Przejdź do komentarzyBajka o staruszce
Tekst 128 z 134 ze zbioru: Blaski i cienie
Autor
Gatunekbajka
Formaproza
Data dodania2021-10-26
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń862

Bajka o staruszce


Kiedy pewnego dnia matka wracała do domu, zobaczyła w oknie ożywioną scenę, jak między synową i  synem toczy się gwałtowna dyskusja. Usiadła więc na ławce pod oknem, słońce delikatnie muskało twarz, w chwilach ciszy przerwanej kłótni, czuła się jakby ktoś zabrał do krainy cudownej baśni, jednak ta chwila był zbyt krucha, gdyż docierał ponownie gwałtowny dyskurs. Słuchała i nigdy nie przyszło jej na myśl, że nadejdzie ten moment, gdy nikomu nie będzie potrzebna. Zrobiło się bardzo przykro, gdyż synowa twierdziła, że jest ciężarem dla całej rodziny i już najwyższy czas, aby oddać ją do przytułku, tam znajdzie odpowiednią opiekę. Syn zaś żonie wytykał, że tak znienawidziła jego matkę, do takiego stopnia, że nawet wielokrotnie proponowała eutanazję, byle tylko pozbyć się jej z domu. Matka żywiła nadzieję, że syn postąpi inaczej,  nie zgodzi się na  oddanie  do  przytułku. Lecz wtedy właśnie starsza wnuczka Kasia stanęła po stronie matki, poprosiła ojca o oddanie babci do domu starców. Jakież było jej rozczarowanie, gdy zamilkła sprzeczka  i po chwili usłyszała aprobatę syna, aby oddać do przytułku.

Młodsza wnuczka Ania, która wracała ze szkoły, widząc babcię, usiadła obok, a usłyszawszy dyskusję rodziców, powiedziała:

— Wczoraj z tego powodu, też była ostra kłótnia… Babciu, ja nie chcę, aby oddali cię  do przytułku.

— Aniu! Już zdecydowali! Jednak nie w tym rzecz, czy mnie oddadzą, czy nie? Przecież mogli w tej kwestii, ze mną porozmawiać.  Myślę o tym, — powiedział babcia —gdzie się podziała rodzinna miłość, która jednoczyła nas zawsze.

Ania utkwiła wzrok na tornistrze z książkami i z uśmiechem rzekła:  - Tata ciągle powtarza, że rodzina i miłość, to święte ognisko domowe. Natomiast Kasia ciągle nalega na rodziców, aby cię oddali do domu starców. Uważa, że jako nastolatka, powinna mieć swój pokój.

- Tak uważa, - rzekł babcia, - Więc na starość muszą iść do obcych.

- Babciu tata z mamą uważają ciebie za ciężar, a dla mnie jesteś prawdziwym skarbem, z tego powodu mi bardzo przykro. Nie potrafię ich przekonać, aby ciebie nie oddawali do domu starców.

- Nie martw się Aniu. Jak to mówią: Niech się dzieje wola nieba, z nią się zawsze zgodzić trzeba.

- Jestem rozczarowana postawą rodziców – rzekła Ania.

-Moje dziecko! Nie martw się. Zawsze będę blisko. Chyba wiesz, że  modlitwa, to listy miłosne pisane na odległość.

- Babciu, w modlitwie będę o tobie pamiętać . – odrzekła uradowana Ania i weszła do mieszkania.

Przecież to nie przypadek, że jestem już staruszką, bo mogłabym być już na tamtym świecie jak wielu innych ludzi… - pomyślała babcia. I tak rozmyślała o tym, dlaczego żyje dłużej od swoich rówieśniczek, dlaczego o wiele dłużej trwa jej życiowa przygoda na tym świecie. Z tego powodu, doświadczała radości, ale też nie brakowało rozgoryczenia, gdy pojawiały się docinki dotyczące starości, że jest niepotrzebnym zawaliskiem w domu. Kasia wciąż szeptała, że gdy babcia umrze, to pokój będzie jej. Widząc, że śmierć nie nadchodzi, zaczęła nalegać na rodziców, aby babcię oddać do domu starców.  Wielokrotnie słyszała od różnych ludzi, że starość Bóg stworzył niedoskonałą. Chociaż osobiście  o to nie miała pretensji do Boga. On jest mądry i wie lepiej, co człowiekowi jest najlepsze! W ciągu kilku dni zdarzenia potoczyły  się szybko. Znalazła się w przytułku dla starszych osób.

