Przejdź do komentarzyRozdział 5. Carstwo podziemia
Autor
Gatunekobyczajowe
Formaproza
Data dodania2021-09-25
Poprawność językowa
- brak ocen -
Poziom literacki
- brak ocen -
Wyświetleń593

Już po dwóch miesiącach na Srietienskim Bulwarze otwarto nowe przedsiębiorstwo pod drewnianą wywieszką z napisem wielkimi literami *REWANŻ* a pod nim - *Rzemieślniczy Artel Towarów Chemicznych*. Artel ten dysponował dwoma pokojami: w tym pierwszym wisiał portret ojca-założyciela socjalizmu, Frydrycha Engelsa, pod którym, niewinnie się uśmiechając, siedział sam Koriejko w eleganckim szarym angielskim garniturze z najprzedniejszego sukna, przeplatanego jedwabną czerwoną nitką. W niebyt wyparowały pomarańczowe botforty na grubej słoninie*), zniknęły też ordynarne półbaczki; każdego dnia poliki Alieksandra Iwanowicza były wspaniale wygolone.


W drugim pokoju mieściła się produkcja. Stały tam dwie dębowe beczki z manometrami i dwoma szklanymi próbnikami, mierzącymi poziom wody; jedna z tych beczek stała na podłodze, druga na antresoli. Obie łączyła karbowana rureczka kapka w kapkę taka, jak do lewatywy; rureczką tą, cicho i dzielnie bulgocąc, płynęła jakaś ciecz. Kiedy zawartość górnej beczki zlewała się w końcu do tej na dole, do pomieszczenia wchodził chłopczyk w walonkach**). Wzdychając jak stary dziadek, przy pomocy wiadra przelewał zawartość dolnej beczki do tej na górze, po czym, skończywszy cały ten jakżeż złożony proces, wychodził do kantorku grzać się tam przy piecu. Z rureczki znowu zaczynało dobiegać ciche plumkanie: płyn kontynuował swoją naturalną podróż - z górnego rezerwuaru do tego niżej.


Alieksandr Iwanycz sam dobrze nie wiedział, jakiego rodzaju chemikalia produkuje jego własny artel *REWANŻ* - nie miał do tego wcale głowy. Cały jego dzień był zawsze wprost zawalony pracą; codziennie jeździł z jednego banku do drugiego, zabiegając o aparaty, umożliwiające poszerzenie swojej zadziwiającej produkcji. W trustach prowadził pertraktacje dotyczące dostaw produktów chemicznych i zdobywał surowce w twardej cenie. Aparaty otrzymywał również. Kupę czasu zajmowała sprzedaż otrzymanych surowców na rzecz państwowych fabryk po cenie dziesięciokrotnie wyższej, masę też energii pochłaniały przewalutowania na czarnej giełdzie pod pomnikiem Bohaterów Pliewny.


Po roku wszystkie te banki i trusty wyraziły chęć zapoznania się ze znakomitymi rezultatami rozwoju artelu *REWANŻ*, z ożywczym wpływem okazanego prężnej firmie finansowego oraz surowcowego wsparcia oraz tym, czy aby ich zdrowo i rzetelnie z nimi współpracujący waleczny prywaciarz nie potrzebuje jakiejś dodatkowej pomocy. Szanowna, wyposażona w uczone brody komisja przybyła do firmy Koriejko trzema dorożkami. W pustym biurze jej przewodniczący długo wpatrywał się w obojętną twarz Frydrycha Engelsa i stukał laską w jodłowy blat kantoru, domagając się przywołania kierownictwa oraz członków zarządu artelu. W końcu drzwi sąsiedniego pomieszczenia otworzyły się, i przed obliczem komisji stanął zapłakany usmarkany chłopczyk z wiadrem w ręku.


Z rozmowy z młodym tym przedstawicielem firmy *REWANŻ* wyjaśniło się, że produkcja idzie pełną parą i że właściciel już od tygodnia nie przychodzi do pracy. W dziale produkcji komisja nie traciła wiele czasu. Ciecz, która tak dzielnie bulkała sobie w rureczce, smakiem, kolorem i chemicznym  składem przypominała zwykłą wodę, czym też w istocie była. Sprawdziwszy ten niewiarygodny fakt, przewodniczący komisji rzekł *Hmmm...* i spojrzał na swoją świtę, która również to samo mu odparła: - Hmmm...


Po czym ze strasznym grymasem uśmiechu rzucił okiem na chłopczyka i spytał:


- A ileż to tobie latek, dziecinko?

- Już mi minął 12. roczek. - odparł młody człowiek i zalał się takim szlochem, że członkowie komisji, przepychając się nawzajem, zwiali na ulicę, po czym ulokowawszy się na dorożkach, czym prędzej odjechali gdzie pieprz rośnie.


Co się tyczy artelu *REWANŻ*, to wszelkie jej operacje/machinacje zostały naniesione w bankowych i trustowych księgach rachunkowych pod wspólną rubryką *bilans zysków i strat*, i dokładnie tak, żeby ani jednym słowem nie nadmienić, iż mowa tutaj wyłącznie o tych ostatnich: o stratach.


Tego samego dnia, kiedy komisja prowadziła w kantorze *REWANŻ* bardzo wieloznaczne rozmowy z chłopczykiem w walonkach, Alieksandr Iwanowicz Koriejko właśnie wysiadał z sypialnego wagonu ekspresu w bardzo niewielkiej winogronowej zapyziałej republice, od Moskwy oddalonej o 3 tysiące kilometrów z kawałem.




1931



....................................................................




*) botforty na grubej słoninie - buty z grubą podeszwą;


**) walonki - kozaczki ze sfilcowanej grubej wełny; świetnie chronią przed dzikim mrozem



  Spis treści zbioru
Komentarze (0)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
brak komentarzy
© 2010-2016 by Creative Media
×