Przejdź do komentarzyRozdział 2. 30 synów lejtnanta Szmidta /7
Autor
Gatunekobyczajowe
Formaproza
Data dodania2021-09-12
Poprawność językowa
- brak ocen -
Poziom literacki
- brak ocen -
Wyświetleń575

- To wspaniałe. - Bałaganow uśmiechnął się ufnie jak dziecko. - Całe 500 tysięcy jak na złotym malowanym spodeczku.


Wstał i zaczął krążyć wokół stolika. Z wielkim żalem pocmokując językiem, zatrzymywał się i nawet otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, jednak, nic nie rzekłszy, ponownie siadał - i po chwili zrywał się znowu. Ostap obojętnie śledził wszystkie te jego dziwne ewolucje.


- Na pewno sam przyniesie? - raptem tamten zapytał z chrypką w głosie. - I to na spodeczku? A jeśli nie przyniesie? A gdzie to Rio de Janeiro? Daleko, co nie? Nie może tak być, żeby wszyscy tam chodzili w białych portkach. Niech pan przestanie, panie Bender. Za 500 tysięcy to i u nas można wcale nieźle sobie pożyć.

- Bezspornie, bezspornie, - wesoło odparł Ostap. - Przeżyć na pewno da się. Tylko niech pan tak nie trzepoce swoimi skrzydełkami bez powodu. Pan przecież tych 500 tysięcy wcale nie ma.


Na bezmyślnym, nigdy nieoranym ugorze czoła Bałaganowa zaznaczyła się głęboka zmarszczka. Niepewnie spojrzał na swego mentora i nieoczekiwanie wypalił:


- Ale ja znam takiego milionera.


Z twarzy Bendera błyskawicznie znikło całe ożywienie. Rysy jego natychmiast stwardniały i jak przedtem przyjęły medalowe wręcz kontury.


- Idź pan sobie, idź. Do widzenia. Datki rozdaję tylko w soboty, więc niech pan tutaj po próżnicy nie zalewa.

- Jak boga kocham, monsieur Bender...

- Posłuchaj pan, panie Szura. Jeżeli przeszedł pan już całkiem na francuski, to proszę nie zwracać się do mnie per monsieur, a per citoyen, czyli na nasze *obywatelu*. A tak przy okazji, to jaki jest adres tego milionera?

- On mieszka w Czarnomorsku.

- Oczywiście, dobrze ja to wiedziałem! Jakżeż inaczej! Czarnomorsk kochany! Tam nawet przed rewolucją każdy, kto miał 10 tysięcy, już był milionerem. Dzisiaj tym bardziej! Mogę to sobie wyobrazić! Nie, to czysta bzdura!

- Ależ nie, proszę tylko pozwolić mi dokończyć. To prawdziwy milioner. Pan rozumie, miałem niedawno szczęście siedzieć tam w pace...


Już po dziesięciu minutach mleczni nasi bracia porzucili ogródek piwny i szybkim krokiem udali się przed siebie. Wielki Kombinator czuł się jak chirurg przed bardzo poważną operacją. Wszystko jest już gotowe. W elektrycznych autoklawach sterylizują się opatrunki i bandaże, siostra miłosierdzia w białym habicie przechodzi cicho po kafelkach podłogi, lśnią medyczne porcelanowe i niklowane akcesoria, pacjent, cały w strachu, z zamkniętymi oczami właśnie leży na szklanym stole, w specjalnie nagrzanym powietrzu unosi się zapach niemieckiej gumy do żucia i lizolu. Chirurg w maseczce i z rozcapierzonymi dłońmi podchodzi do stołu, przejmuje od asystenta wysterylizowany fiński nóż i sucho mówi do chorego: *No, już! Zdejmuj pan koszulę*.


- Ja mam tak zawsze! - rzekł Bender, błyszcząc oczami. - Wielka, warta miliony sprawa zawsze mnie zaskakuje, kiedy akurat groszem nie śmierdzę. Cały mój dzisiejszy kapitał obrotowy, podstawowy i zapasowy to 5 rubli... To jak pan mówił? Że jak się nazywa ten pański nielegalny podziemny milioner?

- Koriejko, - podpowiedział Bałaganow.

- Tak, tak, Koriejko. Piękne nazwisko. I pan twierdzi, że nikt nic nie wie o jego milionach.

- Nikt - oprócz mnie i Prużańskiego. Ale ten Prużański będzie siedział jeszcze więcej niż 3 lata. Gdyby tylko pan widział, jak on strasznie przeżywał i płakał, jak ja wychodziłem z pudła! Na pewno już przeczuwał, że nie powinien był mi o tym Koriejce niczego opowiadać.

  Spis treści zbioru
Komentarze (0)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
brak komentarzy
© 2010-2016 by Creative Media
×