Przejdź do komentarzyObłęd króla Biroja - cz. 1
Tekst 7 z 9 ze zbioru: kociopisarz
Autor
Gatunekproza poetycka
Formaproza
Data dodania2022-01-10
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń530

Oczy niebios tej nocy otworzyły się znużone swą sennością. Patrzyły na mały złoty liść, który niczym niestrudzony frunął od wielu wieków. Niesiony wiatrem i nadzieją pokonywał trudności- czytał ludzkie myśli zapisane w przestrzeni istnienia. Liść zatrzymał się o drugiej w nocy na parapecie chabrowej komnaty króla Baroja, po chwili odpoczynku, mała gąsienica spoczęła na środku liścia.

W księstwie króla Biroja wielkie poruszenie. Dreszcz emocji przebiegał po każdym, poczynając, od królewskich dostojników, kończąc na plecach ubogich chłopów. Nawet ściany w królewskim pałacu przesiąknięte, były niepokojem. Portrety zmarłych władców spoglądały- bezszelestnie, bez mrugnięcia oka. Majestatyczne kwiaty w wazonach stały na baczność, szykując się do oddania hołdu następcy tronu, który lada moment miał przyjść na świat.

Siódmy maja Roku Pańskiego 1977.

Król nie śpi tej nocy. Przemierza swą komnatę wzdłuż i wszerz, zaczął kroki liczyć, by zagłuszyć swoje niepokoje. Szept delikatny, jak skrzydła motyla, zakłócił odgłos czerwonych ciżemek na małych zniekształconych stopach. Odwrócił głowę i nasłuchiwał,

-   Musisz zabić to dziecko, gdyż nieczysta płynie w nim krew. Królowa dopuściła się niecnych występków- na ustach nosi zdrady brzemię. Tonęła w ramionach twego najsilniejszego rycerza Birmingena.

- Zrób wszystko, by zgładzić bękarta.

Król poruszał, szyją, chcąc rozluźnić napięte mięśnie karku, Ręce przyłożył do uszu, jakby chciał już niczego nigdy nie usłyszeć. Podszedł do łóżka, zacisnął pięści i wpatrując się w płomień świecy- zawołał.;

-  Glosie, gdzie jesteś? Czym karmisz moje serce, z tych boleści, chyba skonam. Król w teatralnym geście złapał się za brzuch.

- Tu jestem w płomieniu, ten mały pomarańczowy punkt — to ja, ogień zemsty, który nigdy nie gaśnie- zobacz, co potrafię.

Biroj odskoczył, gdy wielki jęzor ognia, dosięgnął sufitu.

- Przestań ogniu płonąć! Ucisz się — kimkolwiek jesteś.

Słyszał swój wewnętrzny głos, skrzypiał w nim jak śnieg pod nogami, który długo biały nie zostanie, gdy czarny atrament – wylejesz.

- Zrobię co, zechcesz- nie chcę zginąć!

Znów ujrzał, mały płomyczek. Chora zazdrość, ślepa żądza- zawładnęły nim całkowicie.


Natarczywe myśli, brzęczały mu w głowie jak muchy, które nie dawały spokoju, znowu zaczął kroczyć po komacie. Kroki stawały się coraz głośniejsze, dźwięczały w jego uszach jak fanfary myśliwskie – szedł za swym głosem jak zaszczute poranione zwierzę. Jego cel, był prawie na wyciągnięcie ręki, czekał teraz niecierpliwie na bieg wydarzeń.

Dni mijały- gąsienica na liściu po przeobrażeniu, stała się pięknym motylem, a liść poszybował, dalej w swą odwieczną podróż. Przemoczony, opadał na ziemię, po czym wychodziło słońce. Liść rozkosznie wygrzewał się w jego promieniach i wysuszony, znowu leciał z wiatrem w wyznaczone miejsca, które nigdy nie były przypadkowe.




  Spis treści zbioru
Komentarze (1)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Kolejny obraz, który można dotykać oczami wyobraźni.

Pozdrawiam serdecznie:)
© 2010-2016 by Creative Media
×