miękkim ręcznikiem. Usatysfakcjonowana i powściągliwa – znów była pielęgniarką. Wewnętrzny ład i poczucie kontroli zostały przywrócone.  


  Spis treści zbioru
Komentarze (0)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
brak komentarzy
© 2010-2016 by Creative Media
×