Pewnego dnia siedziała staruszka na fotelu bujanym w ogrodzie: raz w przód, drugi raz w tył! I tak się kołysała! W dłoni przesuwały się paciorki różańca, a na barkach miała zarzuconą dużą chustę, która przypominała dawny domu rodzinny. Na placu zwanym ogrodem, część podopiecznych Ośrodka Opiekuńczego tańczyła, inni wędrowali, a harmonista grał dawne piosenki z lat młodości. Podczas tej fiesty przez bramę weszła młoda dziewczyna; była piękna, ubrana modnie jak przystało na nastolatkę.  – Dzień dobry, babciu! – powiedziała. – Jaką piękną macie potańcówkę i tak duży plac do zabawy! Nikt nie poprosił babci do tańca?

- Nie te lata, nie ta pora wnuczko – odrzekła babcia.

- Ale czy jesteś szczęśliwa?

-- Dziękuję ci, Aniu, że przyszłaś. – odpowiedziała babcia   i uniosła w dłoni różaniec, tak, aby dziewczyna widziała – Ten różaniec to mój taniec  – z uśmiechem powiedziała staruszka . – To prawdziwy przyjaciel, który przychodzi, gdy inni mnie opuszczają. Tak jak ty wnuczko, pamiętałaś o babci.

- Babciu! – rzekła Ania -Teraz są wakacje, mam czas, aby do ciebie przyjść. Może chcesz, bym z domu coś przyniosła? – Droga Aniu! – odpowiedziała babcia – Tutaj nic mi nie brakuje, oprócz tego, żeby Pan Jezus  jak najszybciej mnie zabrał z tego świata do siebie. Widzisz moje dziecko, wszyscy moi rówieśnicy już dawno odeszli , a ja tu tkwię jak kołek od płotu, a płotu już dawno nie ma.

– Babciu,  co ty mówisz! – zawołała Ania -Jesteś nam potrzebna!

- Wiem, wnuczko, wiem! Jak kołek u płotu. – zażartowała babcia. –Tylko  ty jesteś tą różą, która przy nim kwitnie, a ten różaniec jest światłem.

Wnuczka zaproponowała babci przechadzkę po placu, podpierając  się kulą,  szli pośród tańczących, potem wokół Ośrodka. Ania z babcią  w rozmowie o różnych problemach, w radości ze spotkania nawet nie spostrzegły, jak muzyka ucichła i tłum bardzo się przerzedził. Wnuczka pożegnała babcię, gdyż zbliżała się opiekunka, by zabrać podopieczną na kolację. Babcia jeszcze zawołała: Pamiętaj, o tym o co cię prosiłam!

- Powiem ojcu! Powiem! – zapewniła wnuczka - Do wiedzenia babciu i do zobaczenia.

Przed snem babcia siedząc na łóżku, patrzyła na obraz z sercem Pana Jezusa i głośno do Niego przemawiała. - Panie Jezu jestem już spróchniałym drzewem, Wytnij je, bym nikomu nie przeszkadzała, nie była zawalidrogą i ciężarem… I wiele innych narzekań wyrzuciła z serca przed Panem Jezusem.

Tak rozmawiając zasnęła prawie na siedząco…

Wówczas nawiedził ją sen, był tak wyrazisty jakoby zdarzenie miało miejsce  na jawie. Zobaczyła ukochane miejsce rodzinnego domu, budynki i podwórko na którym rósł ogromny klon, a będąc dzieckiem wielokrotnie z braćmi na niego się wdrapywała.  Za drogą była stodoła, a obok drogi rosła ogromna jabłoń, zasadzona wcześniej, niż sięgała swoją pamięcią, zawsze była, zawsze rodząc wyśmienite  owoce, choć teraz nie w pełni jeszcze dojrzałe. Drogą szedł drwal z ogromnym toporem na ramieniu. Minął stodołę i zbliżył się do jabłonki, obejrzał… i jakby się zawahał… popatrzył jeszcze raz na drzewo, oparł topór o pień  i podszedł do dziewczynki bawiącej się na podwórku i rzekł:   - Nakazano mi  ściąć to drzewo… a ty, co o tym myślisz? – spytał się dziewczynki. Wtedy jedne jabłko na drzewie zabłysło wspaniałym światłem i promieniem uderzyło w oczy dziewczynki i rzekło: Nie zgadzaj się na ścięcie!…  nie zgadzaj się!... Wtedy dziewczynka rzekła:

