Przejdź do komentarzyRozdział 14. Pierwsze widzenie /5
Autor
Gatunekobyczajowe
Formaproza
Data dodania2021-11-27
Poprawność językowa
- brak ocen -
Poziom literacki
- brak ocen -
Wyświetleń555

Koriejko śledził wszystkie poczynania naszego milicjanta już całkiem w pogrzebowym nastroju. Na świat pojawiła się blaszana papierośnica z marką *Kaukazy*, niestety, oczekiwany przez Ostapa okrzyk radosnego zdziwienia wcale nie nastąpił. Tajny milioner patrzył na blaszankę kompletnie obojętnym wzrokiem. Pan władza tymczasem wyjął z niej pieniądze, skrupulatnie je przeliczył i, podsunąwszy je Alieksandrowi Iwanowiczowi, rzekł:


- Równo 10 tysięcy. Będzie pan łaskaw podpisać ich odbiór.

- Pan się myli, towarzyszu milicjancie, - odparł cicho Koriejko. - Jakie 10 tysięcy? Jakie pokwitowanie odbioru?

- Jak to jakie? Przecież wczoraj został pan ograbiony?

- Nikt mnie nie ograbił!

- Ależ jak to nikt nie ograbił? - zdenerwował się Ostap. - Wczoraj nad morzem. I zabrali panu 10 tysięcy. Złodzieje są już w naszym areszcie. Proszę podpisać pokwitowanie.

- Na miłość boską, nikt mi niczego nie zabrał, - powiedział Koriejko, i po jego twarzy przemknęło jasne światełko. - To jakaś idiotyczna pomyłka.


Jeszcze nie pojmując całej głębi swojej porażki, Wielki Kombinator zaczął jak uczniak niedopuszczalnie naciskać, o czym później zawsze wspominał ze wstydem: próbował wymusić swoje, złościł się, wpychał okradzionemu pieniądze i w ogóle, jak mawiają Chińczycy, całkiem stracił twarz. Koriejko wzbraniał się, wzruszał ramionami, na wszelki wypadek uśmiechając się, i swojej kasy nie przyjął.


- Czyli że pana nie okradziono?

- Nikt mnie nie ograbił.

- I 10 tysięcy pan nie stracił?

- Oczywiście, że nie! No, niech pan tylko pomyśli: skąd miałbym wziąć taki wielki pieniądz?

- Racja, racja, - stygnąc, rzekł Ostap. - Skąd u drobnego urzędnika taka kupa forsy?.. A więc u pana wszystko w porządku?

- Absolutnie wszystko! - z czarującym uśmiechem odparł milioner.

- I żołądek też ok? - spytał milicjant, uśmiechnąwszy się jeszcze bardziej czarująco.

- W najlepszym porządeczku. Pan wie? Jestem bardzo zdrowym człowiekiem.

- I nocne koszmary was nie dręczą?

- Mnie? Nigdy, panie milicjancie.


Jeżeli chodzi o ich uśmiechy, dalej już szło całkiem tak, jak w rękopisie Liszta: szybko, bardzo szybko, jeszcze szybciej, jak tylko da się szybko, a nawet dużo bardziej niż szybko-szybko. Nowi znajomi pożegnali się jak najserdeczniejsi przyjaciele.


- Furażerki milicjanta proszę nie zapomnieć! Została u mnie na stole.

- Niech pan nie je na noc surowych pomidorów, - radził, śmiejąc się wszystkimi zębami, Ostap, - wieczorem bardzo szkodzą na żołądek.

- Wszystkiego dobrego, - odpowiadał Koriejko, radośnie kłaniając się i dygając jak mała dziewczynka.

- Do widzenia, do zobaczenia! Jest pan bardzo interesującym człowiekiem. Wszystko u pana w porządku! To zadziwiające: być takim szczęśliwcem - i nie siedzieć w kryminale!


Wciąż z przyklejonym do twarzy niepotrzebnym już uśmiechem Wielki Kombinator wyskoczył na chodnik przy ul. Małej Skośnej. Kilka przecznic minął szybkim krokiem, zapominając, że na głowie nadal ma czapkę milicjanta z herbem miasta Kijów, która tutaj, w Czarnomorsku mogła budzić sporą konsternację. I dopiero znalazłszy się w tłumie szanownych starców, którzy głośno gadali u krytej werandy, prowadzonej przez MOPS jadłodajni nr 68, opamiętał się i zaczął spokojnie rozważać swoje szanse powodzenia.


W czasie, gdy tak oddawał się swoim przemyśleniom, spacerując w tę i z powrotem, stare dziadki i babki kontynuowały swoje codzienne zajęcie.


Jacy dziwaczni i śmieszni byli w tamtych czasach ci ludzie!




1931



  Spis treści zbioru
Komentarze (0)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
brak komentarzy
© 2010-2016 by Creative Media
×