Przejdź do komentarzyRozplem
Tekst 147 z 255 ze zbioru: Mioklonie
Autor
Gatunekpoezja
Formawiersz biały
Data dodania2020-11-10
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń838

knajpa nazywała się Penektomia 

(czy można durniej?) 

i do tej pory dziwię się 

że nie splajtowała z tego powodu 


do picia - jedynie mięso. butelkowane. wznosiliśmy 

toasty o pomyślność. żeby to, co udało się zasiać 

wyrosło jak najwyraźniejsze 

było widoczne z odległości kilkuset kilometrów 

nawet po zmroku 


padały zaklęcia, prawie błagania, 

w diabelnie ciężkim powietrzu, w fałdach i bruzdach, 

eliposoidach tytoniowych, bełkocząc, jakbyśmy 

pierwszy raz mieli w ustach język 

(albo zamiennik, nie rozchodzony, świeżo wyjęty 

z pudełka, jeszcze na gwarancji) 

zaklinaliśmy włóczkowe bóstwa. skomliło się 

o światło. o plon. 


pękały kilolitry, kieliszkom odpadały nogi. 

w głębi duszy każdy czuł się jak śmieszny 

rzeźnik - akwaforcista, któremu wylało się 

za dużo kwasu - i zamiast wizerunku mademoiselle 

na zimnej, świńskiej skórze wytrawił się 

pająk z głową Murzyna 


im bliżej północy - tym większy czuło się niesmak 

gęste stawało w gardłach i próbowało wracać 


nad ranem, upchnąwszy głowy w ramiona 

starając się nie przypominać samych siebie, 

a najlepiej w ogóle nie wyglądać po ludzku, 

udając kłęby dymu 

wychodziliśmy z mordowni, co miała żenującą nazwę 


...niepodlewane regularnie - uschło, co do literki

  Spis treści zbioru
Komentarze (2)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Poezja, jakiej na PubliXo rzadko się uświadczy. Z wyjątkiem "lilly"; "gruszki"; "mck" oraz nadprogramowo 2-3 twórców płci rozmaitej :-D
avatar
Jeju, dzięki :)
© 2010-2016 by Creative Media
×