- Szkoda drzewa i  tych niedojrzałych owoców.  Można poczekać do jesieni, a kiedy owoce dojrzeją, można pozbierać do spichlerza, albo rozdać przechodniom,  bo owoce z tego drzewa są smakowite.

– Jednak są tacy, co domaga się ścięcia? Wznoszą ogromne krzyki w tej sprawie – odrzekł drwal.

– Należy poczekać! Pokrzyczą i przestaną! – rezolutnie odpowiedziała dziewczynka. – Ja jestem przeciwna ścinaniu drzewa, Co ono komu szkodzi. Niech rośnie!  Niech Pan się spyta mojego tatę, on na pewno nie zgodzi się na takie  marnotrawstwo.

- Hola, hola twój tata nie ma nic tutaj do powiedzenia, drzewo rośnie w pasie przydrożnym i mogę ściąć w każdej chwili, wedle zlecenia. I co będzie, gdy wrócę  i powiem, że nie ściąłem drzewa?

- Niech Pan powie, że ja się nie zgodziłam – odrzekła śmiejąc się.

- Robię to tylko dla ciebie. Spytam się pracodawcę – odrzekł drwal,  pożegnał się z dziewczynką , wziął topór i odszedł .  Jeszcze za drwalem dziewczę zawołało: Poproś właściciela, aby nie ścinał tego drzewa…  Potem wyszeptała głośno: Dobrze, że poszedł! Zachciało się ścinać zielone i dobrze owocujące drzewo. Co za pomysł?!  Babcia zachwyciła się postawą dziewczynki i chciała ją pochwalić…

Wtem dzwonek budzika obudził, gdyż zbliżała się pora pójścia na poranne modlitwy i msze świętą. Słońce zaglądało do pokoju, za oknami już  wstał poranek. Jednak słowa brzęczały w uszach. W kaplicy klęcząc przed Jezusem zaczęła rozmowę: Panie Jezu, co za sen miałam w nocy? Jak mam go rozumieć?  Czy mam odwiedzić rodzinne strony… ale teraz już chyba nie możliwe… syn sprzedał gospodarstwo i mieszka tutaj w mieście… i  nie ma czasu dla matki. Zaganiany, zapracowany, no i musi słuchać żony. Może Ania poprosi ojca, aby mnie zawiózł w rodzinne strony? Wtem zabrzmiał dzwonek na rozpoczęcie mszy świętej. Rozpoczęła się msza. Podczas czytania ujrzała jak lektor staje się aniołem i jaśnieje światłością. Słowa czytane były jakby świetliki wylatujące z ust i leciały po całej kaplicy. Przed złożeniem darów ujrzała jak aniołowie od ołtarza rozbiegli się po świątyni i od każdego uczestnika zbierali uczynki i zanosili na ołtarz i jak kapłan w czasie konsekracji przemienia się w  Jezusa i mówi: to jest Ciało Moje…

Na ten widok chciała krzyczeć, ale zamarła z podziwu, by po chwili pomyśleć: - To nic innego, jak tylko umarłam… Na pewno umarłam… Przecież żywym ludziom takie wizje się nie zdarzają… Panie Jezu! Co ze mną się dzieje! Czy ja już nie żyję?... Rozległ się szept do ucha od stającego przy niej anioła:  Żyjesz!… żyjesz!... Jeszcze nie czas… Wtem usłyszała: Przyjmijcie znak pokoju!...

