Przejdź do komentarzyWybór należy do ciebie
Tekst 1 z 3 ze zbioru: Opowiadanka
Autor
Gatunekobyczajowe
Formaproza
Data dodania2021-12-20
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń464

Mądrzy ludzie na mieście mówili, że pisarzem może zostać każdy. Kasia też tego chciała. Codziennie widziałem, ile wysiłku wkłada w realizację swojego marzenia. Wstawała wcześnie rano, czytała książki o pisaniu, a później myślała, bez końca myślała. A przecież już podczas pierwszych zajęć na kursie pisania nauczyciel mogący się pochwalić dużym doświadczeniem w zakresie tworzenia literatury gatunkowej mówił do licznie zgromadzonych adeptów: „Piszcie, piszcie każdego dnia, piszcie do skutku, piszcie, aż się nauczycie, piszcie, aż uwierzycie, że potraficie to robić”. A Kasia przekonana, że dopiero przyswojenie pełnego zakresu wiedzy teoretycznej gwarantowało jej osiągnięcie sukcesu na rynku wydawniczym, traktowała słowa mistrza jak nic niewnoszący slogan.

Co wieczór słyszałem, jak miota się niezadowolona z siebie, oskarżając swoje wewnętrzne ja o brak weny twórczej. Potrafiła o tym mówić całymi godzinami, katując zarówno mnie, jak i siebie samą. Kiedyś przypadkiem wyczytałem w sporządzonych przez nią notatkach: „Zapamiętajcie, nie ma czegoś takiego jak wena twórcza”.

– Kochanie, narzekasz na brak czegoś, co nie istnieje. – Podsunąłem jej pod nos segregator z zapiskami.

– Zamiast mnie wspierać, jeszcze bardziej mnie dołujesz! We współczesnym mężczyźnie nie ma krzty zrozumienia dla kobiecych rozterek! – Wybiegła z kuchni, by schronić swoje urażone ego w pieleszach sypialni.

A ja naprawdę chciałem jej pomóc. Jaki jest pożytek z tego, że mieszka się z nieszczęśliwą kobietą?

Zaprosiłem ją na wieczór autorski najbardziej poczytnego pisarza w kraju. Byłem pewny, że mojej umiłowanej spotkanie z gwiazdą gwiazd pozwoli ruszyć z miejsca. Przyznaję, facet mówił więcej o swojej książce, niż o pisaniu, a przy tym wodził wzrokiem zdobywcy po żeńskiej części słuchaczy. Wsłuchany w jego słowa, dopiero po pewnym czasie spojrzałem na królową mego serca.

– Przyprowadziłeś mnie tutaj, żeby mnie upokorzyć! – wyrzuciła z siebie po przekroczeniu namalowanej na podłodze białej linii dzielącej Empik na część wykładową i sprzedażową.

– Ależ skąd, kochanie. Jakżebym śmiał? Chciałem tylko…

– Już ja wiem, czego ty chciałeś! Pragnąłeś, żebym zmiękła. Zapewne miałeś w planach wypad na uroczystą kolację, po drodze do domu kupiłbyś mi bukiet czerwonych róż, a wszystko nie dlatego, że mnie kochasz, tylko dlatego, że marzy ci się nieziemski seks! – Ostentacyjnie dotknęła dłonią swojego czoła, jakby chciała sprawdzić, czy nie ma podwyższonej temperatury. – Ale nie ze mną takie numery! Może i nie rozwinęłam jeszcze swojego pisarskiego geniuszu, ale honor kobiety mam i nie pozwolę sobie go odebrać!

Wróciliśmy do domu bez kolacji spożytej przy zapalonych świecach, bez bukietu kwiatów, bez szansy na nieokiełznany seks, ba, na żaden seks przez następny tydzień. Niezadowolony położyłem się na kanapie w salonie. Zamknąłem oczy, moje ciało zanurzyło się we śnie.

W letni, słoneczny dzień szedłem polną drogą między polami zarośniętymi mieszaniną zielonożółtych traw, gdzieniegdzie ozdobioną czerwonymi makami i innymi kolorowymi roślinami, których nazw nie znałem. Nieobarczony problemami, zadowolony z życia, całkiem swobodny kroczyłem do przodu niczym hasająca po leśnej polanie sarenka. Wtem, kilka metrów ode mnie, z wielkim hukiem zwalił się z nieba jasny grom. Rośliny, jeszcze przed chwilą wyciągające swoje łodygi w stronę słońca, pochyliły się, jakby oddawały hołd. Spojrzałem w górę. W moim kierunku zbliżał się niewielki, biały obłok. Zamarłem. Pierzasta chmura zastygła na wysokości moich oczu. Poczułem na ciele delikatny powiew letniego wiatru. Wciągnąłem haust powietrza do płuc. Obłok przyjął kształt przypominający wyglądem Atenę. Przestraszony, zakryłem rękoma twarz i skuliłem ciało.

