Przejdź do komentarzyW poszukiwaniu
Tekst 2 z 8 ze zbioru: Kroniki grozy
Autor
Gatunekhorror / thriller
Formaproza
Data dodania2020-10-19
Poprawność językowa
- brak ocen -
Poziom literacki
- brak ocen -
Wyświetleń754

Niebo gwiaździste nade mną. Noc była idealna. Nie za zimno, bezchmurnie, niemal bezwietrznie. Księżyc w pierwszej kwarcie świecił jasno. Srebrzyste światło przecinało korony drzew. Piękny widok. Wokół cisza i spokój. Przystanęłam na chwilę i wciągnęłam cudowny zapach lasu. Wspaniała atmosfera, niesamowity klimat i niezapomniane przeżycie. 

– Bu! – krzyknął Firo prosto do mojego ucha. – Przestraszyłaś się? – zapytał niewinnie lekko potrząsając moimi ramionami. 

– Weź się nie wygłupiaj. – Rzuciłam mu srogie spojrzenie. – Fajnie tu. Gdzie dokładnie był ten cmentarz? 

– Tego to nikt już nie pamięta. – Wzruszył ramionami. – Minęliśmy tory, czyli w zasadzie możemy już po nim chodzić. 

– Uważam, że to głupie „likwidować” cmentarze. Ludzie, których tu pochowano, oczekiwali, że zaznają wiecznego spokoju. A teraz nikt nawet nie potrafi wskazać, gdzie leżą. 

– Takie jest życie i taka jest śmierć – zażartował. – Nic nie jest dane raz na zawsze, groby nie są tu wyjątkiem. 

– No niby tak... – niechętnie przyznałam mu rację. 

Wolnym krokiem przechadzaliśmy się między drzewami. Zapomnieliśmy zabrać ze sobą latarkę, więc musieliśmy uważać gdzie stawiamy kroki. Ściółka szeleściła pod naszymi butami. 

– Uważaj na wnyki. Podobno tu grasują kłusownicy – ostrzegł mnie troskliwie. Nie spodziewałam się po nim takiej czułości. 

W tych ciemnościach ledwo widziałam jego sylwetkę, a szedł przecież blisko mnie. Powoli skierowaliśmy się ku ścieżce. Nagle jakiś dźwięk przerwał ciszę. 

– Słyszałeś to? – zapytałam przestraszona. 

– Ale co? 

– Skoro pytasz, znaczy, że nie słyszałeś. Bądź chwilę cicho. 

Dźwięk się powtórzył. Przyspieszyłam kroku idąc w stronę, z którego dochodził. Firo, nic nie mówiąc, podążył za mną. Po kilkunastu metrach mogłam już rozpoznać te odgłosy – to płacz dziecka. 

– Zgubiło się czy co? – zapytał zmartwiony. 

– W porównaniu do nas to raczej na spacer nie przyszło – odparłam. – Popatrz. 

Wskazałam na niską postać stającą przy ścieżce. Przez chwilę zastanawiałam się, jak zbliżyć się do dziecka, by go nie przestraszyć. 

– Przepraszam – zaczęłam delikatnie i rozłożyłam ręce na znak dobrych intencji – dzieci nie powinny przebywać same w nocy w lesie. Gdzie twoi rodzice? 

Dziecko zareagował dosyć nietypowo. Automatycznie przestało płakać, ale się nie odezwało. Chciałam podejść jeszcze bliżej, ale Firo złapał mnie za rękę. Wyczułam, że lekko drży. Był wręcz nadludzko wytrzymały jeśli chodzi o niską temperaturę. Drżał więc ze strachu, a może z podniecenia? 

– Możemy ci jakoś pomóc? – zapytał głośno. 

– Wy? Mnie? – zapytało spokojnym głosem. 

Firo zapalił zapalniczkę, żeby nieco oświetlić drogę. Promyk światła radośnie rozdarł ciemności i dotarł do dziewczynki. Miałam tylko chwilę, żeby się jej przyjrzeć zanim zasłoniła twarz. Wyglądała na oko na siedem lat. 

– Razi mnie, zgaś! – krzyknęła histerycznie. Zamknęłam jego zapalniczkę i ogień zgasł. 

– Możemy ci jakoś pomóc? – powtórzyłam. 

– Nie możecie – odpowiedziała łaskawie. – Kim jesteście? 

