Przejdź do komentarzyChłopiec Cz. I
Tekst 1 z 2 ze zbioru: Halo1
Autor
Gatunekfantasy / SF
Formaproza
Data dodania2022-01-09
Poprawność językowa
- brak ocen -
Poziom literacki
- brak ocen -
Wyświetleń368

Bezdomny zachwiał się i omal nie runął na bujawkę, z której czmychnęły dzieci jak spłoszone wróble. Najstarszy w grupie chłopak zaczął szydzić z kloszarda. Reszta dzieci dołączyła do starszaka jak ratlerki, ujadając. Prześcigały się w obrzucaniu mężczyzny epitetami, do których był on przyzwyczajony: śmierdziel, pijak, łazik, fantasta, jak ten dziwak spod dwudziestki dwójki.

— A ja wam mówię — przeciągał chwiejnymi słowami. — Oni tu są! Co noc lądują na dachach bloków. Porywają ludzi na badania — obniżył głos.

— Jesteś pojebany! — krzyknął najstarszy.

— Janek, powiedziałeś brzydkie słowo — oburzyła się piegowata Kasia. — Wszystko powiem mamie!

— Jak ty powiesz o tym mamie, to ja powiem wszystkim, że się…

— Nie! — zaprotestowała Kasia.

— Kasia, sikasia, Kasia, sikasia! — ruszył unisono podwórkowy chór.

Bezdomny wykorzystał chwilową demobilizację w obozie wroga i chwiejnym krokiem oddalił się szemrząc:

— Zobaczycie, to dopiero początek. Oni tu są. Nikt mi nie wierzy, ale ja nie śpię, ja ich widzę. Zapisuję wszystkie przyloty i odloty, o tu — wyciągnął wymięty zeszyt, z którego posypały się poplamione kartki.


***


Chłopiec szedł z założonym na ramiona plecakiem do swojego domu; a to oznaczało, że będzie musiał przejść jeszcze sześćset metrów, po czym wdrapać się na przedostatnie piętro siwego bloku i otworzyć zamek do drzwi mieszkania numer „22”. Gdy wśliźnie się do środka, zrzuci plecak, wejdzie do kuchni, gdzie jego mama zostawiła pod przykryciem obiad. Posiłek wyląduje jak latający spodek we wnętrzu mikrofalówki. Chłopiec będzie przyglądał się temu i dziwił, dlaczego potrawa zacznie drżeć, pulsować i dymić. Kiedyś chciał nawet wysłać swojego badacza aeronautę, w pełen niebezpieczeństw zwiadowczy lot, do tego obcego i tajemniczego świata za drzwiczkami, za drobniutką siatką, w ten niedostępny dla niego obszar. Aeronauta Hektor, prywatnie chomik, przyodziany w srebrzysty kombinezon z folii aluminiowej badawczo obwąchiwał okolicę przed lotem. I już miał Hektor aeronauta wystartować, kiedy mama przerwała odliczanie. Cóż, bywa. I całe szczęście.

Po obiedzie chłopiec odpocznie przeglądając stary komiks o latających spodkach. Godzinę później obowiązkowo usiądzie do odrabiania lekcji. I uczyni tak, odrobi zadanie domowe, nie dla własnej przyjemności, bo odrabiać zadań domowych nie lubi, lecz dla mamy właśnie. Po nich obejrzy coś w telewizji, umyje się i położy do łóżka. Gdy mama wróci z pracy, on, zazwyczaj, będzie już spał; choć nie tej nocy.

Jak byłoby fajnie mieć taki latający spodek — marzył chłopiec patrząc, przykryty kołdrą, na piątą stronę komiksu, gdzie widniał wyśniony latający talerz. Zamek w drzwiach wejściowych cichutko zgrzytnął, to znak, że mama przyszła do domu po zmianie w miejskim szpitalu. Cichutko uchyliła drzwi pokoju chłopca; wszystko wydawało się być na swoim miejscu. Chłopiec wiedział, kiedy wyłączyć latareczkę, aby się nie zdradzić, choć miał świadomość, że jest to niezdrowe dla jego oczu; był w tym już coraz bardziej wprawiony.

Kiedy skrzypnęła klamka zamykanych drzwi w jego pokoju, oddał się marzeniom. Wyobrażał sobie jak w środku nocy wychodzi na dach, gdzie parkuje, przez nikogo niedostrzegalny, spodek. Stoi na trzech nogach i ma sferyczna kopułę wykonaną ze szkła; tak, aby mógł wszystko dokładnie widzieć. Wewnątrz talerza jest wystarczająco dużo miejsca, ażeby można było swobodnie obejść fotel pilota, mając dostęp do wszystkich urządzeń pokładowych. Do sterowania latającym spodkiem służy joystick, taki jak do gier video, którym wybiera się kierunek i cel podróży. Spodek sam dba o parametry lotu: dostosowuje prędkość i utrzymuje pozycje poziomą; choćby nie wiadomo co. Tysiące malutkich kontrolek i monitorów informują o przebiegu lotu. A gdy już chłopiec jest wewnątrz talerza, wznosi się siłą bezgłośnego napędu i lata pomiędzy domami. Czasem ląduje na placu zabaw; od tak, bo może. A przede wszystkim, jest sam. Nikt mu nie przeszkadza. Na nikogo nie musi patrzeć i nikt nie patrzy na niego; bo w spodku jest niewidzialny. Pani nie wywołuje do odpowiedzi, a koledzy i koleżanki z klasy nie śmieją się z niego. Ulice świecą pustkami. Wszystkie okna śpią, spowite czarną zasłoną nocy. Tylko koty uganiają się za myszami. A gdy chłopiec chce zrobić jednemu z nich psikusa, to cichutko podlatuje do dachowca i trąca go nogą spodka w ogon. Wtedy kiciuś najeża grzbiet i czmycha chowając się pod najbliższy samochód. Zawsze jest tak cudownie. Powietrze pachnie, gdy otwiera kopułę spodka by zerwać z czubka najwyższego w okolicy drzewa liść. Ma ich całą kolekcję. Są jak bilety zaświadczające o odbytym locie. Czasem, nie za często, wzbija się wysoko, wysoko, wysoko…

Coś zastukało w szybę. Chłopiec wychynął spod puszystej kołdry i nasłuchiwał. To coś pukało rytmicznie: puk, puk, puk. Odwrócił głowę. Jakiś kształt… Cień na szybie. Chłopcu najeżyły się włoski na rękach. Skrył się pod kołdrą. Nasłuchiwał trwożnie. Puk, puk, puk. Nie dawało mu to spokoju. Ciekawość przezwyciężyła strach. Wyszedł spod kołdry i idąc na palcach podszedł do okna. Spojrzał, przetarł oczy i zobaczył. Wisząca drabinka linowa obijała się: puk, puk, puk o szybę. Otworzył okno. Przecież jest już dużym chłopcem — pomyślał, nie będzie się bał. Wyjrzał przez nie. Drabina zwisała z dachu. Uchwycił ją ręką i mocno pociągnął. Trzymał się dobrze.

Iść albo nie iść, oto jest pytanie.


  Spis treści zbioru
Komentarze (0)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
brak komentarzy
© 2010-2016 by Creative Media
×