– Młodzieńcze, nie obawiaj się. Jestem tu po to, żeby ci pomóc – powiedziała nienaturalnie przestrzennym głosem.

Minęła chwila, zanim do mojego zmąconego umysłu dotarł sens jej słów.

– Zawierz mi, tak jak wielu ludzi zawierzyło –  szepnęła bogini.

– Powiedz, co mam zrobić – wyrzuciłem z siebie, kiedy zebrałem całą odwagę.

Nadprzyrodzona postać uśmiechnęła się matczynym uśmiechem.

– Daj sobie szansę, zasiej!

Ponownie poczułem na ciele wzmożony ruch ciepłego powietrza. Bogini rozmyła swoje niebiańskie kształty i przeistoczyła się w obłok. Stałem pośrodku traw i patrzyłem za oddalającą się chmurą.

Obudziłem się  zlany potem. „Mądrzy ludzie na mieście mówili, że pisarzem może zostać każdy” – to była pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy. Spojrzałem na budzik stojący na komodzie w salonie. Wyświetlacz elektronicznego zegara w bezduszny sposób informował, że minęła czwarta trzydzieści. Zerwałem z siebie kołdrę, wstałem i całkiem rześki wszedłem do kuchni. Złapałem za reling drzwi lodówki i pociągnąłem. Wyjąłem mleko i postawiłem je obok ekspresu do kawy. Włożyłem do butelki gumową rurkę i nacisnąłem przycisk: caffè latte. Ekspres zawył, jakby to było jego ostatnie parzenie. Czekałem, aż sprzęt zrealizuje narzucony mu program. I wtedy natchnęło mnie: „Skoro inni mogą, to znaczy, że ja też mogę”.

Ubawiony swoją refleksją, chwyciłem szklankę z prawie białym płynem i przestawiłem ją na stół kuchenny obok komputera. Poruszyłem myszką, wzbudziłem ekran, otworzyłem plik z napisem Word i zacząłem pisać. Pisałem do momentu wyjścia do pracy. Pisałem po powrocie do domu. Pisałem następnego dnia. Pisałem codziennie.

A teraz zrelaksowany siedzę w wygodnym fotelu naprzeciwko niezwykle urodziwej kobiety i nieskrępowany odpowiadam na zadawane przez nią pytania. Kilka metrów ode mnie, na drewnianych, składanych krzesłach, siedzi nie mniej, niż setka moich czytelników. Część z nich przyszła na moje spotkanie autorskie, ponieważ lubi czytać napisane przeze mnie książki. Część, z zupełnie innych powodów. Siedzę i z wielkim zainteresowaniem patrzę w ich stronę. Moją uwagę przyciąga grupa młodych dziewcząt. Ktoś z boku mógłby pomyśleć, że szukam świeżej krwi do nocnych igraszek. Być może na poziomie podświadomym tak jest, bo przecież od kilku lat jestem wolnym, mającym naturalne potrzeby facetem. Jednak na poziomie umysłu świadomego zastanawiam się raczej, czy te młode, nieskażone życiem istoty zdają sobie sprawę z potencjału, który w nich drzemie. Czy znajdą w sobie odwagę, aby podążać moim śladem? Niestety, nie znam odpowiedzi na te pytania. Nikt ich nie zna. Tylko Atena mogłaby szepnąć słówko w tej sprawie. Jedno jest pewne: trzymam za nie kciuki.


  Spis treści zbioru
Komentarze (2)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Naturalnie, że wybór należy do ciebie (patrz tytuł). O ile masz tzw. bazę.

Bez bazy, co by ci nie zaproponowali, zawsze wszystko będzie poza twoim zasięgiem.

Nie zatańczy piruetów
Gość, co zjadł kotletów
5 tysięcy
W 6 miesięcy;
Teraz tylko, rzężąc, jęczy ;(
avatar
Warsztaty literackie dla ogromnej większości swoich adeptów - to czas stracony.

Dlaczego?

Bo Sztuka Słowa jest darem. Tego nie da się wyuczyć.

Czego znakomicie dowodzi przykład męskoosobowego narratora w pięknym tym opowiadanku

(patrz nagłówek i perypetie bohatera oraz jego pięknej, niestety, pozbawionej pisarskiego talentu żony)
© 2010-2016 by Creative Media
×