– Nazywam się Anastazja, a to jest... – chciałam zyskać jej zaufanie przedstawiając się, ale Firo szturchnął mnie bym nie zdradzała jego tożsamości. Wiedziałam, że jest przewrażliwiony na punkcie ochrony swoich danych osobowych. 

– Ja jestem Tosia – uśmiechnęła się do mnie, jeśli dobrze zauważyłam. – Co tutaj robicie o tej porze? – zapytała. 

Cóż, sądzę, że to ja powinnam była to powiedzieć. Rzuciłam Firo pełne wątpliwości spojrzenie. Pokiwał głową dając mi do zrozumienia, że to jeszcze dziecko i nie możemy jej tu zostawić. 

– Spacerujemy po lesie w poszukiwaniu starego cmentarza – odpowiedziałam w końcu. – A ty? 

– Szukam swoich rodziców... zgubili się – powiedziała z typową dziecięcą niewinnością. Ach tak, to nie dzieci się gubią, tylko rodzice. 

– Może odprowadzimy cię do przystanku autobusowego, twoi rodzice na pewno tam właśnie będą cię szukać – wtrącił się Firo. 

– Nie sądzę – odparła poważnie. – Mogę wam pomóc, wiem, gdzie jest ten cmentarz – zmieniła temat. 

– Był – poprawił ją. 

– Jest – uparła się. – Zaprowadzić was? 

– Dobrze, ale potem poszukamy twoich rodziców – zgodziłam się. Wyciągnęłam do niej rękę. Tosia z radością ją pochwyciła. Miała lodowatą dłoń, jeszcze zimniejszą niż Firo. 

– Pomyśleć, że znasz ją ledwo kilka chwil, a już trzyma cię za rękę, podczas gdy mnie nigdy nie prowadzisz za rączkę – zaśmiał się Firo. Nigdy nie potrafił wyczuć, kiedy nie wypada żartować. Skarciłam go spojrzeniem, ale on tylko wzruszył ramionami. Miał mnóstwo dziwactw, dlatego wielu ludzi uważało go za nienormalnego, ale jak dla mnie był po prostu oryginalny. Zawsze mówił, co myślał, choć muszę przyznać, że czasami nawet mnie tym drażnił.  

Tymczasem Tosia dobrze wiedziała dokąd nas poprowadzić. Świetnie radziła sobie w ciemnościach, jakby znała drogę na pamięć. Czułam jak mnie ciągnie przyspieszając kroku. Jej dłoń była taka zimna. W pewnym momencie znów weszliśmy między drzewa. Kilka razy lekko się potknęłam, ale nasza przewodniczka nie zważając na nic parła naprzód. Firo starał się podążać krok w krok za mną. 

– Zwolnij trochę – poprosiłam. 

– Jeszcze tylko kilka kroków – rzuciła niezbyt mnie uspakajając. 

Coś z nią było nie tak. Była jakaś dziwna. Niepokojąco dziwna. Firo też przecież nie był w pełni normalny, ale właśnie za to go lubiłam. Tosia jednak zdawała się być... 

– Tutaj jest cmentarz – zatrzymała się w końcu. 

– Tutaj? – Firo rozejrzał się tępo, jakby liczył, że nagle znajdzie tablicę informacyjną. – Skąd ta pewność? 

Tosia milczała chwilę mierząc nas wzrokiem. Wyglądała jak dziewczynka z horroru klasy B. Czułam, że moje serce przyspiesza coraz bardziej, a podświadomość podrzuca mi czarne scenariusze. 

– Rodzice pokazali mi kiedyś to miejsce. Powiedzieli, że tu chcieli mnie pochować po moich narodzinach – oznajmiła poważnym tonem. Zrobiło mi się trochę nieprzyjemnie. 

– To znaczy... – przełknęłam ślinę – Rodzice chcieli cię... zabić? 

Oczy Firo zabłysnęły. Wiedziałam, co to oznacza. Nie chciałam kontynuować tego tematu, ale skoro już na niego weszliśmy... 

– Mama mnie nie chciała. Dlatego zostawili mnie w lesie. 

Milczeliśmy. Wiatr zakołysał delikatnie liśćmi. Firo krążył niespokojnie jak wilk koło nory. Tosia ziewnęła. Westchnęłam głęboko. Byliśmy w środku lasu. Drzewa były tu nieznacznie rzadsze. W pobliżu był jeden duży głaz, ale ani śladu nagrobków. 