W chwili gdy zobaczyła jak aniołowie poszczególne osoby  prowadzą do komunii. Będący tuż obok  anioł stróż wziął ją pod pachę i poprowadził do klęcznika, aby mogła przyjąć komunię.  Po powrocie do ławki zapadła w zadumę modlitewną. Nawet nie spostrzegła jak pacjenci Ośrodka opuścili kaplicę i udali się na śniadanie.

Wychodząc z kaplicy pomyślała, że zapewne wszyscy widzieli to zdarzenie z aniołami. Jednak jej myśl pobiegła do spotkania z wnuczką. Pomyślała: Dobrze, że wnuczka ma wakacje i będzie mogła częściej odwiedzać… Może dziś przyjdzie… A może spełni moją prośbę i ubłaga syna by zawiózł w rodzinne strony.

Czas upływał w zwyczajnym trybie i nadeszło południe, a wnuczka nie pojawiła się na spotkaniu. Czekała… i czekała… zbliżała się wieczorna pora, już wcześniej  kazała się wozić opiekunce po placu, to modliła się, to spotkała kapłana, któremu zwierzyła swój sen, ten ją uspakajał, polecił modlitwę i zapewnił,  że wyjaśnienie nastąpi, jeżeli sen pochodzi od Boga.

Wieczorem, starym zwyczajem, patrząc na obraz Jezusa, znów prosiła, to narzekała i starym zwyczajem osunęła się na poduszkę i zasnęła.

Jak poprzednim razem sen wrócił. W oddali spostrzegła idącego drwala z siekierą. Wiedziała jak  dziewczynka z podwórka martwi się, że nie uratuje drzewa, na nic zda się jej sprzeciw. W tej chwili jak poprzednim razem jabłko zabłysło i zawołało; - Ratuj nas! Wdrap się na drzewo i broń nas.  Dziewczynka postanowiła zaprotestować, pobiegła do jabłoni, wdrapała się na konary i kiedy drwal się zbliżył krzyknęła: Nie pozwolę, nie pozwolę, aby tak dobre drzewo miało być ścięte.

Złaź z drzewa! Słyszysz! Złaź! Muszę wykonać polecenie.

Nie zejdę! Idź sobie!

- Zejdź dziewczynko ,  przykro mi, ale proszono i błagano bym je ściął.

- Kto taki bezmyślny? Zapewne nigdy tutaj nie był i nie widział tak wspaniałej jabłoni.

- Może i nie widział? Jednak ja muszę ją ściąć. Zejdź, bym mógł wykonać powierzone zadanie.

- Panie drwalu!. Wróć do właściciela i powiedz mu, że siedzę

na jabłoni z ramach protestu. Nie zejdę dopóki  ten gospodarz nie przyjdzie

i mi nie wyjaśni, takiego działania.

Wobec natarczywości i nie ustępliwości drwal odszedł, a babcia jeszcze przez sen krzyczała: Nie, nie pozwolę!… Nie pozwolę… Nie pozwolę…

Krzyk był tak wielki, że do pokoju wpadła opiekunka i zaczęła szarpać pacjentkę, aby się obudziła… i gdy ta otwarła oczy, spytała: Co się stało? O co chodzi?...

- Jak to o co chodzi?..- rzekła opiekunka.- krzyczałaś przeraźliwie: Nie pozwolę! I to wielokrotnie.

- Nie pozwolę, aby ścięto to drzewo…

- Jakie znów drzewo?…  Kto i gdzie ma je ściąć?…

Dopiero teraz babcia wróciła ze snu na jawę i pojęła, co się stało i rzekła:

-Przepraszam, to był sen… tak to tylko sen…  ale jaki sen! Muszę zadzwonić do syna, niech przyjedzie… Muszę jechać i zobaczyć to drzewo… Czy jeszcze ono rośnie?... Po czym rzekła do opiekunki – Proszę mi podać telefon z szafki. Muszę zadzwonić…


Ania ledwo co wstała, jeszcze ziewając weszła do kuchni, widząc rodziców przy śniadaniu, rzekła: Zapomniałam wam powiedzieć. Babcia prosiła, aby tata ją zawiózł do rodzinnej wioski. Widząc konsternację rodziców, rzekła: --Skończcie z udawaniem i zdziwieniem. Chyba to nie sprawi większego kłopotu.