– Wracajmy już. Zadzwonię na policję i znajdą twoich rodziców, dobra? – zaproponowałam. 

W drodze powrotnej nie mieliśmy nic godnego uwagi do powiedzenia. Prowadziłam Tosię za rękę. Obawiałam się, że może się chcieć wyrwać, ale nic takiego się nie stało. Jej lodowata dłoń strasznie mi ciążyła. Chciałam już znaleźć się sam na sam z Firo, przytulić go, poczuć jak głaszcze moje włosy, posłuchać bicia jego serca... Wiedziałam, że on też tego chce, ale byłam także świadoma, że pragnie czegoś jeszcze. Po dzisiejszych wydarzeniach musiał się nieźle nakręcić. 

Na przystanku czekaliśmy może dziesięć minut zanim nadjechał radiowóz. Firo bardzo szanował mundurowych, zawsze powtarzał, że mają trudną i niedocenianą pracę. Zajął się więc opowiedzeniem naszej wersji. Oficjalna historia była taka, że na nocnym spacerze w lesie znaleźliśmy dziewczynkę, która się zgubiła. I tyle, żadnych zbędnych dodatków. Policjanci wysłuchali naszej relacji z cierpliwością. Potem zostaliśmy standardowo wylegitymowani. 

Nim dziewczynka odjechała z policjantami, nachyliła się i szepnęła coś mojemu towarzyszowi. Widziałam, jak jego oczy znowu błysnęły i uśmiechnął się w wymuszony sposób. Zacisnął pięść jakby próbował powstrzymać swoje instynkty. 

Tosia się nawet ze mną nie pożegnała. Sprawiała wrażenie jakby czuła urazę, że wróci do rodziców, którzy chcieli się jej pozbyć. Choć Firo później mi wytłumaczył, że jeśli rodzice nie zgłosili zaginięcia, to będą w większych opałach. A potem po prostu policjanci odjechali i zostaliśmy na przystanku sami. 

– Cudowna noc – szepnął tuląc się do moich pleców. 

– Myślałeś o tym, prawda? – zapytałam smutno. Byłam jedyną osobą, z którą zawsze był szczery. Nazywał to „więzią dusz”. 

– Tak. To była świetna okazja; brak świadków, łatwo zatrzeć ślady... można było wszystko upozorować na dzikie zwierzęta – przyznał. 

– Ale to jeszcze dziecko! – spróbowałam przemówić mu do sumienia. 

– Dobrze wiesz, że ja nie stopniuję śmierci. Stary drań czy niewinna sześciolatka, śmierć to śmierć i zabicie ich nie czyni mi wielkiej różnicy – pogłaskał mnie po włosach. 

– Co tam Tosia powiedziała ci na samym końcu? 

– Nie jestem pewien, czy chcesz wiedzieć... – droczył się ze mną. 

– Chcę, właśnie dlatego pytam – uparłam się i dźgnęłam go lekko palcem w bok. 

– Obiecała, że pochowa swoich rodziców na tym cmentarzu, kiedy już ich zabije. Słodko, prawda? Od początku czułem, że coś z nią jest nie tak i dlatego chciałem ją...  

– Chcesz to teraz zrobić? – odwróciłam się patrząc mu w oczy. 

– Nie – zaprzeczył po namyśle. – Taka romantyczna sceneria, szkoda ją tracić na kolejną przypadkową ofiarę. Cieszmy się dziś chwilą. 

– Dobrze – owinęłam się wokół jego szyi. – Podobał ci się ten cmentarz w lesie? 

– Tak, bardo klimatyczny, aczkolwiek to jeszcze nie to miejsce, w którym chciałbym zostać pochowany. Będę szukał dalej. Pomożesz mi? – zapytał zalotnie. 

– Oczywiście – cmoknęłam go w policzek i odsunęłam się trochę. Nie chciałam, by pomyślał, że go kocham, czy coś. Między nami była tylko więź dusz. – W końcu, gdy już będzie po wszystkim, ktoś będzie musiał zakopać twoje zwłoki.

  Spis treści zbioru
Komentarze (0)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
brak komentarzy
© 2010-2016 by Creative Media
×