Dzwonek telefonu przerwał rozmowę. Syn po rozmowie z matką rzekł: Muszę jechać. Wyjął z szuflady klucze i w okamgnieniu wyszedł z mieszkania  i odjechał z podwórka. Samochód zajechał przed Ośrodek Opiekuńczy, wysiadł pan dość młody, zamknął drzwi samochodu i wszedł do budynku. Po chwili wrócił, prowadząc staruszkę pod pachę i pomógł wsiąść do samochodu.  Mężczyzna  zatrzasnął drzwi za sobą i rzekł: - No to jedźmy w rodzinne strony.  A czego będziemy tam szukać ? – spytał matkę.

– Zatęskniłam. Oj jakże zatęskniłam! –odpowiedziała  – zupełnie zapomniałam jak wygląda nasza posesja! Kobieta tajemniczo się uśmiechnęła, nie wspomniała nic o śnie, nie chciała, aby pomyślał, ze zdziwaczała. Muzyka z radia nastrajała do przemyśleń. Nie postrzeżenie zatrzymali się na poboczu drogi. – No to jesteśmy już na miejscu. –rzekł mężczyzna.

Kobieta od razu spostrzegła, że jabłoń przy drodze rośnie, owoce dorodne lśnią w słońcu, aż serce napełniało się radością. I to, że nic jabłoni nie zagraża. Wrócił spokój, wyjaśniła sobie sen wedle własnego pojęcia.

Widząc właściciela na podwórku pozdrowiła i spytała, czy może  zerwać kilka jabłek dla siebie.

- Może Pani zerwać tyle, ile chce. Pewnie to jej ostatni rok, gdyż będą kłaść asfalt i poszerzać drogę. Jabłoń rośnie w obrębie pasa drogowego i na nic zdał się mój sprzeciw. Będzie usunięte.

- Rozumiem. Dziękuję … dziękuję…

- Po co ci te jabłka? – spytał się syn - Przecież w Ośrodku  niczego ci nie brakuje.  Sentyment! Sentyment mój synu, ale ty tego nie zrozumiesz. – odrzekła matka

Wsiedli do samochodu i wrócili do miasta. W czasie nocy znów sens się powtórzył i wszystko było jak poprzednim razem. Tylko z tą różnicą, że gdy ujrzała  drwala, to do niego rzekła: możesz je ściąć. Owoce już dojrzałe, a jabłoń i tak zetną, gdyż będą tam kłaść asfalt i poszerzać drogę.

- Nie chcę jej ścinać – rzekł drwal – ale muszę na twoją prośbę

- Jak to? – spytała staruszka – Na moją prośbę?,  Co to znaczy?

-Chcesz wiedzieć?

-Oczywiście.

- Otóż tym drzewem ze snu jesteś ty, owoce to dusze ludzkie, którym wypraszasz zbawienie, swoim cierpieniem i modlitwami. Jeżeli zetnę drzewo, to dusze nie osiągną zbawienia. Wciąż błagasz, bym ciebie zabrał z tego świata. Wiem, że świat i nawet bliscy nie lubią starców. A właśnie tacy jak ty, czynią ogromną ilość dobra.

- O! Mój Panie. Chowaj mnie na tym świecie, tyle lat, ile chcesz, aż każdy owoc dojrzeje i znajdzie się w niebieskim spichlerzu.

W tej chwili drwal przeistoczył się w  Chrystusa, który pobłogosławił staruszkę i oddalając się zniknął w innym wymiarze. Odtąd staruszka już nigdy nie prosiła, żeby odejść z tego świata i  nie narzekała na gderania innych osób pod swoim adresem.  Miała pogodny uśmiech i życzliwe słowo tym, których spotkała każdego dnia.  Nie zapominała o modlitwie za konających i potrzebujących.



  Spis treści zbioru
Komentarze (2)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
"Bajką" to na pewno nie jest; koncepcja bezbłędna i pełna wielkiej NADZIEI; tekst do stylistycznego przepracowania.

Serdecznie :)
avatar
Chyba przestawiłam tu gwiazdki? Bardzo przepraszam :)
© 2010-2016 by Creative Media
×